Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Iluzjonista (The Illusionist)

Neil Burger
‹Iluzjonista›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułIluzjonista
Tytuł oryginalnyThe Illusionist
Dystrybutor SPI
Data premiery30 marca 2007
ReżyseriaNeil Burger
ZdjęciaDick Pope
Scenariusz
ObsadaEdward Norton, Paul Giamatti, Jessica Biel, Rufus Sewell, Eddie Marsan, Tom Fisher
MuzykaPhilip Glass
Rok produkcji2006
Kraj produkcjiCzechy, USA
Czas trwania110 min
WWW
Gatunekdramat
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Opis dystrybutora
Akcja opowieści rozgrywa się w Wiedniu pod koniec XIX wieku. Pewien iluzjonista do szaleństwa zakochuje się w pewnej pięknej damie z wyższych sfer. Kiedy dziewczyna zaręcza się z dziedzicem królewskiego tronu, magik postanawia użyć swoich niezwykłych mocy, aby zwrócić na siebie jej uwagę. Jego poczynania wywołują niepokoje na dworze królewskim.
Teksty w Esensji
Filmy – Publicystyka      


Utwory powiązane
Filmy      




Tetrycy o filmie [5.20]

PD – Piotr Dobry [7]
Staroszkolne w treści i formie love story, w którym co prawda nie ma chemii między Nortonem a Biel, ale jest chemia między Nortonem a Giamattim, i to jest ta dobra wiadomość. Natomiast zła wiadomość jest taka, że rozczarowuje zakończenie, będąc dokładnie takim, jakie narzuca się już po pół godzinie seansu, mimo iż do samego końca można jeszcze oczekiwać jakiegoś „double fake’a” (spodziewałem się nawet „nie wychodźcie w trakcie napisów!”). No szkoda, ale jako bezwstydna kucharka wzdychająca nad garami do Edka Nortona i tak mile spędziłam czas.

BF – Bartek Fukiet [3]
Wiedeń przełomu wieków w stylu „Pamiętników księżniczki”. Neil Burger powinien zmienić nazwisko na Hamburger, a Jessica Biel panicznie unikać korników. Myśleliście, że Paul Giamatti sięgnął dna u Shyamalana? Obejrzyjcie „Iluzjonistę”. Mało nie stoczyłem się pod fotel ze śmiechu, kiedy poczciwy pierdoła rozszyfrowywał z miną Pomysłowego Dobromira zagadki, które średnio gramotny widz rozwiązał jakieś 60 minut wcześniej. Porównywać „Iluzjonistę” do zbliżonego tematycznie „Prestiżu”, to jak zestawić w wieczornym maratonie filmowym Piestraka z Kubrickiem.

KS – Kamila Sławińska [3]
Bezwstydny kicz, i to w dodatku kicz przekonany o własnej magii i wyjątkowości. Szkoda nawet porównywać ten do bólu zębów przewidywalny pomiot infantylnych scenarzystów z pełnym pasji i niespodzianek „Prestiżem”. „Iluzjonista” ma wszelkie cechy łzawego romansu dla kucharek, zekranizowanego przez reżysera, którego jedyną ambicją jest w niczym się nie wychylać. Udział Nortona i Giamattiego nijak nie polepsza sprawy, bo ci panowie wcielają się w dość płaskie, jednowymiarowe postacie – nic więc dziwnego, że obydwaj grają dużo poniżej swoich możliwości. Nie popisał się też Philip Glass, którego muzyka do tego obrazu nie różni się od dziesiątków soundtracków, jakie wyszły spod ręki kompozytora w ciągu ostatnich paru lat. Owszem, ładna Jessica Biel i ładna oprawa plastyczna – ale to za mało, by rzecz była warta polecenia.

MW – Michał Walkiewicz [6]
Ten ubogi krewny „Prestiżu” posiada swój nieodparty urok. Dick Pope skąpał starannie zakomponowanie kadry w ładnej sepii, Norton obnosi intrygujący zarost, Jessica Biel jest śliczna jak zawsze, zaś Paul Giamatti nie wychodzi z dobrze znanego emploi jowialnego poczciwca. Przez większość filmu na horyzoncie majaczy happy end… Bezpretensjonalność urasta ostatnio w moich oczach do rangi cnoty naczelnej filmowców. Tutaj jest jej bez liku.

KW – Konrad Wągrowski [7]
Odnoszę wrażenie, że dla wielu krytyków główna wadą tego filmu jest to, że jest to film o miłości. Tak więc potwierdzam – „Iluzjonista” jest filmem o miłości, melodramatem, jak by dawniej powiedziano. I to nie jest jego wada – to jest jego gatunek. Porównania z „Prestiżem” są więc nie na miejscu – „Iluzjonista” z założenia jest przedsięwzięciem dużo mniej ambitnym od filmu Nolana. Ale w swym gatunku to obraz całkiem udany. Po pierwsze – bo rozgrywający w ładnej scenerii klasyczny temat miłości niemożliwej. Po drugie – bo slicznie sfotografowany. Po trzecie – bo z Nortonem i Giamattim w obsadzie. Po czwarte – bo pokazujeącym kawałek historii sztuk iluzjonistycznych. A przecież nie mam też nic przeciwko „twist in the end”.

Oceń lub dodaj do Koszyka w

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Copyright © 2000-2024 – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.