Projekt: Monster
(Cloverfield)
Matt Reeves
‹Projekt: Monster›
Opis dystrybutora
W przeddzień wyjazdu do Japonii, Rob widzi w zorganizowanym dla niego przez przyjaciół przyjęciu pożegnalnym, możliwość wyznania uczuć i ostatecznego uporządkowania spraw. Jego plan przybiera jednak niespodziewany obrót w chwili, kiedy następuje seria gwałtownych wstrząsów. Uczestnicy przyjęcia zastygają w miejscu oglądając wiadomości informujące o trzęsieniu ziemi, po czym pędzą na dach starając się przyjrzeć zniszczeniom.
Utwory powiązane
Najbardziej realistyczny monster-movie, jaki kiedykolwiek nakręcono. Szkoda tylko, że nie najbardziej emocjonujący. Ale i tak brawa dla twórców za kreatywność.
Ekipa „Lost” nie zawiodła. Katastroficzny monster movie opowiedziany rozchwianą kamerą rodem z „Blair Witch Project” (dystrybutor postanowił pomóc kinomańskiej tłuszczy i podpowiada w polskim tytule, o co się rozchodzi w fabule – że „monster” i że „projekt”). Dla mnie bomba! Inwazja doomopodobnych potworów na Nowy Jork widziana przez nerwowy obiektyw kamery obsługiwanej przez sympatycznego gamonia. Oglądałem z dziką satysfakcją i czekam na więcej.
Ponowocześni filozofowie mieliby tu spore poletko do przeorania. Na pewno w grającej kluczową rolę w filmie kamerze dopatrzyliby się sztucznego zwierciadła, które w dzisiejszym świecie jest jedynym sposobem na ukonstytuowanie tożsamości jednostki. Ja niestety filozofem nie jestem, dlatego przez cały seans zachodziłem w głowę jak to jest możliwe, żeby uciekający przed monstrum człowiek cały czas wszystko filmował, na dodatek całkiem nieźle wszystko kadrując. Zresztą, gdy kamerzysta zostaje już zjedzony, kamera zostawiona samopas też sobie w operatorce całkiem nieźle radzi. To też jest sprawa, którą powinni zająć się mądrzejsi ode mnie. Mnie w tym filmie tak naprawdę podobały się tylko trzy piękne niewiasty, które tak pięknie uciekały w szpilkach przez zgliszcza Nowego Jorku (jedna to nawet uciekała po tym, jak z jej serca znajomi wyciągnęli metalowy pręt).To się nazywa prawdziwa determinacja.
MW – Michał Walkiewicz [5]
"Wszystko jest formą”. Gomborwicz? Nie, Dżej Dżej Abrams. M-Movie jadący wyłącznie na ciekawym koncepcie, ale pusty jak bęben. That’s all folks!
Wiele hałasu o nic, czyli świetna kampania reklamowa, która poprzedza produkt klasy średniej. Produkt wyważony i wymierzony precyzyjnie, udający przy tym film amatorski. Połączenie „Blair Witch Project” z opowieścią o Godzilli. Trochę lepsze od „Blair…”, zupełnie inne niż „Godzilla”. Potrafi przerazić czasem – mamy w końcu do czynienia z potworem atakującym USA, potrafi też wywołać mdłości – to efekt rozedrganej kamery i rozhuśtanego obrazu. I bohaterowie za dużo paplają do kamery, zamiast porządnie zająć się ucieczką. Histeria wprawdzie w ich sytuacji filmowej jest uzasadniona, ale co za dużo, to niezdrowo. Zdecydowanie lepiej wyglądają sceny katastroficzne – walące się nowojorskie mosty i wieżowe padające jak kostki domina.