Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

Strach siedzi w nas, czyli kino grozy pod lupą (1)

Esensja.pl
Esensja.pl
1 2 3 5 »
Michał Chaciński, Sebastian Chosiński, Piotr Dobry, Michał Kubalski, Jarosław Loretz i Konrad Wągrowski nie boją się mówić o tym, czego się boją. Nie będziemy się bawić w fałszywą skromność – zapraszamy do lektury najlepszej dyskusji o filmowym horrorze w polskim Internecie. Dziś część pierwsza.

Michał Chaciński, Sebastian Chosiński, Piotr Dobry, Michał Kubalski, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski

Strach siedzi w nas, czyli kino grozy pod lupą (1)

Michał Chaciński, Sebastian Chosiński, Piotr Dobry, Michał Kubalski, Jarosław Loretz i Konrad Wągrowski nie boją się mówić o tym, czego się boją. Nie będziemy się bawić w fałszywą skromność – zapraszamy do lektury najlepszej dyskusji o filmowym horrorze w polskim Internecie. Dziś część pierwsza.
Gdzie jest cholerny krawat w grochy?! (Lśnienie)
Gdzie jest cholerny krawat w grochy?! (Lśnienie)
Konrad Wągrowski: Panowie – na rozgrzewkę – proszę o szybką odpowiedź: jaka scena z filmowego horroru najbardziej zapadła Wam w pamięć?
Michał Kubalski: Oj, jedna? Hmm. Nie da rady. Chyba przejście przez tunel pełen trupów w telewizyjnym miniserialu „Bastion” wg Kinga. Ponadto czołówka nowej wersji „Świtu żywych trupów”, kiedy cały świat wpada w panikę. I Emily Rose wyrzucająca z siebie: „onetwothreefourfivesix!”.
Sebastian Chosiński: Nie wiem, czy będę oryginalny, ale w końcu nie o oryginalność tu chodzi. Na pewno jedną z takich scen był oszalały, biegający z siekierą po hotelowym korytarzu Jack Torrance (Jack Nicholson) w „Lśnieniu”, inną – egzorcyzmy przeprowadzane przez ojca Merrina (Max von Sydow) w „Egzorcyście” z 1973 roku. Choć nie ukrywam, że i klasyczne niemieckie horrory z lat 20. ubiegłego wieku potrafiły przyprawić mnie o gęsią skórkę – chociażby „Gabinet doktora Caligari” Wienego, „Nosferatu” Murnaua, „Dr. Mabuse” Langa. Strasznie lubię ten filmowy ekspresjonizm, z całą jego ornamentyką i kiczowatymi nieraz dekoracjami. Ale za to jaki tam był klimat! Chyba tylko Herzogowi w remake’u „Nosferatu” udało się skutecznie do tego nawiązać.
Jarosław Loretz: Co racja, to racja. Takich scen jest wiele. Mnie w tej chwili na myśl przychodzi kilka: mamrotanie zaklęcia w „Armii ciemności”, koniec namolnego grubasa w piątej części „Piątku trzynastego” (któż by się spodziewał, że kolega jednak nie wytrzyma i rąbnie siekierą ;), a z tych na serio, to: duch w windzie w „The Eye”, twarz na fotografii w „Shutterze” (jak i odbicie w drzwiach na sam koniec filmu), potwór w studni w „Dagonie”, ucieczka dzieciaka w pole kukurydzy w „Bladym strachu”, odrodzenie Franka w „Hellraiserze”, Graf Orlok śliniący się na widok krwi w „Nosferatu”… No i oczywiście czołówka i początek nowego „Świtu żywych trupów”. A gdybym się głębiej zastanowił, pewnie jeszcze z tuzin takich scen by się znalazło. Po prostu nie da się wybrać jednej konkretnej. Każda z nich ma swój urok i każda na swój sposób zapada w pamięć.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Piotr Dobry: Popieram chłopaków z czołówką nowego „Świtu…” i Sebastiana z rozszalałym Torrance’em. Od siebie dorzucę clowna wciągającego ofiarę pod łóżko w „To”, Candymana wypuszczającego rój pszczół z ust, rekina szturmującego łódź w końcowych scenach „Szczęk”, scenę z kosiarką z „Martwicy mózgu”, wyludniony Londyn z kawałkiem Godspeed w tle w „28 dni później”, Alfonso Ribeiro zamienionego w ogromnego kleszcza w „Kleszczach”, robala uśmierconego prostownicą do włosów w „Robalach” Gunna. I zapewne wiele innych, które teraz nie przychodzą mi do głowy.
MCh: Tak, to chyba nie do zrobienia – rzucić jedną taką sceną. Ale zmusiłeś mnie do zastanowienia. Jeśli zacznę sięgać do najwcześniejszych horrorowych wspomnień i wygrzebywać sceny, które chodziły mi później po głowie przed snem jako dzieciakowi, to wymienię na pewno wizerunek Karloffa jako Frankensteina. Dorzucę do niego początkowe sekwencje na statku z „Ebirah, potwór z głębin”, bo oglądałem to w kinie jako kilkulatek. Ale programowo chyba na pierwszym miejscu wymieniłbym początkowe sceny z „Nie oglądaj się teraz”, bo jest to krótkie podsumowanie większości cech, jakich oczekuję od horroru. Zdaje się, że zaraz o tym szerzej pogadamy, więc nie mówię na razie nic więcej.
KW: No ładnie, ja mówię o jednej, a wy jak z karabinu maszynowego… Ja nie mogę wyrzucić z pamięci sceny, gdy w czasie spokojnej z pozoru rozmowy telefonicznej w „Grze wstępnej” Takashiego Miike za bohaterką nagle porusza się jeden z leżących worków. I tyle. Coś, co w rewelacyjny sposób burzy spokój, wprowadza do filmu element niewiadomego i przykuwa widza do fotela. A poza tym chyba scena z filmu nienależącego z pozoru do gatunku – wyjścia na tyły jadłodajni w „Mulholland Drive”, aby obejrzeć „najstraszniejszą twarz” z własnego snu…
MCh: Wyciągając Lyncha w dyskusji o horrorze, od razu pakujesz się w kłopoty. Ale na razie milczę, wyczekując lepszego momentu…
• • •
Jak wykazały badania, Orlok był nieślubnym ojcem Edwarda Nożycorękiego. (Nosferatu)
Jak wykazały badania, Orlok był nieślubnym ojcem Edwarda Nożycorękiego. (Nosferatu)
KW: Dziesiątki książek, artykułów, prac magisterskich odpowiadały na pytanie „jak to możliwe, że boimy się tego, co nie istnieje (duchów, wampirów, zombie)?”, więc nie ma chyba sensu, abyśmy znów się nad tym zastanawiali. Powiedzcie mi więc tylko – co muszą robić horrorowi twórcy, aby was przestraszyć? Gremlin wyskakujący z szafki kuchennej? Facet ganiający z piłą mechaniczną? Tajemnicze szelesty w opuszczonym domu? Cienie przemykające za plecami bohaterów filmu? Zapowiedź nowego filmu Jarosława Żamojdy?
MK: Mnie przeraża nietrzymanie się reguł i wynikająca stąd niemożność przewidzenia, kto komu co zrobi. Z reguł, które obowiązywały w horrorach, naśmiewał się już Wes Craven w „Krzyku”. I rzeczywiście – jeśli wiadomo, że biuściasta blondynka musi pobiec na górę zamiast do drzwi i że musi umrzeć, nie boimy się tego. Dopiero jakieś przełamanie konwencji, jak na przykład w „Egzorcyzmach Emily Rose”, gdzie główna bohaterka ani nie bzyknęła się z chłopakiem, ani nie próbowała eksperymentów z tabliczką ouija, wręcz przeciwnie – jest gorliwą katoliczką, a mimo to zostaje opętana, może mnie przerazić.
MCh: Od razu wrzucę szeroki uśmiech, bo podoba mi się, że wspominasz o łamaniu reguł. W jednej z klasycznych analiz horroru jako gatunku – książce Noela Carrolla „Filozofia horroru” (bodaj od ubiegłego roku można to kupić w polskiej wersji językowej) – autor kompleksowo wyjaśnia między innymi właśnie kwestię paradoksu horroru, czyli faktu, że jako ludzie dorośli i racjonalni boimy się w horrorze elementów, o których wiemy, że są fantastyczne i nieracjonalne. Wśród wyjaśnień pada tam stwierdzenie, że człowiek czuje grozę wynikającą z kontaktu z czymś nienaturalnym, czyli między innymi z tym, co nazwałeś łamaniem reguł. Znamy jakąś fakturę świata i kiedy widzimy, że gdzieś się ona pruje, a gdzieś wyziera spod niej coś zupełnie innego, zaczynamy się bać. O tym pewnie też za moment powiemy sobie więcej, ale ja dodam tylko, że sam dla siebie robię rozgraniczenie między horrorem, który lubię, i horrorem, za którym nie przepadam, między innymi na podstawie tego, czy z założenia inteligentnie kwestionuje on znane reguły (jakkolwiek je definiować), czy tylko je powiela.
WASZ EKSTRAKT:
80,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Powielenie jest dla mnie problemem na przykład w slasherach, w których znana konwencja decyduje o strukturze fabuły, a przecież skoro znana, to i przewidywalna i – w pewnym sensie – uspokajająca, prawda? A jeśli horror uspokaja, to jest do kitu.
KW: A we współczesnych slasherach widz już zwykle po pierwszych pięciu minutach filmu jest w stanie ułożyć sobie listę i kolejność przyszłych ofiar. Tak, to do kitu.
JL: Ale zawsze istnieją chlubne wyjątki, jak choćby kompletnie niedoceniany (być może dlatego, że większość osób bierze go śmiertelnie serio), rewelacyjny „Redukcja”. Również wprowadzony u nas do dystrybucji „Wolf Creek” nie jest tak prosty do dedukcji. Ale może dlatego, że pierwszy z nich jest brytyjski, a drugi australijski…
MCh: Popatrz zresztą, jaki ciekawy wychodzi nam wówczas paradoks. Teoretycy kina mówią, że reguły gatunku dają widzowi poczucie bezpieczeństwa – wiemy, w jakim kierunku ktoś nas prowadzi, znamy mapę świata i rozumiemy zasady. A to przecież absolutne przeciwieństwo tego, co powinien robić porządny horror, nie? Część przyjemności z oglądania horrorów – przynajmniej dla mnie – wynika ze śledzenia, którzy z twórców zdają sobie sprawę z tego, że gatunek sam w sobie gra przeciwko nim, i którzy próbują z ograniczeń zrobić swoje atuty, na przykład sygnalizując nam, że oglądamy określony typ opowieści, po czym z zaskoczenia zaprzeczyć. Takim przypadkiem była dla mnie swoją drogą właśnie wymieniona „Gra wstępna” Miikego. I właśnie w tej wspomnianej scenie Miike nagle zmienia pozornie jasne wcześniej reguły gry.
PD: Ale dlaczego „pozornie”? Od początku przecież wiemy, że oglądamy horror i coś prędzej czy później się wydarzy. U Miikego wydarza się później niż zwykle, ale cały czas jesteśmy na to przygotowani, więc gdzie tu zaskok? Już to gdzieś pisałem – mam wrażenie, że gdyby reżyser trzymał się do końca konwencji dramatu z pierwszej części filmu, to dopiero mógłby mnie poruszyć, zaskoczyć i skłonić do przemyśleń – oto bowiem okazałoby się, że mamy coś anonsowane jako horror, które jest jednak „tylko” trzymającym w napięciu dramatem nieszczęśliwca. A więc – mógłby zacząć rozważać widz – może twórca chciał nam powiedzieć, że horrorem jest tu sama sytuacja bohatera i żeby ją poczuć, nie potrzebujemy dodatkowych „podniet” w rodzaju amputacji nogi na żywca?
1 2 3 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Knajpa na szybciutko
Jarosław Loretz

22 IV 2024

Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż twórcy

Suplement filmowy 2019
— Adam Lewandowski, Marcin Mroziuk, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski

Tu potrzebne są rozwiązania systemowe
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Nie tak ładnie pachniesz
— Konrad Wągrowski

Esensja ogląda: Sierpień 2017 (1)
— Sebastian Chosiński, Piotr Dobry

Esensja ogląda: Lipiec 2017 (3)
— Sebastian Chosiński, Jarosław Loretz

Gdzie się podziały tamte strzykawki?
— Przemysław Ciura

Esensja ogląda: Grudzień 2016 (3)
— Sebastian Chosiński, Jarosław Loretz, Marcin Osuch

Magia i mózg
— Piotr Dobry

Esensja ogląda: Listopad 2016 (2)
— Marcin Mroziuk, Agnieszka ‘Achika’ Szady

Dobro kontra… dobro
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Tegoż autora

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
— Sebastian Chosiński

Płynąć na chmurach
— Sebastian Chosiński

Ptaki wśród chmur
— Sebastian Chosiński

„Czemu mi smutno i czemu najsmutniej…”
— Sebastian Chosiński

Pieśni wędrujące, przydrożne i roztańczone
— Sebastian Chosiński

W kosmosie też znają jazz i hip hop
— Sebastian Chosiński

Od Bacha do Hindemitha
— Sebastian Chosiński

Z widokiem na Manhattan
— Sebastian Chosiński

Duńczyk, który gra po amerykańsku
— Sebastian Chosiński

Awangardowa siła kobiet
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.