Zatoichi
(Zatôichi)
Takeshi Kitano
‹Zatoichi›
Opis dystrybutora
"Zatôichi" jest kinową wersją popularnego japońskiego serialu telewizyjnego. Jest to opowieść o niewidomym mistrzu miecza, tytułowym Zatôichi, który podróżując po kraju staje w obronie niewinnych ludzi. Realizowany w latach 1962-1989 serial bił rekordy popularności w Kraju Kwitnącej Wiśni, a także poza jego granicami.
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje
Filmy – DVD i Blu-Ray
Utwory powiązane
Filmy
‹Kocham kino›
–
Theo Angelopoulos,
Olivier Assayas,
Bille August,
Jane Campion,
Youssef Chahine,
Kaige Chen,
Michael Cimino,
Ethan Coen,
Joel Coen,
David Cronenberg,
Jean-Pierre Dardenne,
Luc Dardenne,
Manoel de Oliveira,
Raymond Depardon,
Atom Egoyan,
Amos Gitai,
Alejandro González Iñárritu,
Hsiao-hsien Hou,
Aki Kaurismäki,
Abbas Kiarostami,
Takeshi Kitano,
Andriej Konczałowski,
Claude Lelouch,
Ken Loach,
David Lynch,
Nanni Moretti,
Roman Polański,
Raoul Ruiz,
Walter Salles,
Elia Suleiman,
Ming-liang Tsai,
Gus Van Sant,
Lars von Trier,
Wim Wenders,
Kar Wai Wong,
Yimou Zhang
MC – Michał Chaciński [8]
Mimo wysokiej oceny mam lekko mieszane uczucia. Znając oryginalą serię filmów z Shintaro Katsu nie byłem zachwycony ujęciem Zatoichiego jako postaci moralnie wątpliwej, gdzieś na granicy czarnego charakteru, który jest po prostu mniej czarny niż ci 'źli'. Kitano poszedł tu moim zdaniem na łatwiznę i zagrał w swoim gangsterskim stylu, przez co tytułowa postać jest chłodniejsza, mniej sympatyczna i daleka od jowialnego bohatera Katsu (bliższa natomiast - chyba niepotrzebnie - wizerunkowi samotnego mściciela). Szkoda, bo mogło to być aktorskie wyzwanie dla Kitano, a on wolał uciec od konfrontacji z wizerunkiem Katsu. Za to zachwyca mnie pomysł na przedstawienie świata przez pryzmat dźwięku, wydobycie muzyczności krajobrazów, przerysowanie scen akcji za pomocą komputerów itd. To wszystko pokazuje, jak Zatoichi mógłby słyszeć i wyobrażać sobie świat i kluczowe momenty fabuły. Przemyślana jest też konstrukcja filmu, uciekająca od typowej konstrukcji gatunku (gatunek to chambara, czyli rozrywkowa wersja historycznego fresku jidai-geki), zmuszająca widza do ciągłej uwagi i śledzenia połączeń między retrospektywami i teraźniejszością, kilkoma wątkami itp. I ta końcowa celebracja w wykonaniu pozytywnych bohaterów! Absolutnie zaskakujące zakończenie.
Sprawnie wyreżyserowana i zmontowana komedia akcji, która po pewnym czasie zaczyna jednak nudzić, bo i jak długo może śmieszyć przelewanie hektolitrów cyfrowej krwi przez niewidomego samuraja? I tak jest lepiej od „Kill Billa”, „Ong-Baka” i tym podobnych ścierw, ale jak na sieczkę bez pointy zdecydowanie za długo.
Nie lubię wystawiać najniższych ocen, ale nic nie poradzę, że postmodernistyczna komedia o samurajach nie rozbawiła mnie ani razu. Zdumiewające wstawki musicalowe, efekty specjalne na poziomie "Wiedźmina", humor rodem z głupich amerykańskich komedii i sztampowa fabuła. "Zatoichi" jest filmem dziwacznym w sposób, którego nie akceptuję.
KS – Kamila Sławińska [8]
Kitano stanął przed zadaniem zaiste karkołomnym – nowa ekranizacja przygód Zatoichiego to z japońskiej perspektywy jak remake Czterech Pancernych i Psa. Beat wybrnął z tego z wrodzoną sobie przekorą i pomysłowością – zamiast zmagać się z koniecznością zawarcia w swoim filmie tego, co widzowie znali z kultowej serii z Shintarô Katsu, wymyślił bohatera od nowa. Nowy Zatoichi nie jest bynajmniej dobroduszny – skupiony i precyzyjny, zmienia gromadę wrogów w las ciał z poobcinanymi kikutami, z których krew sika jak jakaś surrealistyczna fontanna. Film wyszedł dynamiczny, krwawy i bardzo zabawny: dawka czarnego humoru wystarczy chyba, by rozbroić nawet tych, którzy nie dadzą się złapać na sam urok osobisty Kitano.
KW – Konrad Wągrowski [6]
Doceniam wplecenie w tradycyjną samurajską (pomijając fakt, że główny bohater samurajem ni jest) intrygujących koncepcji gejszy-mężczyzny czy formalnych pomysłów z tańcami i motywami muzycznymi - to z pewnością nadało obrazowi posmaku oryginalności. Doceniam także mistrzostwo w ukazaniu szermierczych pojedynków. Ale jako całość film jednak pozostawia obojętnym. Dla ludzi nie znających całej historii i legendy Zatoichiego film jest raczej zimny, nie angażujący. Jedyną postacią, która budzi emocje jest wynajęty samuraj, schodzący na ścieżkę zła - a to przecież nie jemu powinniśmy kibicować. Tak się złożyło, że w tym samym okresie obejrzał stary (z 1962) samurajski film "Harakiri", aż kipiący od emocji, choć z mniejszą liczbą szermierczych pojedynków. Przy nim "Zatoichi" wypada blado.