Nieodebrane połączenie
(Chakushin ari)
Takashi Miike
‹Nieodebrane połączenie›
Opis dystrybutora
Opowieść o dziewczynie, której przyjaciele zaczynają ginąć w tajemniczych okolicznościach. Wcześniej jednak dostają SMS-a informującego o wiadomości pozostawionej w ich skrzynce głosowej. To nagranie zawsze kończy się ich własnym krzykiem, a data wiadomości jest datą ich śmierci. Datą o trzy dni późniejszą. Wkrótce bohaterka otrzymuje identyczną wiadomość...
Teksty w Esensji
Filmy – Publicystyka
Utwory powiązane
Fabuła jest tu wręcz ostentacyjnie nieoryginalna, niemalże przykrojona do wyobrażenia zachodniego widza o horrorze z Dalekiego Wschodu, dająca się z grubsza streścić jednym prostym równaniem: „Ring” + telefon komórkowy. Mamy więc wędrówkę dawno już przetartymi szlakami, ale – uwaga – wędrówkę satysfakcjonującą. Nawet tak sceptycznie podchodzącego do azjatyckich produkcji fana kina grozy jak ja. Miike bowiem, mimo iż odtwarza schematy jak nakręcony, znakomicie buduje klimat, dzięki czemu „Nieodebrane połączenie” trzyma w napięciu i wciąga do samego końca. Finał zaś – co po tych wszystkich wcześniejszych kliszach nieoczekiwane – przyjemnie zaskakuje mnogością interpretacji. Z wzięciem całości jako bardzo specyficznej parodii podgatunku włącznie.
KS – Kamila Sławińska [4]
Węszę spisek: najpierw w ogóle nie mieliśmy okazji oglądać Miike na polskich ekranach - a kiedy już mamy, to raczej jego słabsze produkcje, nie największe dokonania. Niestraszny i nieśmieszny, rozlazły realizacyjnie i fabularnie "One Last Call" to jeden z niezliczonych nie godnych wzmianki filmów, które winny były trafić od razu na wideo - jak wiele z tych niezliczonych filmów utalentowanego Japończyka, które mu się zwyczajnie nie udały. Bardzo mnie niepokoi fakt, że dla wielu widzów, którzy dotąd nie zetknęli się z twórczością Miike, może to być pierwszy jego film, jaki obejrzą...
Podobno Takashi Miike nakręcił "Nieodebrane połączenie" na zlecenie i za dużą kasę, więc należałoby pokusić się o stwierdzenie, że specjalnie zrobił film nieoryginalny i momentami wręcz parodystyczny. Azjata nie ma jednak talentu i cynizmu Gusa Van Santa – który zrobił rzecz niesamowitą z "Psychozą" – więc jego projekt można potraktować jak żart, ale nie trzeba. Zbyt dużo jest tutaj momentów nakręconych ze śmiertelną powagą, a dowcipne wtręty sprawiają wrażenie niezamierzonych. W ogóle mainstreamowy Miike, stosujący montażowe sztuczki i atakujący głośnym dźwiękiem, nie jest wcale straszny. Jedynie motyw z kuchenną szafką przypomina, że potrafi przerazić do szpiku kości, łącząc oczywiste i zwyczajne z niewyobrażalnym i irracjonalnym. Staram się nie zwracać zbytnio uwagi na horrorowe klisze, ale kiedy całej masie klisz bliżej do plagiatu niż do inteligentnego nawiązania, to ja dziękuję.