Wydawnictwo Taurus Media nie ustaje w eksploracji francuskiego rynku komiksowego. I brawo mu za to, ponieważ dzięki temu co jakiś czas trafiają nad Wisłę wyjątkowo interesujące historie. Jak chociażby zainaugurowani w ubiegłym miesiącu „Wartownicy”, których – choć spokojnie można zaliczyć tę serię do opowieści steampunkowych – omawiamy w cyklu „Historia w obrazkach”.
Historia w obrazkach: Terminatorzy na frontach I wojny światowej
[Enrique Breccia, Xavier Dorison „Wartownicy #1: Stalowe żniwa” - recenzja]
Wydawnictwo Taurus Media nie ustaje w eksploracji francuskiego rynku komiksowego. I brawo mu za to, ponieważ dzięki temu co jakiś czas trafiają nad Wisłę wyjątkowo interesujące historie. Jak chociażby zainaugurowani w ubiegłym miesiącu „Wartownicy”, których – choć spokojnie można zaliczyć tę serię do opowieści steampunkowych – omawiamy w cyklu „Historia w obrazkach”.
Enrique Breccia, Xavier Dorison
‹Wartownicy #1: Stalowe żniwa›
Czterdziestojednoletni Xavier Dorison (w Polsce znany już wcześniej między innymi dzięki serii „
Trzeci testament” oraz albumowi „
XIII – Mystery: Mangusta”) to w ostatnich miesiącach ulubieniec wydawnictwa Taurus Media. Opublikowało już ono bowiem czterotomowy cykl „
Long John Silver” oraz trzy pierwsze części „
W.E.S.T.”, a teraz dołączyli jeszcze do tego zestawu „Wartownicy” – komiks o tyle dla Francuza nietypowy, że powstał we współpracy z rysownikiem zza Oceanu, pochodzącym z Argentyny Enriquem Breccią. Enrique urodził się w Buenos Aires w 1945 roku, a jego ojcem był słynny w całej Ameryce Południowej ilustrator Alberto Breccia, z którym zresztą do spółki syn stworzył swoje pierwsze ważne dzieło – oparte na książce dziennikarza i scenarzysty powieści graficznych Héctora Germána Oesterhelda biograficzne „La Vida del Che” (1968), poświęcone postaci legendarnego rewolucjonisty Che Guevary. W następnych latach Breccia junior wyspecjalizował się w komiksach historycznych, opowiadających głównie o dziejach Ameryki Południowej (vide „Alvar Mayor”, „Nuovo Mondo”, „Oro Bianco”, „Ibañez”, „Lope de Aguirre”); z kolei na rynek amerykański i europejski przebił się opowieściami grozy („Lovecraft”, „Swamp Thing”) i superbohaterskimi („X-Force”). Aż nadeszła pora „Wartowników”.
Dorison udowodnił już wcześniej, że lubi twórczo przerabiać (choć niekoniecznie zmieniać) historię. Trzyczęściowa – przynajmniej jak do tej pory – opowieść o Gabrielu Feraudzie jest tego najlepszym przykładem. Akcja „Wartowników” została umieszczona w czasach pierwszej wojny światowej, chociaż w prologu scenarzysta cofa się do 1911 roku i zahacza o drugi kryzys marokański, w wyniku którego Francja, wbrew woli cesarskich Niemiec, podporządkowała sobie to jedno z ostatnich niepodległych jeszcze państw na kontynencie afrykańskim. Tam po raz pierwszy wojska III Republiki wykorzystują do walki tak zwanych Tailefferów, stworzonych z wykorzystaniem najnowszych technologii superżołnierzy, wojowników, zdawałoby się, nie do zdarcia. Ale to tylko pozór, wynalazek nie jest bowiem dopracowany – często zdarzają się awarie, na dodatek szybko wyczerpują się baterie. W efekcie kierujący całą operacją pułkownik Mirreau musi przełknąć wyjątkowo gorzką pigułkę, ponieważ zdaje sobie sprawę, że niepowodzenie misji będzie kosztować go wpływy w wojsku. Okazuje się jednak, że może istnieć wyjście z tej arcytrudnej sytuacji – jest nim niezwykle wydajna bateria radowa, skonstruowana przez młodego naukowca Gabriela Ferauda na bazie wyników badań małżeństwa Marii i Piotra Curie. Problem w tym, że Feraud – idealista, mający bardzo złe wspomnienia z okresu służby wojskowej – nie ma najmniejszej ochoty sprzedawać swego wynalazku armii. I nie zmienia zdania nawet wtedy, gdy w Sarajewie zostaje zamordowany arcyksiążę Franciszek Ferdynand Habsburg, co grozi wojną na skalę europejską.
Tyle że Mirreau jest zdeterminowany i próbuje złamać Ferauda; ten mimo wszystko odrzuca jego propozycję i, jak tysiące innych Francuzów, zostaje powołany do wojska i wysłany na pierwszą linię frontu. Pułkownik podejmuje natomiast starania, by wyjednać u przełożonych rozkaz przeniesienia wynalazcy pod jego komendę, ale zanim uda się otrzymać na to zgodę, Gabriel może zginąć od kuli niemieckiego żołnierza. Dlatego też Mirreau odnajduje – choć raczej należałoby stwierdzić: wykopuje spod ziemi – swego dawnego podwładnego, sierżanta Raoula Flucheta, zwanego Dżibuti, czyni go adiutantem Ferauda, powierzając mu jednocześnie odpowiedzialne zadanie ochrony tyłka wynalazcy do momentu, aż trafi on wreszcie pod opiekuńcze skrzydła pułkownika. Ale czy to się może udać? W czasie szturmu na pozycje niemieckie Gabriel zostaje raniony pociskiem artyleryjskim i traci kończyny, wdaje się gangrena – by przeżył, musi się nim zająć demoniczny chirurg, doktor Kropp, prawdziwy „twórca” Tailefferów. Jest on w stanie dokonać skutecznego przeszczepu mechanicznego, ale w tym celu potrzebuje potężnego źródła energii, którym może stać się jedynie… bateria radowa. Feraud musi więc zdecydować, czy chce ocalić życie, jeśli ceną za to jest udostępnienie swego wynalazku wojsku. Nie może też zapomnieć o tym, że oddając go pułkownikowi Mirreau, całkowicie straci kontrolę nad tym, w jaki sposób i dla jakich celów w przyszłości – już po ewentualnym pokonaniu Niemców i ocaleniu Franci – armia go wykorzysta.
Dorison stworzył scenariusz, w którym wątki historyczne (z boleśnie realistycznie przedstawionymi skutkami wojny) mieszają się ze steampunkiem i elementami grozy (nie bez powodu doświadczenia prowadzone przez Kroppa z miejsca przywodzą na myśl doktora Wiktora Frankensteina, a Tailefferowie – stworzone przez niego monstrum). Na dodatek zadbał też o kilka zwrotów fabuły, które mogą jednoznacznie kojarzyć się ze współczesnym kinem akcji. Wszystko to sprawia, że pierwszą odsłonę „Wartowników” czyta się jednym tchem, a i ogląda z nie mniejszym zainteresowaniem (stwierdzenie, że z przyjemnością byłoby jednak, biorąc pod uwagę oddaną w wyjątkowo naturalistyczny sposób rzeczywistość okopową, pewnym nadużyciem). Brescia, choć pochodzi z Ameryki Południowej, wierny jest bowiem kresce typowej dla komiksu francuskiego (czy też, szerzej, frankofońskiego). Dba o szczegóły tła, przywiązuje też dużą wagę do zindywidualizowania wyglądu poszczególnych bohaterów; wystarczy przyjrzeć się ich aparycji, wygląd każdego z nich – Ferauda, pułkownika Mirreau, doktora Kroppa czy Dżibutiego – niesie ze sobą od razu pogłębioną charakterystykę postaci. Pod warstwą czysto rozrywkową „Wartownicy” skrywają również głębsze przesłanie. Dorison nie stroni bowiem od zadawania istotnych, choć raczej nie oryginalnych, pytań. Te najważniejsze dotyczą odpowiedzialności ludzi nauki za ich pracę oraz granicy człowieczeństwa. Czy scenarzysta udziela też na nie odpowiedzi – przekonamy się zapewne z kolejnych tomów, które zabiorą nas nad rzekę Marnę (1914) i w okolice belgijskiego (1915) Ypres.
Taurus media wydało również dwutomowy Asgard Xaviera Dorisona.