Tatuaż, ogolona głowa, nabite mięśnie, pewność siebie. Chodząca reklama przeciwników wszelkich autorytetów. Nawet pierwsza litera jego imienia (potrójnie wytatuowana na karku) informuje świat o jego ekstremizmie. Xander Cage (Vin Diesel) to XXX. Żyje ze sprzedaży kaset z nagraniami swoich sensacyjnych wyczynów, które powodują maksymalny przypływ adrenaliny, jednocześnie zwiększając ryzyko przedwczesnej śmierci. Xander ma grupkę przyjaciół i fanów należących do subkultury miłośników igraszek ze śmiercią, lecz po kolejnym zderzeniu z prawem, jego świat ma się naprawdę wywrócić do góry nogami...

Celny tytuł. Film rzeczywiście sprawia momentami wrażenie pornosa, z którego wycięto sceny przyrodnicze. Tak nieudolnego kina nie widziałem dobrych parę miesięcy. Ujęcia nie kleją się w sensowną całość, nastroju nie ma za grosz, czarny charakter jak z Kaczora Donalda, a dialogi... o rany, lepsze improwizują moje lokalne ekspedientki na stoisku z kozim serem (Bierze pan te serwatkę, czy koleżanka ma panu wyjasnić znaczenie słowa 'ból'?). Od dawna wiadomo, że Rob Cohen zamiast filmów powinien kręcić lody, ale dlaczego Vin Diesel marnuje się w takim łajnie? Warto tu zobaczyć tylko jedną scenę i to za nią daję punkty: snowboardzista uciekający przed lawiną.

To zdecydowanie jeden z głupszych filmów akcji ostatnich lat, a postać grana w tym filmie przez Vina Diesel’a to chyba najbardziej antypatyczny główny bohater, jakiego zdarzyło mi się oglądać na ekranie od bardzo dawna. Jeśli taki przemądrzały cham jak Xander Cage ma być nowym zbawicielem świata, to ja już chyba wolę, żeby bad guys zrobili swoje. Prócz jednej sprawnie zrobionej sekwencji z lawiną - stuprocentowe dno.

A mnie się podobało. Rytmiczna, łopatologiczna rozrywka, która z subtelnością młota pneumatycznego usiłuje nawiązać dyskurs z etosem Bonda. Odmóżdzacz, ale do przyjęcia. Znacznie lepszy od poprzedniego dzieła tych panów - 'Szybkich i wściekłych'.

Bond w nowej formule, nie próbujący ukryć swych korzeni. Niestety, jego twórcom zabrakło talentu i sprawności warsztatowej. O ile broni się jszcze Vin Diesel i efekty, o tyle kuleje straszliwie fabuła, dialogi, wyczucie tempa, a tak nieciekawego bag guya nie było na pewno nawet w najgorszych Bondach. Raczej falstart.