Dziewczyna z sąsiedztwa
(The Girl Next Door)
Luke Greenfield
‹Dziewczyna z sąsiedztwa›
Opis dystrybutora
Zdolny, ambitny maturzysta zakochuje się w pięknej dziewczynie z sąsiedztwa, którą uważa za spełnienie swych najskrytszych marzeń. Wkrótce odkrywa, że jego ukochana jest byłą gwiazdą filmów porno...
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje
Filmy – Publicystyka
Utwory powiązane
Filmy
MC – Michał Chaciński [4]
W pierwszej połowie bawiłem się świetnie. Chemia między głównymi bohaterami, absolutnie przekonujący seksapeal Elishy Cuthbert w roli dziwki o złotym sercu i gościnnej waginie, plus genialny drugoplanowy Timothy Olyphant. Niestety, w drugiej części film nie tylko traci parę, ale i wpada w wytarte koleiny schematów z komedii dla nastolatków. Zaczyna po prostu nudzić. Do tego dziwnie nieszczere wydało mi się przekonywanie, że branża porno to świetne, rozrywkowe miejsce, w którym wszystkie kobiety czują się jak ryba w wodzie. W rezultacie druga połowa filmu obniża mi ocenę o dobrych kilka oczek.
Jeśli komuś podobał się „Ryzykowny interes” z początków kariery Cruise’a, są duże szanse, że „Dziewczyna z sąsiedztwa” przypadnie mu do gustu jeszcze bardziej. Alfons Timothy’ego Olyphanta błyszczy na drugim planie co najmniej tak, jak ten Joe’ego Pantoliano, a Elisha Cuthbert jest i seksowniejsza, i bardziej utalentowana aktorsko od Rebeki De Mornay w jej wieku. Film ma wady (największą jest niestety słabsza druga połowa), ale ma też jasno określony target, nie jest demoralizujący – jak chce tego amerykańska prasa – ani ostentacyjnie plagiatorski, jak 99% młodzieżowych komedii romantycznych. Miłośnicy obrazów Johna Hughesa i Adama Herza powinni być zachwyceni, reszta niekoniecznie.
Klasyczny samobój. Kto zabiera się za proszącą o sprośnie i niewyszukane żarty tematykę – branża porno – i umieszcza ją w konwencji młodzieżowej komedii romantycznej, skazując się tym samym na autocenzurę? Film jest kompletnym pomieszaniem z poplątaniem i cały czas krąży wokół bardzo poprawnego przedstawiania bardzo niepoprawnych tematów. Wyszedł z tego sztuczny, moralizujący gniot, którego nie ratują niestety całkiem sympatyczni aktorzy.
WO – Wojciech Orliński [7]
Czy może być lepsza rekomendacja od jednej gwiazdki w "Co Jest Grane" i sarkań recenzenta, że głupsze i sprośniejsze nawet od "American Pie"?
Jak lubiłem "American Pie", tak się nie zawiodłem i na tym filmie. Olyphant jest rewelacyjny, dawno nie widziałem tak dobrze zagranego "badgaja". Aktorzy pierwszego planu grają nieco słabiej, ale właśnie dzięki temu są rozbrajająco sympatyczni. Dużo dobrego śmiechu i trochę świntuszenia (ale bez przesa, w sumie nic tu strasznego się nie dzieje, film jest OK nawet dla młodych nastolatków).
KŚ – Kamil M. Śmiałkowski [8]
A ja to taki głupi jestem, że mi się podobało. Jakem stary pryk wciąż lubię komedie licealne, a jeszcze bardziej komedie o seksie. Jak się to połączy zwykle wychodzi zakalec (nie mylić z American Pie), ale tu jakoś - dla mnie - zagrało. Biznes porno i amerykańska szkoła średnia - czasami mam wrażenie, że w Hollywood maja taka wielka tablice z setka tematów i przed każdym filmem kręcą dwa razy a potem w fabule usiłują to jakoś połączyć. I jakoś się dało.