Kto obroni Niebiosa? [Mike Carey, Peter Gross, Ryan Kelly, Dean Ormston „Lucyfer #10: Gwiazda Zaranna” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl O tym, że fucha Władcy Piekieł nie należy do najłatwiejszych, dzięki Mike’owi Careyowi wiemy już od dawna. Dziesiąty tom sagi o Lucyferze, zatytułowany „Gwiazda Zaranna”, dostarcza nam jedynie kolejnych na to dowodów. Główny bohater serii, ostatecznie przekonawszy się, ile zamieszania wywołała jego decyzja o opuszczeniu swego władztwa, postanawia bowiem wreszcie naprawić popełnione błędy.
Kto obroni Niebiosa? [Mike Carey, Peter Gross, Ryan Kelly, Dean Ormston „Lucyfer #10: Gwiazda Zaranna” - recenzja]O tym, że fucha Władcy Piekieł nie należy do najłatwiejszych, dzięki Mike’owi Careyowi wiemy już od dawna. Dziesiąty tom sagi o Lucyferze, zatytułowany „Gwiazda Zaranna”, dostarcza nam jedynie kolejnych na to dowodów. Główny bohater serii, ostatecznie przekonawszy się, ile zamieszania wywołała jego decyzja o opuszczeniu swego władztwa, postanawia bowiem wreszcie naprawić popełnione błędy.
Mike Carey, Peter Gross, Ryan Kelly, Dean Ormston ‹Lucyfer #10: Gwiazda Zaranna›Jak to często z podobnymi, powstającymi przez lata seriami bywa, „Lucyfer” Mike’a Careya przeżywał swoje wzloty i upadki. Początek opowieści o zbuntowanym Władcy Piekieł, który pewnego dnia postanowił opuścić swoje pielesze i udać się do Miasta Aniołów (czyli Los Angeles), by prowadzić tam bar „Światło” („Lux”), był znakomity – równie dobry, a niekiedy nawet ciekawszy od „ Sandmana”, z którego zresztą wypączkował. Niestety, mniej więcej od tomu czwartego poziom cyklu zaczął sukcesywnie spadać, co jednak wcale jeszcze nie było tragedią, biorąc pod uwagę, że trzy wcześniejsze albumy można było uznać wręcz za arcydzieła. Ale i tak nie zmieniało to w niczym faktu, że scenarzysta zwyczajnie zaczął gubić się w kolejnych wprowadzanych do opowieści wątkach pobocznych. Pojawiali się wciąż nowi bohaterowie, uniwersum niebezpiecznie się rozrastało, a główny bohater zaczął stopniowo schodzić na plan dalszy. Aż w pewnym momencie Carey doszedł do wniosku, że rzecz całą należy wreszcie jakoś logicznie zamknąć. W „Gwieździe Zarannej” – dziesiątej odsłonie serii – przymierzył się do tego już na poważnie. Album ten zawiera osiem oryginalnych zeszytów (opublikowanych pierwotnie w latach 2005-2006), na które złożyły się – rozpisana na sześć rozdziałów – opowieść tytułowa oraz dwie krótsze historyjki („Młyny boże”, „Bestia nie może w tej chwili rozmawiać”), bardzo luźno powiązane z postacią tytułową. I od nich zacznijmy. W „Młynach bożych” Carey uwypukla postać Karla Dahmnuttera, dręczonego przez wyrzuty sumienia skinheada, który zdecydował się odpokutować swoje grzechy, opiekując się jeżdżącym na wózku inwalidzkim Jayeshem Devą. Jayesh – prawdopodobnie Hindus bądź Pakistańczyk z pochodzenia – widzi w Karlu jedynie oddanego mu przyjaciela, nie wie jednak, że Dahmutter był jednym z tych, którzy przed ośmioma miesiącami napadli go, pobili i tym samym przyczynili się do jego kalectwa. Lecz od przeszłości nie da się uciec; o winie młodego mężczyzny wie bowiem ktoś jeszcze i ten ktoś pragnie wykorzystać go do realizacji własnych celów. Tym sposobem drogi Karla przecinają się ze ścieżkami innych bohaterów: między innymi skorumpowanego policjanta, liczącego się w mieście gangstera oraz walczącej z narkobiznesem radnej miejskiej. Ta realistyczna, sensacyjna opowieść przedstawiona jest z ogromną powagą, czym znacznie się różni od „Bestia nie może w tej chwili rozmawiać”, nad którą unosi się aura groteski i czarnego humoru. Główną postacią tego rozdziału jest Culver Harland, starzejący się mag, któremu udaje się przywołać na Ziemię najpotężniejszego demona z Piekła. Brzmi groźnie? Owszem, ale proszę pamiętać, że Piekło od dłuższego już czasu jest opuszczone; przywołanym „najpotężniejszym demonem” okazuje się więc znany już doskonale z wcześniejszych albumów Gaudium, którego zdecydowanie trudno określić mianem liczącego się diabła. Radość Harlanda szybko zostaje wystawiona na ciężką próbę, a czytelnik ma całkiem sporo powodów do uśmiechu. Za stronę graficzną wspomnianych opowieści odpowiadają rysownicy, którzy wcześniej przy serii nie pracowali. I chociaż starali się oni dopasować do stylistyki głównego nurtu, można dostrzec w ich kresce pewnie różnice. Colleen Doran („Młyny boże”) posłużyła się znaczącymi uproszczeniami; jej bohaterowie są kanciaści, a drugi i trzeci plan praktycznie nie istnieją; dla odmiany Michael Wm. Kaluta dołożył starań, aby – mimo swej fantastyczności – wyczarować świat bardzo realistyczny. I wyszedł z tego obronną ręką. „Gwiazda Zaranna” – najdłuższy fragment przedostatniego tomu „Lucyfera” – to w końcu opowieść, w której główną rolę gra Władca Piekieł. A przychodzi mu pojawić się w niezwykle dramatycznym momencie. Demonica Lilith wraz z nowo spłodzonymi przez siebie zastępami atakuje Niebiosa; jej wojska ruszają na Srebrne Miasto, którego bronią ostatni ocaleli aniołowie, z Urielem na czele. Szanse na odparcie natarcia są jednak niewielkie; jeśli ktoś nie przyjdzie im z pomocą, Niebiosa dostaną się w ręce fanatycznych demonów, co całkowicie zmieni układ sił w zaświatach. Mazikeen (córka Lilith), nie chcąc do tego dopuścić, wysyła wiadomość Lucyferowi; ten z kolei wraca do Piekła i prosi o wsparcie jego aktualnego władcę, Christophera Rudda. Rudd najpierw długo się waha, a gdy w końcu podejmuje decyzję – nikt nie może być pewnym, dla kogo ostatecznie okaże się ona korzystna. Bitwa o Srebrne Miasto i znajdujący się w nim tron Jahwe – Primum Mobile – przedstawiona jest w sposób wyjątkowo przykuwający uwagę. Z jednej strony Carey dba bowiem o zaskakujące zwroty akcji (vide pojawienie się wilka Fenrisa, jego pojedynek z Ruddem, wreszcie sąd zorganizowany przez Jahwe, na który wezwana zostaje Elaine Belloc), z drugiej wszelkich starań, by jak najciekawiej pokazać tę historię od strony graficznej, dokładają Peter Gross i Ryan Kelly, nieprzerwanie pracujący nad „Lucyferem” od tomu drugiego, czyli „ Dzieci i potworów”.
|
Lilith to demonica?