Jeśli nie my, to kto?
(Wer wenn nicht wir)
Andres Veiel
‹Jeśli nie my, to kto?›
Opis dystrybutora
Akcja filmu rozgrywa się w RFN w latach 70., kiedy znudzeni bezsilnością rządów oraz nasilającym się konformizmem młodzi ludzie zaczęli forsować przemiany społeczne za pomocą terroru. Jednakże, wątek powstawania Frakcji Czewonej Armii schodzi tu na dalszy plan. Reżyser podejmuje próbę analizy wydarzeń, które doprowadziły do powstania organizacji, nie bojąc się cofać nawet do okresu nazistowskiej władzy.
PCz – Piotr Czerkawski [5]
Jeśli „Baader- Meinhoff” miał w sobie coś z rockowego szlagieru, film Andersa Veiela przypomina mdławą balladę. Wolę ostrzejsze klimaty.
UL – Urszula Lipińska [7]
„Jeśli nie my, to kto?” to rewers niedawnego „Baader Meinhof”. Uli Edel, mimo wytrwałego prowadzenia wiernej relacji z wydarzeń sprzed czterdziestu lat, uległ pokusie idealizacji rewolucjonistów. Zaś w filmie Veiela, Bernward Vesper i Gundrun Ensslin są odpychający, nieporadnie szamoczą się w życiu, są pozbawieni sentymentów. Są ciekawi, ale nie mają charyzmy i magnetyzmu. Mniej ważna jest w tym filmie także energia młodzieżowej rewolty, ustępując pierwszeństwa zgliszczom jakie poczyniła w życiu osobistym bohaterów. Czar terroru – w który momentami wpadał Edel – tu pryska pod naporem zastanowienia, do jakiego punktu w życiu musi dojść jednostka, aby zadała sobie pytanie: jeśli nie ja, to kto?
Idole radykalnych lewicowców – Gudrun Ensslin i Bernward Vespar – znów na ekranie. Tym razem w wersji „na spokojnie” w porównaniu z krzykliwym „Baader-Meinhof Komplex” Ulego Edela, co pozwala skupić się na znalezieniu genezy sięgnięcia bohaterów po broń. Andres Veiel portretuje życie prywatne przywódców RAF-u. Wybierając tę perspektywę, odsuwa się od fotogeniczności rewolucji, dzięki czemu ekran rozświetlają emocje, a nie fajerwerki, zaś z głośników płyną słowa, a nie ogłuszające wybuchy. Porządne i uczciwe kino.