Parodia obrazów poruszających tematykę związaną z wampirami, zwłaszcza popularnej sagi "Zmierzch". Akcja filmu rozgrywa się w Sporks w stanie Waszyngton. W miasteczku dzieje się coś niepokojącego – populacja maleje z dnia na dzień. Ludzie nie wiedzą co się dzieje, chociaż powinni się domyślić – znaleziono ciało rybaka z ugryzieniami na szyi, w sklepie monopolowym sprzedają sześciopaki krwi...

To niesamowite, ale Friedberg i Seltzer wydają się być święcie przekonani, że wystarczy poprzebierać aktorów za różne znane osoby, np. Lady GaGę czy członków Black Eyed Peas, by publiczność tarzała się ze śmiechu. Nie tylko żarty, ale nawet jakiekolwiek konteksty wydają się twórcom „Date…” i „Epic Movie” już zupełnie zbędne. Toteż ze zgromadzonych na planie kostiumów i rekwizytów na pewno dałoby się zrobić fantastyczną imprezę halloweenową, jednak jak na film to trochę mało.

Zapewne należy spuścić zasłonę milczenia, ale może to dobry pretekst, by się zastanowić, czemu szlachetny gatunek filmowej parodii tak się szmaci. Wina filmowców, czy widzów, którzy nie potrzebują niczego więcej niż przebieranek za znane postacie i niemiłosiernie przeciągniętych nieśpiesznych żartów? Próbowałem znaleźć w tym cokolwiek pozytywnego, ale się nie da – dno na właściwie każdej płaszczyźnie.