W leśnym rowie, w pobliżu nadmorskiego miasteczka San Banito, znaleziono ciało młodej kobiety. Do wyjaśnienia sprawy przydzielono dwóch detektywów - doświadczoną Cassie Mayweather (Sandra Bullock) oraz jej nowego partnera Sama Kennedy′ego (Ben Chaplin). Początkowo wszystko wskazuje na to, że kobieta padła ofiarą przypadkowego gwałtu, jednak Cassie instynktownie wyczuwa, że prowadzona przez nią sprawa ma jakieś drugie dno. Nie wie jednak, że rozwiązanie zagadki będzie wymagało od niej uwolnienia się z okowów własnej przeszłości, którą - jak się jej zdawało - zostawiła za sobą wieki temu.

Ojej, słyszałem, że kiepskie, ale nie sądziłem, że aż tak. Sandra Bullock jako twarda policjantka z wydziału zabójstw to jedna z największych pomyłek castingowych ostatnich lat.

Sandra Bullock to jedna z takich osób, na której powinno się umieścić instrukcję obsługi, i to koniecznie w jakimś widocznym miejscu (czoło?), żeby każdy reżyser miał szansę zapoznać się z nią przed ostateczną decyzją o obsadzie. A instrukcja powinna brzmieć: 'Używać Wyłącznie Do Ról Komediowych'. W roli dramatycznej panna B. natychmiast przybiera taki wyraz twarzy, ze nie sposób się nie śmiać, a cały nastrój grozy bierze w łeb. Zresztą w wypadku tego filmu Sandra nie jest jedyną osobą, której wolałabym, żeby w nim nie było, a mało szczęśliwa obsada to nie jedyne, co czyni z tego filmu mierny produkcyjniak. Przeciętny scenariusz, mierne wykonanie, ani jednej sceny zapadającej w pamięć. Nawet obecność Ryana Goslinga nie nadaje całości odrobiny polotu. Spokojnie można sobie odpuścić – chyba, że komuś wystarczy do szczęścia oglądanie ładnych ludzi przez dwie godziny.

Sympatyczna, acz trochę za długa nowa fabułka z Sandrą Bullock. Znane do bólu wariacje na temat próby morderstwa doskonałego. Cały czas miałem wrażenie, że rola Sandry była w pierwszej wersji scenariusza pisana pod Bruce'a Willisa.