Historia Vana Wildera, idola i beniaminka uniwersyteckiego kampusu. Zajmuje go już od siedmiu upojnych lat. Jednak nie jest to efekt porażki naukowej lecz wypracowanego planu. To co go interesuje to sława organizatora najlepszych imprez na wielką skalę. Kiedy tata zaczyna nie pochwalać jego poczynań i likwiduje dostęp do konta, Van chce zorganizować gigantyczną imprezę, na której zbierze środki na dalszą naukę. Zatrudnia nawet asystenta do pomocy. Jednak plany pokrzyżują mu zapiekli wrogowie: profesor McDoogle, kolega, któremu Van zajmuje stale miejsce parkingowe i szkolny prymus. A do tego właśnie poderwał piękną Gwen, w której potajemnie kocha się prymus.

Miła niespodzianka – campusowa komedia ociekająca piwem i spermą, ale wyjątkowo zabawna jak na tego typu produkcje. Film na dobrą sprawę najwięcej zawdzięcza rodowodowi – nie napisano go bowiem od podstaw, a jest kolejną częścią cyklu „National Lampoons”. Pamiętacie jeszcze „Animal House"? No to tu mamy coś bardzo w podobie, łącznie z przewijającym się przez wiele filmów serii pojedynkiem stowarzyszeń studenckich Alfa, Beta i Gamma. Oczywiście Ryanowi Reynoldsowi daleko do Johna Belushi, lecz z drugiej strony twórcy oferują sporo smaczków, np. ojca wiecznego studenta gra Tim Matheson, który w „Animal House” grał wiecznego studenta etc. Tak więc fanom jak najbardziej polecam, alergicy i tak będą trzymać dystans, a pozostali mogą odłożyć mózg na półkę i śmiało dołączyć do zabawy.

Znośne oglądadełko z kręgów romantyczno-erotyzująca komedia studencka. Czyli popłuczyny po 'American Pie', ale zupełnie do przełknięcia, jeśli kogoś bawią takie żarty. Mnie czasami bawią.