Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Ong-bak

Prachya Pinkaew
‹Ong-bak›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułOng-bak
Dystrybutor Monolith
Data premiery17 września 2004
ReżyseriaPrachya Pinkaew
ZdjęciaNattawut Kittikhun
Scenariusz
ObsadaPhanom Yeerum, Petchtai Wongkamlao, Pumwaree Yodkamol
Rok produkcji2003
Kraj produkcjiTajlandia
Czas trwania105 min
ParametryDolby Digital 5.1; format: 16 : 9 - 1,85 : 1
WWW
Gatunekakcja, przygodowy
EAN5902619129699
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Opis dystrybutora
W zalesionej dolinie, z dala od zamętu i hałasu miasta, leży Nong Pradu, spokojna tajlandzka wioska, w której stoi czczony posąg Bezgłowego Buddy, nazywany także Ong Bak. Głowę Ong Bak ukradł pewien mieszkaniec wioski, a czyn ten pogrążył Nong Pradu w smutku i żałobie. Ting, chłopiec mieszkający w świątyni, po kryjomu studiował z ksiąg trzymanych w komnacie, której strzegł, starożytną sztukę tajskiego boksu. Jego wciąż doskonalone umiejętności stały się śmiercionośną bronią. Teraz pozwolą mu podjąć się zadania odzyskania głowy Ong Bak.
Teksty w Esensji
Filmy – DVD i Blu-Ray      
Jarosław Loretz ‹DVD: Ong-Bak›


Tetrycy o filmie [6.00]

MC – Michał Chaciński [6]
Nie spodziewałem się, że całkowicie wtórny fabularnie film jest w stanie przytrzymać mnie przy ekranie i dostarczyć tyle radości. OngBak to kino wyłącznie dla widzów, którzy lubią sztuki walki i akceptują, że większośc pozostałych składowych może być do niczego, jeśli tylko na poziomie mordobicia dostajemy coś ciekawego. Tutaj poziom mordobicia skrzy się jednocześnie dowcipem, zachwyca świeżością, zapiera dech w piersi poziomem akrobacji i mrozi krew w żylakach realnością uderzeń. W odróżnieniu od ściśle zaplanowanych choreograficznie baletów tradycyjnego kina kung-fu, tutaj jest faktyczne okładanie się po czułych częściach ciała innymi, bardzo twardymi częsciami ciala. I miło popatrzeć, że ktoś kogoś tak pierze :)

PD – Piotr Dobry [3]
Nie wiem, o co tyle szumu. Film był co prawda bardzo śmieszny przez pierwsze pół godziny, szczególnie niewydarzony Brudne Jaja, mówiący przez rurkę robocim głosem Zły Szefu i typek z fryzurą na Almodovara. Ale potem cały ten skrzek zrobił się męczący. Walki robiły wrażenie, i owszem, ale też tylko przez pierwszych parę minut. No bo ile można patrzeć na powtarzany do znudzenia przez bohatera, popisowy numer pt. „wyskakuję i od góry walę cię łokciem w łeb"? Albo patrzeć na ciągłe ucieczki i skakanie przez coraz to nowe przeszkody? Mało tego – co druga scena akcji była ponawiana, czasem nawet dwa razy, z innych ujęć… Jasne – spodziewałem się filmu bez scenariusza i bez aktorów. Ale nawet po bezsensownej nawalance z kaskaderami i statystami w rolach głównych nie oczekiwałem takiego, mało efektownego w gruncie rzeczy, gniotu. Bruce Lee by się z tego całego muay thai nieźle uśmiał.

TK – Tomasz Kujawski [4]
Zabierałem się za ten film z pewnym niepokojem, bo od czasu gdy z wypiekami na twarzy oglądałem takie arcydzieła jak "Mistrzyni Wu Dang" czy "Karatecy z Kanionu Żółtej Rzeki", z kinem walki nie miałem do czynienia. "Ong-bak" podobało mi się do sceny pościgu wąskimi ulicami miasta, w której wszyscy nagle przypadkiem postanowili stanąć na drodze uciekającemu bohaterowi z najgłupszymi przedmiotami, jakie mieli w domu. Wyobrażacie sobie, co zrobiłby bohater, gdyby ktoś prowadził przed sobą ziewającego hipopotama? Niezły numer na skecz Benny Hilla, ale chyba nie na film karate. Fabuła, możliwości aktorskie Tony'ego Jaa (wypowiada przez cały film ze trzy zdania) i drażniące powtarzanie każdego ujęcia x razy powodują, że oglądać w "Ong-bak" da się tylko sceny walki. Te są niezłe, ale jednak widać filmy, które nie mogą zaoferować nic więcej, nie bawią już mnie tak jak kiedyś...

KS – Kamila Sławińska [10]
Historia, jak historia – ale te walki!.. Na kolana padłam. Od lat nie widziałam, żeby ktoś w filmie akcji robił TAKIE rzeczy jak ten niemożliwy Tony Jaa. Seagal, Chan i nawet Jet Lee jak dla mnie mogą iść na złom. Pokolenie dzisiejszych nastolatków chyba doczekało się wreszcie swojego Wejścia Smoka... i to w dodatku bez porównania lepiej wyreżyserowanego, staranniej zrealizowanego (piękne zdjęcia!) i lepszego aktorsko od legendarnego filmu z Bruce’m Lee.

KW – Konrad Wągrowski [7]
Efektowana nawalanka w tajlandzkim stylu - czyli łokciami i kolanami. Fabuła pretekstowa, ale walki - paluszki lizać. Nikt tu nie udaje, popisy kaskaderskie w całej okazałości. Niezła ilustracja muzyczna w rytmie techno. Dodatkowym plusem jest przumrużenie oka przez reżysera i ukłony (dla spostrzegawczych) ku innym twórcom kina akcji. Efektowne wejście tajlandzkiego smoka na arenę kina walki.

Oceń lub dodaj do Koszyka w

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Copyright © 2000-2024 – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.