Shutter: Widmo
(Shutter)
Banjong Pisanthanakun, Parkpoom Wongpoom
‹Shutter: Widmo›
Opis dystrybutora
Opowieść o fotografie, który pewnego dnia zauważa na swoich zdjęciach rzeczy, których na pewno nie fotografował.
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje
Filmy – Publicystyka
Utwory powiązane
Filmy
Na liście inspiracji młodych reżyserów o nazwiskach, przy których nawet „Shyamalan” brzmi jak „Nowak”, mieszczą się amerykańskie „Krzyk”, „Koszmar minionego lata”, „Psychoza”, „Co kryje prawda”, jak i sąsiedzkie „Ring”, „Ju-On”, „The Eye” czy „Dark Water”. Przy takiej mnogości tytułów doprawdy trudno nie przekroczyć cienkiej linii dzielącej inspirację od zwyczajnego kopiowania. Prowadzi to do sytuacji, w której zamiast śledzić fabułę, zastanawiam się, z czego będzie zerżnięta kolejna scena. Zresztą co tu śledzić? Opowieść tak dla odmiany koncentruje się wokół kruczowłosego, bladolicego ducha zamordowanej dziewczyny, który nie zazna spokoju, dopóki widzowie wespół z głównymi bohaterami nie poznają tajemniczych okoliczności jego śmierci. Będzie i postać potrącona przez samochód, i krew płynąca z oczodołów, i czarna woda w wannie itd. W dodatku młodzi twórcy pozwalają sobie zarówno na urwanie kilku wątków bez słowa wyjaśnienia, jak i na rażące błędy logiczne, by wspomnieć tylko epizod matki, która przetrzymuje zwłoki córki w łóżku przez kilka miesięcy, o czym wie całe miasto, ale nikt nie zawiadamia policji. Najbardziej nieprawdopodobne jest tu jednak zachowanie bohatera (pozytywnego) w jednej ze scen. Oto kumple gwałcą mu dziewczynę, a gdy on się zjawia i staje jak wryty, poproszony przez nich, by cyknął kilka fotek, robi to tylko dlatego, by źle nie wypaść w ich oczach. Swojej nowej lubej wyjaśni to potem krótkim: „błędy młodości”. – Hmm… – chciałoby się złośliwie wtrącić. – To zupełnie jak film Pisanthanakuna i Wongpooma…
KS – Kamila Sławińska [7]
Kolejny cwany azjatycki horror, straszący nie duchami w białych giezłach – ale fenomenami, doskonale znanymi mieszczuchom. Podziw budzi sprawna realizacja, mimo ograniczeń skromnego budżetu znakomicie radząca sobie z wymaganiami scenariusza. Pod koniec co prawda wydaje się, że scenarzysta pogubił się nieco w zakamarkach własnej wyobraźni i niepotrzebnie odsunął na drugi plan znakomity główny motyw – ale i tak film wyszedł oryginalny i bardzo skuteczny w straszeniu wszystkich, którym kiedykolwiek udało się dostrzec na fotografii coś, czego nijak nie powinno na niej być.
KW – Konrad Wągrowski [5]
Przyzwoity w sumie horror, ale gdyby nie pochodził z Tajlandii, z której zbyt często filmy nie trafiają na nasze ekrany, najprawdopodobniej nie zostałby w ogóle dostrzeżony. Ponieważ, w przeciwieństwie do tego, do czego powoli przyzwyczajają nas azjatyckie horrory, "Shutter" nie koncentruje się na budowaniu niesamowitego nastroju, lecz straszy bardzo prostymi, można rzec ogranymi horrorowymi chwytami. Nic odkrywczego, nic oryginalnego, do obejrzenia i zapomnienia.