Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Marek Krajewski
‹Koniec świata w Breslau›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKoniec świata w Breslau
Data wydania10 września 2003
Autor
Wydawca W.A.B.
CyklEberhard Mock
ISBN83-89291-65-7
Format320s. 125×195mm
Cena29,90
Gatunekkryminał / sensacja / thriller
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Przeczytaj to jeszcze raz: Policjant w trakcie przejść
[Marek Krajewski „Koniec świata w Breslau” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Druga powieść Marka Krajewskiego z Eberhardem Mockiem w roli głównej ukazała się cztery lata po debiutanckiej „Śmierci w Breslau”. Należy więc uznać, że wymyślając swego wrocławskiego bohatera, autor nie przewidywał, iż stanie się on główną postacią całego cyklu. Pewnie zaskoczył go sukces, stąd tak długi czas oczekiwania na kontynuację – jeszcze bardziej ekstremalny fabularnie „Koniec świata w Breslau”.

Sebastian Chosiński

Przeczytaj to jeszcze raz: Policjant w trakcie przejść
[Marek Krajewski „Koniec świata w Breslau” - recenzja]

Druga powieść Marka Krajewskiego z Eberhardem Mockiem w roli głównej ukazała się cztery lata po debiutanckiej „Śmierci w Breslau”. Należy więc uznać, że wymyślając swego wrocławskiego bohatera, autor nie przewidywał, iż stanie się on główną postacią całego cyklu. Pewnie zaskoczył go sukces, stąd tak długi czas oczekiwania na kontynuację – jeszcze bardziej ekstremalny fabularnie „Koniec świata w Breslau”.

Marek Krajewski
‹Koniec świata w Breslau›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKoniec świata w Breslau
Data wydania10 września 2003
Autor
Wydawca W.A.B.
CyklEberhard Mock
ISBN83-89291-65-7
Format320s. 125×195mm
Cena29,90
Gatunekkryminał / sensacja / thriller
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Bardziej ekstremalny nie oznacza jednak wcale, że lepszy. Bo choć, co można ocenić dopiero z perspektywy czasu – opublikowany pierwotnie w 2003 roku przez W.A.B., który podkupił Marka Krajewskiego Wydawnictwu Dolnośląskiemu – „Koniec świata w Breslau” pod wieloma względami wpisywał się w klimat późniejszych, klasycznych opowieści o Eberhardzie Mocku, miał jednak pewien niezwykle irytujący rys fabularny. Typowy dla wielu dzieł sensacyjnych (zarówno książkowych, jak i filmowych), ale jednocześnie świadczący o schematycznym podejściu do akcji. Otóż Krajewski postanowił w wymyśloną przez siebie intrygę kryminalną wciągnąć rodzinę głównego bohatera – jego żonę i bratanka. Zapewne wychodząc z założenia, że taki zabieg da policjantowi dodatkowy impuls do działania. Owszem, podobne chwyty sprawdzają się, ale zazwyczaj u kresu drogi, a nie praktycznie na samym jej początku. Wiadomo bowiem, że sponiewieranemu bohaterowi trudno później podnieść się z moralnego upadku. Krajewski, mając tego świadomość (co dobrze o nim świadczy jako pisarzu i psychologu, mimo że z wykształcenia jest przecież filologiem klasycznym), w trzeciej części cyklu – „Widmach w mieście Breslau” – ponownie cofnął się w czasie o kilka lat.
Ponownie, ponieważ po raz pierwszy zrobił tak właśnie w przypadku „Końca świata…”, którego akcja – w porównaniu z debiutancką „Śmiercią w Breslau” – rozgrywa się sześć lat wcześniej. Patrząc na całość serii, wbija się tym samym pomiędzy „Dżumę w Breslau” (lata 1923-1925) a najnowszego „Molocha” (1928 rok). Mock anno Domini 1927 jest już tym gliniarzem, którego doskonale znają wielbiciele Marka Krajewskiego – ponadprzeciętnie inteligentnym i bezwzględnym (ze skłonnościami do bestialstwa i sadyzmu, aczkolwiek zawsze podszytego poczuciem sprawiedliwości), ale też łatwo ulegającym pokusom, które prowadzą go prostą drogą do autodestrukcji. Zanim jednak wrocławski pisarz rzuca czytelnika w odległe lata 20. ubiegłego wieku, najpierw – co stało się z czasem tradycją – serwuje rozgrywający się znacznie później – konkretnie: w listopadzie 1960 roku w Nowym Jorku – prolog. Staje się on w pewnym sensie łącznikiem z poprzednią książką, gdyż pojawia się w nim stary kompan Eberharda, eksberliński policjant Herbert Anwaldt. Z tego wstępu dowiadujemy się dwóch ważnych rzeczy: kiedy i z jakiego powodu zmarł Mock oraz że… jego pierwsze małżeństwo okazało się kompletną klapą.
W listopadzie 1927 roku Eberhard Mock jest radcą kryminalnym w Prezydium Policji w niemieckim Wrocławiu. Dwa lata wcześniej ożenił się z Sophie, znacznie od siebie młodszą arystokratką z Bawarii, pianistką po konserwatorium. Marzy o tym, aby mieć syna, jak jego starszy brat Franz, ale czas mija, a żona nie zachodzi w ciążę. To plus wyjątkowo stresująca praca powoduje, że Eberhard zaczyna szukać ucieczki od problemów domowych i zawodowych w alkoholu, pod wpływem którego staje się na dodatek agresywny wobec małżonki. Nierzadko traci panowanie nad sobą i dopuszcza się czynów, za które innych mógłby nawet wysłać za kratki. Coraz bardziej zrozpaczona Sophie, chcąc zemścić się na mężu i odreagować upokorzenia, jakich doznaje w domu, pod wpływem wyuzdanej przyjaciółki, skrzypaczki Elisabeth Pflüger, nawiązuje znajomość z ekscentrycznym baronem Philippem von Hagenstahlem, nawiedzonym okultystą. Podejrzewając niewierność kobiety, Eberhard zleca swojemu najbardziej zaufanemu podwładnemu Kurtowi Smolorzowi śledzenie małżonki. Jednocześnie drugi z pracowników wydziału kryminalnego, dopiero zaczynający karierę policyjną Gustav Meinerer, otrzymuje polecenie niespuszczania z oczu Erwina Mocka, bratanka swojego szefa, który, jak podejrzewa rodzina, wpadł w złe towarzystwo.
Eberhard robi to oczywiście wbrew regulaminowi i musi kryć się z tym przed dyrektorem kryminalnym Heinrichem Mühlhausem, który choć ma dla Mocka wiele sympatii (łączą ich związki z wrocławską masonerią), nie może w nieskończoność tuszować jego wyskoków i pijaństwa w czasie służby. Jakby problemów było mało, ni stąd ni zowąd w mieście nad Odrą objawia się… seryjny morderca. Wyjątkowo okrutny i wyrafinowany. Sympatyzującego z nazistami waltornistę z orkiestry symfonicznej Emila Gelfrera zamurowuje żywcem w ścianie, natomiast komunizującego bezrobotnego ślusarza Bertholda Honnefeldera ćwiartuje w jego własnym mieszkaniu. Skąd zatem wiadomo, że czynów tych dokonał ten sam człowiek, skoro modus operandi wydaje się skrajnie odmienne? Przy ciałach (bądź też przy tym co z nich pozostało) policja znajduje kartki z kalendarza – z konkretnymi datami, które są najprawdopodobniej wskazówką, kiedy popełniono zbrodnie. Mock jest w kropce: nic nie łączy ani tych dwóch zdarzeń, ani zamordowanych mężczyzn. W takich sytuacjach śledczy skazani są na najgorsze – to jest czekanie, aż pojawi się kolejna ofiara. Bo być może przy tej okazji pojawi się nowy trop. I tak właśnie się staje. W chwili rzadkiej jasności umysłu Eberhard wpada wreszcie na pomysł, który pcha dochodzenie w nowym kierunku.
Z jednej strony „Koniec świata w Breslau” to już jak najbardziej typowa powieść Marka Krajewskiego o Mocku, ze wszystkimi charakterystycznymi cechami stylu i sposobu budowania narracji przez wrocławskiego pisarza, z drugiej jednak – fabularnie jest to najsłabsze ogniwo cyklu. Dłuższa o sto stron od „Śmierci…”, wcale bowiem nie jest od niej ciekawsza. Najsłabiej zaś wypada wątek związany z prywatnym detektywem Rainerem Knüferem, którego Mühlhaus sprowadza z Berlina, aby zajął się wyśledzeniem Sophie i tym samym odciążył Mocka, który ma wszystkie siły skierować na złapanie „mordercy z kalendarza”. I nie rekompensuje tego nawet niejako przy okazji włączona do całej intrygi arcyciekawa postać Bodo von Finckla, polskiego Żyda, który na początku lat 20. przybył do stolicy Republiki Weimarskiej, aby zrobić karierę jako reżyser filmowy. Wszystko to sprawia raczej wrażenie pompowania objętości. W ogóle poszczególne wątki rozjeżdżają się w różne strony i Krajewski naprawdę musi stawać na głowie, aby w miarę logicznie powiązać je w finale. Płaci za to zresztą wysoką cenę – kiedy już Mock dopada zbrodniarza, zdaje się to być tak marginalną wiadomością, że trudno nawet zwrócić na to uwagę.
koniec
30 stycznia 2021

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

UWAGA, MILICJA!: Jak własowiec, to musi być bydlę
Sebastian Chosiński

20 V 2024

Milicyjna kariera Władysława Kostienki zaczęła się w 1963 roku od powieści „Trzech z wydziału śledczego”. W swoim debiucie pojawił się on jako oficer w stopniu majora, będący podwładnym pułkownika Sadczikowa. Julian Siemionow postawił przed nimi arcytrudne zadanie: mają dopaść i unieszkodliwić grasującą po Moskwie bandę, która napada, kradnie, a nawet zabija. I oczywiście planuje kolejne „skoki”.

więcej »

Perły ze skazą: Los bezprizornego człowieka
Sebastian Chosiński

18 V 2024

Choć kilka książek Władimira Maksimowa ukazało się w Polsce (także Ludowej), nie jest on nad Wisłą postacią szczególnie znaną. Co zrozumiałe o tyle, że od początku lat 70. istniał na niego w ZSRR zapis cenzorski. Wczesna nowela „A człowiek żyje…”, w dużej mierze eksplorująca osobiste przeżycia pisarza, to jeden z najbardziej wstrząsających opisów losu człowieka „bezprizornego”.

więcej »

PRL w kryminale: Pecunia non olet
Sebastian Chosiński

17 V 2024

Za najohydniejsze dzieło w dorobku Romana Bratnego uznaje się opublikowany po wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego „Rok w trumnie”. Siedem lat wcześniej autor „Kolumbów” wydał jednak inną książkę. W kontekście tego, czym inspirował się pisarz, być może nawet ohydniejszą. To „Na bezdomne psy”, w której, aby zdyskredytować postać okrutnie zamordowanego Jana Gerharda, Bratny posłużył się kostiumem „powieści milicyjnej”.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Z tego cyklu

Kto zamordował Kallego?
— Sebastian Chosiński

Czcij bliźniego swego!
— Sebastian Chosiński

Tak nieprawdopodobne, że aż przerażające
— Sebastian Chosiński

Zetrzeć uśmiech z twarzy niegodziwca
— Sebastian Chosiński

Biali i czarni – bohaterowie i kanalie
— Sebastian Chosiński

Wallander kontra komunistyczni fundamentaliści
— Sebastian Chosiński

Gliniarz po i w trakcie przejść
— Sebastian Chosiński

Eddie, Gino i Tony
— Sebastian Chosiński

Gliniarz na rowerze
— Sebastian Chosiński

Pozornie bez związku, niemal bez trupa
— Wojciech Gołąbowski

Tegoż twórcy

Gwałt niech się gwałtem odciska!
— Sebastian Chosiński

Auf Wiedersehen, Herr Mock!
— Sebastian Chosiński

Dybuki krążą wokół nas
— Sebastian Chosiński

Cyceron kontra piękna Ormianka
— Sebastian Chosiński

Jaśniejsza strona mrocznej mocy
— Sebastian Chosiński

Nie każdemu służy morskie powietrze
— Sebastian Chosiński

Chędożenie karlicy
— Sebastian Chosiński

Prometeusze na sowieckim widelcu
— Sebastian Chosiński

W alkoholowo-hipnotycznym transie
— Sebastian Chosiński

Szpiegowska afera w wielkim stylu
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.