Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jerzy Edigey
‹Żółta koperta›

EKSTRAKT:50%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułŻółta koperta
Data wydania1970
Autor
Wydawca Śląsk
SeriaZ Krukiem
Format260s.
Gatunekkryminał / sensacja / thriller
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl

PRL w kryminale: Skruszony kasiarz i szpieg-amator
[Jerzy Edigey „Żółta koperta” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Każdy, kto dorastał w czasach Polski Ludowej, w latach 70. i 80. uczył się na lekcjach geografii i wiedzy obywatelskiej, że nasz kraj jest nie tylko potęgą ekonomiczną, ale także technologiczną. Nasze wynalazki przyprawiały Zachód o ból głowy, a przysyłani z USA i RFN szpiedzy starali się za wszelką cenę wykradać ich tajemnice. Taki właśnie jest punkt wyjścia „Żółtej koperty” – sensacyjno-kryminalnej powieści Jerzego Edigeya.

Sebastian Chosiński

PRL w kryminale: Skruszony kasiarz i szpieg-amator
[Jerzy Edigey „Żółta koperta” - recenzja]

Każdy, kto dorastał w czasach Polski Ludowej, w latach 70. i 80. uczył się na lekcjach geografii i wiedzy obywatelskiej, że nasz kraj jest nie tylko potęgą ekonomiczną, ale także technologiczną. Nasze wynalazki przyprawiały Zachód o ból głowy, a przysyłani z USA i RFN szpiedzy starali się za wszelką cenę wykradać ich tajemnice. Taki właśnie jest punkt wyjścia „Żółtej koperty” – sensacyjno-kryminalnej powieści Jerzego Edigeya.

Jerzy Edigey
‹Żółta koperta›

EKSTRAKT:50%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułŻółta koperta
Data wydania1970
Autor
Wydawca Śląsk
SeriaZ Krukiem
Format260s.
Gatunekkryminał / sensacja / thriller
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
W czasach PRL-u funkcjonowało powiedzenie „żółte papiery”. W języku potocznym odnosiło się ono do osób niepoczytalnych, leczonych psychiatrycznie. Publikując w 1970 roku w katowickim wydawnictwie Śląsk powieść „Żółta koperta”, Jerzy Edigey (1913-1983) musiał zdawać sobie z tego sprawę. A jednak tytułu książki nie zmienił, choć pojawiające się w niej – sic! w liczbie mnogiej – żółte koperty nie mają nic wspólnego ze stanem zdrowia psychicznego bohaterów. Na pewno jednak z racji wyrazistej kolorystyki rzucały się w oczy, więc zapewne na ten szczegół autor chciał zwrócić uwagę. Kiedy ta właśnie „powieść milicyjna” ujrzała światło dzienne, Edigey (Korycki) był już znanym i popularnym twórcą współczesnych kryminałów. Mimo że zadebiutował zaledwie siedem lat wcześniej, w tym czasie wydał już kilkanaście pozycji, w tym na przykład sfilmowane w przyszłości „Wagon pocztowy GM 38552” (1966) i „Baba-Jaga gubi trop” (1967) oraz – w poczytnej serii „Ewa wzywa 07…” – „Szkielet bez palców” (1969).
Wydawnictwo Śląsk, choć słynęło przede wszystkim z publikacji książek autorów czeskich i słowackich, nie stroniło też oczywiście od lżejszej literatury. To w nim właśnie wydawali swoje kryminały i „powieści milicyjne” Tadeusz Kostecki czy Zygmunt Sztaba (vide „Muszka w białe grochy”, 1957; „Co czwartek ginie człowiek”, 1958; „Puszka błękitnej emalii”, 1959). Miał więc Edigey godnych poprzedników. „Żółta koperta” ukazała się w serii określanej mianem „Z tukanem” (lub „Z krukiem”). Trafiały do niej głównie książki o charakterze sensacyjnym, których akcja niekoniecznie rozgrywała się na Górnym Śląsku. W każdym razie w tym przypadku tak nie było.
Kapitan Janusz Naciejewski jest etatowym pracownikiem Komendy Stołecznej Milicji Obywatelskiej; swoje biuro ma w osławionym Pałacu Mostowskich, tak często pokazywanym w serialu „07 zgłoś się”. Pewnego dnia wieczorem odbiera dziwny telefon. Chce z nim rozmawiać znany warszawski kasiarz, złodziej-włamywacz Zygmunt Paluchowski, w branży zwany „Kolankiem”. Nieczęsto się zdarza, aby przestępcy – nawet ci mocno skruszeni – dzwonili do znanych sobie stróżów prawa z informacją o popełnionym przez siebie przed chwilą wykroczeniu. A „Kolanek” składa właśnie takie doniesienie, czym wywołuje ogromne zdziwienie oficera. Przekazuje mu więc wiadomość, że po dwóch tygodniach namawiania, dał się wreszcie skusić i włamał się do jakiejś źle strzeżonej fabryki, by z szafy pancernej ukraść dwie żółte koperty. Miały być w nich pieniądze, nawet sto tysięcy złotych. Tymczasem w jednej znajdowały się jakieś dokumenty i plany, a w drugiej – owszem, gotówka, ale nie więcej niż trzy tysiące. Paluchowski poczuł się tym faktem mocno ugodzony, oszukany przez zleceniodawcę, który ostatecznie dał mu w ramach rekompensaty dziesięć tysięcy i zniknął z niecodziennym „łupem”.
„Kolanek”, choć trudno zaliczyć go do gigantów intelektu, szybko dochodzi do wniosku, że sprawa mocno śmierdzi i kiedy już wszystko się wyda, może za nią potężnie „beknąć”. Dlatego postanawia spełnić patriotyczny obowiązek i informuje MO. Kapitan Naciejewski ma pełne prawo być zdziwiony całą sytuacją, ba! nawet uznać ją za długi żart. Ale poznaje Paluchowskiego po głosie, na dodatek jest przekonany, że włamywacz nie kłamie. A przyjąwszy takie założenie, każdemu funkcjonariuszowi musi zapalić się w głowie światełko ostrzegawcze. Przekazuje więc informację swojemu przełożonemu, ten z kolei natychmiast powiadamia pułkownika Stanisława Mogajskiego z kontrwywiadu, czyli de facto sprawa trafia na biurko Służby Bezpieczeństwa. Do jej prowadzenia, wraz z Naciejewskim, zostaje oddelegowany major Eugeniusz Tomorowski (to była norma, by w peerelowskich „powieściach milicyjnych”, ale nawet w komiksach o kapitanie Żbiku – patrz: „Smutny finał” – esbecy przewyższali stopniami zwykłych milicjantów).
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Już pobieżne rozeznanie się w sprawie świadczy o tym, że to rzecz nadzwyczaj poważna. Co prawda we wskazanym przez „Kolanka” miejscu nie znajduje się żadna fabryka, ale to tym gorzej, ponieważ okazuje się, że spec od kas pancernych włamał się do działających przy Politechnice Warszawskiej warsztatów doświadczalnych Zakładu Paliw Stałych. Zatrudniony jest tam genialny profesor Dukaczewski, który pracuje nad nowym typem silnika odrzutowego poruszanego właśnie paliwem stałym. Zdobycie takiego materiału byłoby niesamowitą gratką dla wszelkiej maści wrogich komunizmowi agentów obcego wywiadu, z CIA i zachodnioniemiecką BND na czele. Nawet jeżeli Naciejewski ma jeszcze pewne wątpliwości co do tego, czy sprawa jest aż tak wielkiego formatu, zostają one rozwiane w momencie, kiedy służby znajdują ciało zamordowanego „Kolanka”. W tym momencie nie można mieć już wątpliwości, że w grę wchodzi szpiegostwo przemysłowe.
Tomorowski chce zdobyć niepodważalne dowody winy, najlepiej gdyby udało się przyskrzynić agentów na gorącym uczynku, a to wyklucza spektakularny nalot kontrwywiadu na zakład. I wtedy jak dojrzałe jabłuszko do koszyczka trafia do kapitana Naciejewskiego wiadomość, że w warsztatach zatrudniony jest jako technik jego były szkolny kolega, Tadeusz Obuchowicz, który próbował robić karierę w wojsku, ale po groźnym wypadku musiał z niej zrezygnować. Zatem: to człowiek znany i sprawdzony, eksoficer Ludowego Wojska Polskiego, któremu na sto procent można zaufać. Za zgodą SB kapitan wciąga więc Obuchowicza do gry; wspólnymi siłami chcą zastawić pułapkę na kapitalistycznych szpiegów. Biorąc pod uwagę trochę mało prawdopodobne zawiązanie akcji (ale jednak nie niemożliwe), początek książki jakoś się broni. Niestety, im dalej w las, tym więcej jest bzdur i rozwiązań fabularnych, które sprawiają, że „Żółta koperta” w sposób niezamierzony nabiera cech komediodramatu.
Zwłaszcza od chwili, kiedy Obuchowicz zaczyna przejawiać własną inicjatywę i jakby tego było mało, do rozgrywki wciąga nawet – bez wiedzy Naciejewskiego i Tomorowskiego – swoją sympatię, także pracownicę Zakładu Paliw Stałych. Poważny kryminał coraz częściej zaczyna śmieszyć. Problem w tym, że Edigeyowi wcale o to nie chodziło. To i tak jednak nic w porównaniu z finałem, który zalatuje brzydko propagandową sztampą aż na kilometr. Należy jednak pamiętać, że czas, w którym ukazała się powieść, był dość paskudny: nie wybrzmiały jeszcze echa ani nagonki antyniemieckiej, która została rozbuchana po słynnym liście polskich biskupów do biskupów zza Łaby (ze słowami, wprawdzie nie dosłownie tak brzmiącymi, „przebaczamy i prosimy o wybaczenie”), ani nagonki antysemickiej, będącej skutkiem wydarzeń marcowych 1968 roku. Epoka Władysława Gomułki powoli zbliżała się ku marnemu końcowi, polscy literaci nie czuli jednak jeszcze „wiatru zmian” i produkowali masowo koszmarki, którymi chcieli się przypodobać „czerwono-brunatnej” władzy (przykładem znacznie podlejszym od „Żółtej koperty” jest chociażby powieść „Kto zabił Kruka?” Danuty Frey-Majewskiej).
Bo jak inaczej odebrać takie słowa wypowiedziane przez jednego z pozytywnych bohaterów powieści Edigeya do drugiego, jeszcze pozytywniejszego: „To przecież ludzie z wywiadu Niemieckiej Republiki Federalnej, z Bundesnachrichtendienst. Większość pracowników tego wywiadu rekrutuje się spośród hitlerowców z SS i SD. Wielu z nich to mordercy z obozów koncentracyjnych i oprawcy z Gestapo. Bądź spokojny, wyprawią cię na tamten świat bez najmniejszych skrupułów”. I to wcale nie musiało być kłamstwem. Gdyby nie słówko „większość”. Według danych CIA, badającej przeszłość ludzi zatrudnionych w tak zwanej Organizacji Gehlena, która stała się później fundamentem BND, przeszłością w SS, SD bądź SA mogło się „pochwalić” jedynie do ośmiu procent pracowników. Ale nie spośród wszystkich, lecz tylko tych, którzy do 1945 roku byli członkami NSDAP, a ich liczba nie przekraczała dwudziestu ośmiu procent. Tego jednak Edigey miał prawo nie wiedzieć. Bo te dane zostały upublicznione przez Centralną Agencję Wywiadowczą dopiero na początku XXI wieku. Nie zmienia to jednak faktu, że polski autor bezrefleksyjnie powielał tezy peerelowskiej propagandy.
koniec
6 stycznia 2023

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

UWAGA, MILICJA!: Jak własowiec, to musi być bydlę
Sebastian Chosiński

20 V 2024

Milicyjna kariera Władysława Kostienki zaczęła się w 1963 roku od powieści „Trzech z wydziału śledczego”. W swoim debiucie pojawił się on jako oficer w stopniu majora, będący podwładnym pułkownika Sadczikowa. Julian Siemionow postawił przed nimi arcytrudne zadanie: mają dopaść i unieszkodliwić grasującą po Moskwie bandę, która napada, kradnie, a nawet zabija. I oczywiście planuje kolejne „skoki”.

więcej »

Perły ze skazą: Los bezprizornego człowieka
Sebastian Chosiński

18 V 2024

Choć kilka książek Władimira Maksimowa ukazało się w Polsce (także Ludowej), nie jest on nad Wisłą postacią szczególnie znaną. Co zrozumiałe o tyle, że od początku lat 70. istniał na niego w ZSRR zapis cenzorski. Wczesna nowela „A człowiek żyje…”, w dużej mierze eksplorująca osobiste przeżycia pisarza, to jeden z najbardziej wstrząsających opisów losu człowieka „bezprizornego”.

więcej »

PRL w kryminale: Pecunia non olet
Sebastian Chosiński

17 V 2024

Za najohydniejsze dzieło w dorobku Romana Bratnego uznaje się opublikowany po wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego „Rok w trumnie”. Siedem lat wcześniej autor „Kolumbów” wydał jednak inną książkę. W kontekście tego, czym inspirował się pisarz, być może nawet ohydniejszą. To „Na bezdomne psy”, w której, aby zdyskredytować postać okrutnie zamordowanego Jana Gerharda, Bratny posłużył się kostiumem „powieści milicyjnej”.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.