Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Borat: Podpatrzone w Ameryce, aby Kazachstan rósł w siłę, a ludzie żyli dostatniej (Borat: Cultural Learnings of America for Make Benefit Glorious Nation of Kazakhstan)

Larry Charles
‹Borat: Podpatrzone w Ameryce, aby Kazachstan rósł w siłę, a ludzie żyli dostatniej›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułBorat: Podpatrzone w Ameryce, aby Kazachstan rósł w siłę, a ludzie żyli dostatniej
Tytuł oryginalnyBorat: Cultural Learnings of America for Make Benefit Glorious Nation of Kazakhstan
Dystrybutor CinePix
Data premiery24 listopada 2006
ReżyseriaLarry Charles
ZdjęciaLuke Geissbuhler, Anthony Hardwick
Scenariusz
ObsadaSacha Baron Cohen, Pamela Anderson, Ken Davitian
MuzykaErran Baron Cohen
Rok produkcji2006
Kraj produkcjiUSA
Czas trwania84 min
WWW
Gatunekkomedia
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Opis dystrybutora
Filmowiec z Kazachstanu wyrusza do Stanów Zjednoczonych, by nakręcić film dokumentalny o dniu dzisiejszym "największego mocarstwa na świecie", a na miejscu zakochuje się w bohaterce "Słonecznego patrolu" Pameli Anderson i postanawia zdobyć jej serce.
Teksty w Esensji
Filmy – Publicystyka      

Utwory powiązane
Filmy      



Tetrycy o filmie [7.12]

DA – Darek Arest [6]
Nic tak nie szkodzi dziełu jak przeceniająca go krytyka. Z Sachy Barona Cohena zrobiono błazna – chytrego super-inteligenta, który przybiera twarz najgłupszego z głupich Amerykanów, by sprowokować demaskację obywateli Stanów Zjednoczonych. A „Borat” to przecież żaden film, tylko zbiór trochę lepszych i gorszych skeczy. Czasem oryginalnych jak staruszka „candid camera” a czasem inteligentnych jak „freak nights” w Mtv. Opierając swoją filmową podróż na kilku newralgicznych punktach odniesienia amerykańskiej kultury (broń, TV, wojna w Iraku…) musi natrafić na dawkę homofonii, porcję rasizmu i masę głupoty. Jeśli nie zrobimy potraktujemy Borata jako bystrego komika, to mamy do czynienia z nienajgorszą zabawą, udającą film. W innym wypadku z kupy śmiechu pozostanie jedynie kupa.

MC – Michał Chaciński [7]
To jeden z filmów, które fajniej się komus opowiada, niż je ogląda. Pierwsza połowa to jeden wielki spazm kapitalnych gagów i pomysłów. Druga jest niepotrzebnie przeciągnięta, widać, że brak w niej już nowych pomysłów, a przy okazji kolejne scenki robią się raczej przerażające, niż śmieszne. (Nawiasem mówiąc potrzebowałem drugiego seansu, żeby docenić jak wyśmienitym aktorem jest Cohen, który czasami jednym spojrzeniem gra wszystko, co trzeba zagrać.) Jedna rzecz jest tu jednak niewątpliwym sukcesem: film pokazuje, że polityczna poprawność to w najlepszym razie cienka warstewka, coś na kształt kulturowego kagańca, przykrywającego prawdziwe poglądy Amerykanów. Pod tym względem to chyba najlepszy w historii film kompromitujący PC. W sumie jednak – jak już my fellow tetricians wspomnieli – w formie krótkich scenek jakoś lepiej sprawdza się to niż w formie długiego metrażu.

PD – Piotr Dobry [9]
Absolutnie unikatowy przykład na to, jak z połączenia „ukrytej kamery” z „jackassem” zrobić obrazoburczą, inteligentną satyrę, uderzającą w jankesów z dziesięciokrotnie większą siłą niż pamflety Michaela Moore’a. Ameryka obserwowana oczyma Borata to kraj ludzi święcie przekonanych o swej wyższości nad innymi narodami („myślę, że da się go jeszcze zamerykanizować”), z dumą obnoszących uprzedzenia („zgól te wąsy, bo wyglądasz jak jakiś pieprzony arabus”) i przede wszystkim bezdennie głupich („żeby zaimponować kobiecie z wygoloną waginą, polecałbym corvettę lub hummera”, „przykro mi, w naszym kraju nie produkujemy samochodów z magnesem na cipki”). Po prostu kosmos. Inna planeta. Piekielnie śmieszna, ale i przerażająca jak diabli. A co w tym wszystkim najsmutniejsze, to samonarzucające się analogie do kraju niemal równie ko(s)micznego – przecież nawiedzeni zielonoświątkowcy właściwie niewiele się różnią od naszych Giertychów i Orzechowskich. Zawodu specjalisty ds. dopuszczalnych dowcipów nikt co prawda jeszcze nie przeniósł na polski grunt, ale wcale nie jest to tak surrealistyczne, jak się zdaje – wszak już teraz ostrzega się nas, z czego możemy się śmiać, a z czego nie. Ze skandalicznie obscenicznego Borata jeszcze możemy – zajęci roztrząsaniem kolejnych absurdalnych pomysłów koalicjanci nie mają na szczęście czasu lustrować kin.

BF – Bartek Fukiet [8]
Grejt sekses! Dawno się tak nie uchachałem w kinie. OK, wiem, to raczej rechot z przepony, a nie subtelny śmiech z mózgowia, ale od czasu do czasu trochę rechotu nie zaszkodzi. Sacha Baron Cohen daje pokaz radosnej anarchii, za nic mając wymogi politycznej poprawności i bezlitośnie żerując na naiwności, dobroduszności, często głupocie filmowanych nieszczęśników, przekonanych, że pomagają zagubionemu w wielkiej Ameryce reporterowi z Kazachstanu. I choć, szczególnie w środkowej części filmu, tempo trochę siada, a niektóre sceny (nagie zapasy z owłosionym grubasem) są dosadnie obrzydliwe, choćby dla samej sceny hymnu USA w autorskiej interpretacji Borata warto jego wyczyny zobaczyć.

WO – Wojciech Orliński [7]
Tak szczerze mówiąc, to te krótkie filmiki telewizyjne były jakby zabawniejsze. O ileż lepsza była telewizyjna scena z kowbojami śpiewającymi piosenkę o wrzucaniu Żyda do studni od tej kinowej z hymnem amerykańskim! Ale oczywiście oglądanie Baron-Cohena to zawsze przyjemność. Boyakasha i dzhenkuye.

KS – Kamila Sławińska [7]
Paradoksalnie, dyskusje i wypowiedzi o tym filmie są zwykle bardziej interesujące niż film jako całość. Co prawda ostry jak brzytwa, bezkompromisowy dowcip Baron Cohena nie stępił się ani odrobinę - ale tempo jest nierówne: między kapitalnymi, odważnymi i piekielnie śmiesznymi scenami są cale kilometry dłużyzn. Zgadzam się, że obserwacje dotyczące amerykańskiej kultury są trafione w dziesiątkę - gdyby Baron Cohen postanowił ubiegać się o miejsce w Kongresie Stanów Zjednoczonych głosowałabym na niego bez wahania, bo wygląda, że facet lepiej dostrzega problemy Ameryki niż niejeden z tych, co się w niej urodzili i wychowali. Zgadzam się, że w dzisiejszych czasach tak trudno o komedię nie popsutą przez nadmiar politycznej poprawności, by nie uważać „Borata” za film wyjątkowo brawurowy i świeży. Jednak mimo wszystko po filmie było mi głupio i smutno. Nie wiem tylko, czy dlatego, że śmiałam się z rzeczy całkiem nieśmiesznych, wręcz strasznych. Może bardziej dlatego, że nie wiem, co smutniejsze: czy to, że w Ameryce, w której mieszkam, tak wielu jest uśmiechniętych idiotów, tolerujących rasizm i mizoginię - czy to, że (jeśli wierzyć gazetowym nagłówkom i statystykom) mój rodzinny kraj nie wypada wiele lepiej od boratowego Kazachstanu pod względem stosunku do mniejszości narodowych czy szacunku do kobiet.

KW – Konrad Wągrowski [7]
Po kilku tygodniach od seansu, oceniam film wyżej niz po pierwszym obejrzeniu, bo doceniam jego nietypową formułę kapitalnej prowokacji i widzę jej naprawdę momentami znakomite efekty. Nie zmienię jednak zdania, że niepotrzebny i nieco psujący całość jest główny wątek z Pamelą Anderson, a filmowi (z punktu widzenia jego śmieszności) nie zaszkodziłoby pozostanie na dłużej w Kazachstanie. Rozumiem jednak, że samego Cohena bardziej interesuje Ameryka i te obserwacji bywaja absolutnie doskonałe. Dowcip na różnym poziomie, ale perełki są dużo liczniejsze niż w przeciętnej współczesnej komedii. W sumie jeden z najoryginalniejszych filmów obecnie w kinach, garść celnych obserwacji, eksplozje niepoprawnego politycznie humoru - nie należy przegapić.

BZ – Beata Zatońska [6]
Celna, złośliwa satyra na Amerykę. Złośliwa to nawet mało powiedziane. Właściwie bardziej pasuje tu słowo: wredna. Trzeba wziąć pod uwagę to, że zdjęcia kręcono metodą "ukrytej kamery", a nieszczęśnicy, którzy obnażali swoje niechlubne cechy charakteru, myśleli, że biorą udział w zupełnie innym przedsięwzięciu. Nie lubię tego typu poczucia humoru, jakie reprezentuje Sacha Baron Cohen – dosadnego, seksualno-kloacznego. Ale śmiałam się, choć temu śmiechowi towarzyszyło poczucie, że właściwie śmiać się nie powinnam (cóż, człowiek słabe stworzenie jest). Cohenowi nie można odmówić inteligencji, wyrachowania, intuicji i odwagi (a może to tylko uwielbienie prowokacji wszelkiej maści).

Oceń lub dodaj do Koszyka w

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Copyright © 2000-2024 – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.