Pusty dom
(Bin-jip)
Ki-duk Kim
‹Pusty dom›
Opis dystrybutora
Tae-suk jest bezdomny. Żyje w domach obcych ludzi, do których włamuje się pod nieobecność właścicieli. Jednak nigdy nic nie kradnie. Jest raczej jak duch - śpi w obcych łóżkach, korzysta z zawartości lodówki - zostawiając jak najmniej śladów swojej obecności. W ramach podziękowania za gościnę chłopak robi pranie i porządki, dokonuje drobnych napraw. Pewnego dnia Tae-suk włamuje się do mieszkania, które nie jest puste. Jest w nim pewna kobieta...
Teksty w Esensji
Filmy – Publicystyka
Filmy – Wieści
Utwory powiązane
Sztuka dla sztuki, oryginalność dla oryginalności, buddyzm dla opornych. Nie potrafię się wzruszać nad losem socjopatów, którzy w filmach artystycznych noszą etykietki tzw. wyobcowanych, więc są usprawiedliwieni. W dodatku funkcjonują tu przede wszystkim jako ekwiwalenty metafor, toteż przestają być dla mnie postaciami z krwi i kości, nie wierzę w nich. Niemniej kilka kadrów zachwyca urodą, a śliczna finałowa sekwencja przynosi wreszcie jakąś konkluzję ponad wnioski znane z „Uwierz w ducha”: na przekór złemu losowi można odnaleźć szczęście poprzez zbudowanie sobie wewnętrznego azylu, lepszego świata. Bardzo to oczywiste, ale podane bardzo poetycko, z rzadko spotykanym urokiem. Nie można było tak przez cały film, a nie tylko w dwóch ostatnich minutach?
KS – Kamila Sławińska [9]
Ki-duk Kim to jedna z najciekawszych osobowości współczesnego kina, nie tylko azjatyckiego – a ten film udał mu się jak rzadko. Warto go obejrzeć kilka razy, by połapać się z fabularnych zawiłościach i w pełni docenić tak formalne mistrzostwo, jak i subtelność przesłania. Intrygujący i piękny film o samotności i potrzebie miłości, który ujmuje bezpretensjonalnością, emocjonalna wiarygodnością postaci i maestrią wykonania. Znalazłam w nim wszystko, czego oczekuję od parających się dramatem psychologicznym twórców Starego Świata – i od dawna nie dostaję, albo dostaję w niestrawnym opakowaniu pseudoartystycznego bełkotu lub udającej intelektualną prowokację pornografii. Drzyj, Europo – nadchodzą pożeracze kimchi!
Myślałem, że Kim Ki-duk zanudzi mnie szpagatującymi się mnichami, a tutaj jakże miłe zaskoczenie. Albo jeszcze inaczej – jakże miłe objawienie. Liryczny, nastrojowy i poetycki. Podobne określenia można wypisywać w nieskończoność, co nie znaczy, że w całości odda się piękno „Pustego domu”. Śliczna opowieść o miłości w stanie najczystszym. Minimalistyczna, pozbawiona dialogów gra pary głównych aktorów pozwala skupić się na świetnej gestykulacji, mimice ale i obrazie. Wielopoziomowa kompozycja kadru wypełniona jest mnóstwem szczegółów, które dzięki powolnym ujęciom nie powinny umknąć widzowi. Za przykład może posłużyć scena, w której dwójka zakochanych siedzi przy niewielkim stoliku. Para zajmuje całą przestrzeń, a wspomniany stół dzieli kadr na dwie równe części. Przez dłuższą chwilę na górnym segmencie nic się nie dzieje, po czym mężczyzna przytula niewiastę. W drugiej połówce kadru flirt rozpoczyna się wraz z końcem poprzedniego ujęcia. Dziewczyna niepewnie zbliża swoją stopę do nóg ukochanego, delikatne pociera, aby w końcu powolnie nakryć jego stopę. Jest to jedna z najlepszych scen erotycznych w historii kina, która dowodzi, że „kocham cię” nie zawsze oznacza machanie penisem na lewo i prawo. A takiego „kocham cię”, jak w „Pustym domu”, nikt przed Kim Ki-dukiem nie wymówił.
KW – Konrad Wągrowski [6]
Bardzo chciałem polubić ten film. Lubie kino koreańskie, przepadam za oryginalnym ujęciem tematu miłości w kinie, skośnookie aktorski są ładne, a estetyka kina azjatyckiego bije Europe i Amerykę na głowę. No i dostałem nietypowe ujęcie tematu miłości, film wysmakowany formalnie, prosty lecz złożony, poddający się różnorodnym interepretacjom, co z tego skoro nie budzący większych emocji. A to w filmie o miłości rzecz niedopuszczalna.