Ostatnie tango w Paryżu
(Ultimo tango a Parigi)
Bernardo Bertolucci
‹Ostatnie tango w Paryżu›
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Ostatnie tango w Paryżu |
Tytuł oryginalny | Ultimo tango a Parigi |
Dystrybutor | Art House |
Data premiery | 19 sierpnia 2011 |
Reżyseria | Bernardo Bertolucci |
Zdjęcia | Vittorio Storaro |
Scenariusz | Bernardo Bertolucci, Franco Arcalli |
Obsada | Marlon Brando, Maria Schneider, Maria Michi, Giovanna Galletti, Gitt Magrini, Catherine Allégret, Luce Marquand, Marie-Hélène Breillat, Catherine Breillat |
Muzyka | Gato Barbieri |
Rok produkcji | 1972 |
Kraj produkcji | Francja, Włochy |
Czas trwania | 136 min |
Gatunek | dramat |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Opis dystrybutora
Paul, czterdziestopięcioletni Amerykanin mieszkający w Paryżu, nie może pogodzić się z samobójczą śmiercią swojej żony. Zrozpaczony błąka się bez celu po mieście i poznaje Jeanne, dwudziestoletnią Francuzkę. W opuszczonym mieszkaniu spędza z nią trzy dni, uprawiając brutalny, sadomasochistyczny seks. Dla Jeanne znajomość z Paulem ma niezobowiązujący charakter, jednak on po rozstaniu z Francuzką zaczyna odczuwać tęsknotę. Postanawia zatem odnaleźć dziewczynę…
„Ostatnie tango w Paryżu” to niezwykle kontrowersyjny i otoczony atmosferą skandalu film, w którym brutalność i śmiałość scen erotycznych do dzisiaj wywołuje dyskusje.
Teksty w Esensji
Filmy – Publicystyka
Filmy – Wieści
Utwory powiązane
Filmy
BH – Błażej Hrapkowicz [10]
Bertolucci flirtuje z melodramatem i cinema verite, by skompromitować obie konwencje i utrzymać widza w niepewności, na czym właściwie polega gra masek między bohaterami i czy w którymkolwiek momencie te maski opadają. Dzisiaj może nieco przeszkadzać lekka mizoginia (rozbiera się głównie Maria Schneider, której postać jest raczej infantylna w porównaniu do Paula), ale wiele rekompensują wielka rola Brando, wyrafinowana kompozycja (kadrowanie i montaż to wzór filmowej metafory) i portret nieatrakcyjnego, alienującego Paryża. Arcydzieło, które broni się po latach – także jako wypowiedź o Europie po rewolucji seksualnej i protoplasta takich filmów jak „Intymność” Chereau czy „Ostrożnie, pożądanie” Lee.
UL – Urszula Lipińska [10]
Osobiście, z opowieści o romansach ludzi wydrążonych z uczuć wolę „Dziewięć i pół tygodnia” i „Bliżej”. A nawet lecącego trochę z boku tego rodzaju kina Kubricka z „Oczami szeroko zamkniętymi”. Ale co by nie mówić – Bertolucci jest ojcem Lyne’a i Nicholsa, a „Ostatnie tango w Paryżu” matką ich filmów. Wolę Lyne’a i Nicholsa, bo nigdy nie przepadałam za bohaterką „Tanga” – infantylną, naiwną, zbyt otwartą i bezpośrednią, z tym swoim niepełnosprawnym angielskim – bezbronną. Idealną, żeby wpaść w sidła zastawione przez wyrachowanego faceta. W tym filmie Paul jest mistrzem ceremonii. Ona nie jest w stanie zająć w jego grze równej pozycji, a przynamniej nie potrafi tego zrobić świadomie. Nawet finałowy akt można odebrać jako jej instynktowny odruch obronny, zdecydowaną blokadę przed jakąś destrukcyjną siłą. Oczywiście, bohaterka „Ostatniego tanga w Paryżu” nie różni się znowuż aż tak bardzo od Elizabeth, która też wydawała się w grze prowadzonej przez Johna przynajmniej przez jakiś czas bezwolna. Ale wciąż sprawiała wrażenie próbującej się oprzeć pokusie, walczącej o zachowanie kontroli nad sobą. Tu trudny teren zostaje podejrzanie łatwo oddany. U Bertolucciego (i jego następców) wszystko rozgrywa się o przeszłość, bo w niej leżą słabości. Bohaterka desperacko chce się z niej wyspowiadać Paulowi, oczekując od niego tego samego. On nie chce nic o niej wiedzieć i nie chce nic powiedzieć o sobie. W „Ostatnim tangu w Paryżu” wymiana wspomnień z przeszłości uchodzi za największe oddanie się drugiej osobie, ważniejsze niż cielesne oddanie się. Ale też nieświadomość dawnych krzywd daje bohaterom złudzenie zbliżenia się do czegoś czystego. Zakończenie filmu – bohaterka symbolicznie zabijająca swoją przeszłość, swoje bezlitosne widmo, uosobienie ciemnej strony jej osobowości – nie straciło nic pod wpływem czasu. Choć wolałabym, żeby ten film kończył się chwilę wcześniej, a słowa Paula były tymi, z którymi Bertolucci zostawia widza – zostawiłby nas z czymś dramatyczniejszym, rodzajem przestrogi, która – jak widać z dzisiejszego punktu widzenia – nie została wysłuchana.
MO – Michał Oleszczyk [10]
Żadnej konkurencji mimo upływu lat. „Ostatnie tango…” to nadal najlepszy film o seksie, jaki nakręcono. Tylko Żuławski z „Opętaniem” zbliżył się do zmysłowej surowości Bertolucciego. Film nadal daje kopa i zabiera wszelką nadzieję na uporządkowanie tego, co nas kręci i co nas podnieca.
Moja koleżanka zwykła mawiać, że taniec jest lepszy niż seks. „Ostatnie tango w Paryżu” jest niemal równie dobre. Marlon Brando ze swoją Metodą występuje tu, jako neurotyczny kochanek, któremu niepotrzebna jest żadna wiedza na temat postaci odgrywanej przez Marię Schneider. Liczy się tylko jej ciało, a raczej posiadanie go – miłość umarła razem z żoną jej samobójczą śmiercią. Substytutem staje się seks – i to jaki seks! Spocone ciała kochanków w scenerii opuszczonego mieszkania zostały uchwycone w wysmakowanych kadrach Vittorio Storaro. Instynkty, atawizm, pożądanie zostają przez Bertolucciego niemal ucieleśnione. I to wszystko w 1972 roku! Dzisiaj metafora tanga z wpisanym w niego machismo przypomina nam, po latach, mit „prawdziwego mężczyzny”. W dobie dominacji lejdis i lukrowanego postrzegania damsko – męskich relacji, film Bertolucciego pozostaje oryginalnym spojrzeniem na emocje i uczucia, wyrażane poprzez fizyczność, w której można utonąć. A Kora śpiewa, że to „tylko” tango. Let’s dance!