Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Piraci z Karaibów: Na krańcu świata (Pirates of the Caribbean: At Worlds End)

Gore Verbinski
‹Piraci z Karaibów: Na krańcu świata›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPiraci z Karaibów: Na krańcu świata
Tytuł oryginalnyPirates of the Caribbean: At Worlds End
Dystrybutor Forum Film
Data premiery25 maja 2007
ReżyseriaGore Verbinski
ZdjęciaDariusz Wolski
Scenariusz
ObsadaOrlando Bloom, Johnny Depp, Keira Knightley, Geoffrey Rush, Jonathan Pryce, Bill Nighy, Yun-Fat Chow, Tom Hollander, Stellan Skarsgård, Martin Klebba, Greg Ellis, Jack Davenport, Naomie Harris, JB Blanc, Keith Richards, Wali Razaqi
MuzykaHans Zimmer
Rok produkcji2007
Kraj produkcjiUSA
CyklPiraci z Karaibów
Czas trwania170 min
WWW
Gatunekprzygodowy
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Opis dystrybutora
Elizabeth i Will, wraz z kapitanem Barbossą, udają się w kolejną podróż, by uwolnić Jacka Sparrowa. W drodze zmagają się z trudami rejsu oraz ze straszliwym Davym Jonesem. Docierają w końcu do Singapuru, gdzie spotykają przebiegłego chińskiego pirata Sao Fenga. Tam będą musieli stoczyć ostateczną bitwę, od której zależy ich własne życie oraz los całego pirackiego świata.
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje      
Ewa Drab ‹Sztorm›

Marcin T.P. Łuczyński ‹Piraci wszystkich krajów…›

Filmy – Publicystyka      

Utwory powiązane
Filmy (12)       [rozwiń]






Tetrycy o filmie [6.22]

DA – Darek Arest [5]
Czy to zamierzony efekt kołysania na podnoszących i opadających falach, zapodał nam reżyser? Wygląda na to, że jednak nie. Po niewielkich wzlotach następują tu druzgoczące upadki. „Piraci…” w swojej trzeciej odsłonie są bardzo męczącą rozrywką. Bez początku i końa, Bez motywów wiodących, bez koncepcji i charakteru. Tak, jak pisze Michał – postaci wprowadzane ceremonialnie, służą tylko wykonaniu efektownego „wejścia”, a potem topią się w miazdze, o wiele zbyt długiego, filmu. Złożony ze samych zwrotów akcji, bardziej przyprawia o zwroty, niż pasjonuje akcją. Także wszystko co jest tu ciekawego, to „zwrot” (recykling?) z części pierwszej. A największy żal mam o to, że wszystko to razem unieważnia i niszczy „szczerze” i bezwstydnie eskapistyczny charakter serii.

MC – Michał Chaciński [6]
Mętlik. Trudno uwierzyć, że można przez trzy godziny opowiadać historię i nic w niej nie powiedzieć. Prawie wszystkie ciekawsze wątki z poprzednich części zostały tu kompletnie olane i rozwiązane w jakichś pojedynczych scenkach na odwal się. Szedłem do kina z pytaniami np. co stanie się dalej między Jackiem a Elisabeth teraz, kiedy zdała sobie sprawę, ze były Legolas to nudziarz. Co zrobi w tym świetle sam nudziarz? Odpowiedzi nie ma, za to sporo czasu poświęca się na bezsensowny motyw Chow Yun Fata, pełniącego funkcję ozdobną, na wprowadzenie innych odmiennych rasowo piratów, którzy jednak później nie grają żadnej roli, na rozgrywanie nieciekawego wątku z Bootstrapem itd. W kontekście poprzednich części nie wiadomo właściwie o czym jest trzeci film. To powiedziawszy… wejście Deppa jest najlepszym kawałkiem eksperymentalnego kina w mainstreamie od lat. Wszystkie punkty dla Jacka.

PD – Piotr Dobry [7]
Kolejny w ostatnich miesiącach dowód na to, że aby zrobić naprawdę udany film trzygodzinny, trzeba być Kurosawą, a co najmniej Coppolą. Verbinskiemu talentu starcza na tyle, że z trzecich „Piratów” dałoby się wykroić świetne półtorej godziny – dostajemy klimatyczne, najlepsze ze wszystkich części wprowadzenie i całkiem emocjonującą ostatnią godzinę. Niestety, środek – mimo nielicznych przebłysków (obłęd Deppa, cały wątek z Keithem Richardsem) – jest boleśnie przeciągnięty, przegadany i przedobrzony w myśl zasady „dla każdego coś miłego”. Wątków tu całe morze, postaci tyleż, ale rzadko kiedy dialogi i zawirowania między bohaterami posuwają akcję naprzód. A jeśli już posuwają, to i tak nie jest jakoś szczególnie efektownie; owszem, ogląda się to z uśmiechem, ale tak porządnie się zachwycić – jak krakenem czy pojedynkiem na toczącym się kole z pierwszego sequela – nie ma czym. Dlaczegóż więc tak wysoka w stosunku do komentarza ocena? Cóż, w trakcie seansu byłem na przemian rozczarowanym krytykiem i dzieciakiem wychowanym na książkach Stevensona i zwyczajnie rozradowanym możliwością ponownego obcowania z najfajniejszymi od dekad postaciami kina przygodowego. A tych – w przeciwieństwie do fabuły – nie udało się scenarzystom zepsuć.

BF – Bartek Fukiet [7]
Dalej rozrywka na wysokim poziomie, ale też wyraźny spadek formy scenarzystów, którym zabrakło inwencji, żeby utrzymać równe tempo wydarzeń przez blisko trzy godziny seansu. W „trójce” namnożyło się postaci, wszystkie mają coś do powiedzenia i do przeżycia, no i w efekcie w środkowej części filmu chwilami wieje nudą. Ale szczęśliwie mocne punkty rekompensują przestoje. Więcej do grania ma Geoffrey Rush, który nie daje się zapędzić do kąta szarżującemu w roli Sparrowa Johnny’emu Deppowi (scenarzyści bardzo dosłownie potraktowali powszechne przekonanie, że Depp jest motorem cyklu i tym razem zafundowali go widowni w ilościach hurtowych). No i przede wszystkim zapierająca dech w piersi, absolutnie powalająca finałowa scena bitwy morskiej, dla której gotów jestem wybaczyć „trójce” wszystkie zgrzyty.

WO – Wojciech Orliński [7]
Zdradziłem daną sobie obietnicę, nie poczekałem aż nadadzą w telewizji i… nie żałuję. Albo ja już połknąłem bakcyla, albo to jednak naprawdę wyszło lepiej niż w drugiej części. Nawet Bloom jakoś wydoroślał. Dużo więcej się śmiałem w każdym razie. Trudno coś więcej pisać, bo wszystko tu może być spojlerem – różni bohaterowie tu na przykład giną, chociaż w filmach z tego cyklu niewiele z tego wynika. Zakończenie zostawiono bezczelnie otwarte, więc już wiadomo, że będzie czwarta część. Sam nie wiem czy pójdę…

KS – Kamila Sławińska [7]
Trzeci raz się chłopakom udało—co świadczy o tym, że mamy do czynienia nie ze szczęśliwym zbiegiem okoliczności, ale z konsekwentnym, profesjonalnie zrealizowanym planem na świetną serię rozrywkową. Nie przestaje mnie zdumiewać, że film, który w pierwotnym zamyśle miał być jedynie pełnometrażową reklamówką trasy z disneyowskiego parku rozrywki, okazał się tak znakomitym wehikułem dla pełnokrwistych, budzących sympatię postaci. Johnny Depp dostał już chyba dość pochwał za Jacka Sparrowa; warto wreszcie docenić innych, szczególnie Geoffreya Rusha, który do tej komicznej roli podszedł nie mniej fachowo niż do swoich wielkich dramatycznych kreacji – oraz Keirę Knightley, która jest nie tylko śliczna, ale i pełna charakteru, wdzięku i nieposkromionej energii. Może nie ma w filmie ani tej świeżości, co w jedynce, ani nawet sceny równie niezapomnianej jak pojedynek na wielkich kołach ze „Skrzyni Umarlaka”, ale całość jest po prostu przepiękna wizualnie: to nie tylko popis możliwości współczesnego CGI, ale dowód wielkiej wyobraźni i pomysłowości w budowaniu świata, który rządzi się własnymi, magicznymi prawami. Najbardziej budujące zaś, że twórcy „Piratów” udowodnili, że da się zrobić emocjonujący – i kasowy! – przygodowy cykl dla wszystkich, nie wylewając przy tym hektolitrów krwi.

JS – Jakub Socha [4]
Pirat w dredach, to na początku było rzeczywiście jakieś novum. Ale, jak pewnie wszystkim wiadomo, dredy, to taka fryzura, którą po pewnym czasie trzeba obciąć do zera, bo pozmieniać za bardzo się jej nie da. Ja z tego filmu zapamiętam jedynie Keitha Richardsa i cudowną ascetyczno – rozbuchaną sekwencję na krańcu świata, gdzie Jack spłaca bez pośpiechu swoje długi i grzechy.

MW – Michał Walkiewicz [6]
Piracka łajba z początku giba się w stronę krańca tej historii w przyzwoitym tempie, ale z czasem osiada na mieliźnie dłużyzn. Nieodżałowana strata Geoffrey’a Rusha dla drugiej części serii zostaje nam tym razem wynagrodzona. Dżefrej wczuł się w rolę na tyle mocno, że scena, w której dowodzi Czarną Perłą podczas ostatecznej potyczki, urosła w moich oczach do rangi najlepszej w całej serii. Szkoda, że na tle Rusha nie widać wcale Deppa, który, jak się z perspektywy czasu okazało, uderzył raz, potężnie i niespodziewanie, a potem już „jechał na opinii”. Za to absolutnym objawieniem tej części jest muzyka. Stary wyga Zimmer na powrót przejął partyturę od swojego ucznia Klausa Badelta, nasycając przeciągniętą i nudnawą opowieść odpowiednią dozą emocji. Celowo omijam scenariusz i fakt, że nici którymi niektóre pomysły są szyte, nadawały by się do cumowania okrętów.

BZ – Beata Zatońska [7]
Punkty przede wszystkim za efekty specjalne, charakteryzację, pomysłowość inscenizacyjną itp. Pod tym względem ten film jest klasą sam dla siebie, trudno go z czymś porównać (ewentualnie z poprzednimi częściami). A reszta? Klasa średnio-nudno-bajkowa, jeśli chodzi o fabułę. Mnogość wątków i postaci czyni historię nieczytelną i trochę męczącą, zważywszy na to, że film trwa prawie 3 godziny. A gra aktorska. Można powiedzieć, że Keira Knightley jest piękna, Johnny Depp zabawny i czarujący (choć nie tak jak w „Klątwie Czarnej Perły”), a Orlando Bloom jak zwykle bez wyrazu. Więcej dobrego da się powiedzieć o Geoffreyu Rushu i Billu Nighy. Całość – efektowna wydmuszka. Potwierdza się smutna reguła – każdy kolejny sequel jest gorszy od poprzedniego.

Oceń lub dodaj do Koszyka w

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Copyright © 2000-2024 – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.