Przerwane objęcia
(Los Abrazos rotos)
Pedro Almodóvar
‹Przerwane objęcia›
Opis dystrybutora
Lena i Mateo zakochują się w sobie od pierwszego wejrzenia. Mateo nie wie, że Lena jest narzeczoną wpływowego milionera, który zrobi wszystko, by zatrzymać ją przy sobie. Nie wie też, że nocami bywa luksusową prostytutką... Kim naprawdę jest kobieta? I ile jest w stanie zrobić, żeby być z mężczyzną swojego życia?
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje
Filmy – Publicystyka
Filmy – Wieści
Utwory powiązane
Lubię kino o kinie, lubię hołdy artystów dla starszych kolegów (byle nie w stylu Wima Wendersa!), nawet masturbację własną twórczością (byle z umiarem) lubię. Nie lubię tylko oglądać filmów zupełnie bez emocji. Och tak, tego uczucia nie lubię najbardziej.
UL – Urszula Lipińska [7]
Każdy następny krok w kierunku rozwoju stylistyki „Volvera” mógł skończyć się nieznośnie przerysowaną katastrofą. Dlatego „Przerwane objęcia” jawią się ładnym i niespecjalnie gwałtownym zwrotem kariery Almodovara, przyglądającego się nostalgicznym spojrzeniem stałym motywom ze swojej twórczości. Nieprzyjemnie wrażenie wtórności skutecznie maskuje tu atmosfera wzruszającego spotkania starych przyjaciół po latach, którzy po drodze zdążyli sprecyzować hierarchię życiowych wartości, ustawiając pasję i uczucia nad buntem i perwersją.
MO – Michał Oleszczyk [7]
Almodóvar zaczyna zjadać własny ogon (inscenizuje nawet na nowo fragmenty „Kobiet na skraju załamania nerwowego”), ale wciąż pozostaje mistrzem miarowego snucia rozbudowanych, absurdalnie melodramatycznych narracji (rozgrzeszających taniochę w imię prawdziwych łez). W „Przerwanych objęciach” składa nawet hołd Roberto Rosselliniemu (cytuje „Podróż do Włoch”), co nie dziwi o tyle, że obydwu twórcom – choć tak różnym – chodziło tylko o to, by ekran stał się doskonałym odlewem niedoskonałego ludzkiego serca.
MW – Michał Walkiewicz [8]
Fantazja. Choć nigdy nie byłem fanem Almodóvara, jego nowy film mnie zauroczył. Niby to taki brandzling własną twórczością, ale przeprowadzony z bezczelnością godną Mistrza. Bo tylko naprawdę utalentowany megaloman mógłby tak bezceremonialnie sygnalizować głębię (psychologiczną, metatekstową) poszczególnych wątków, by po chwili kapryśnie z niej zrezygnować. Zabawa w kino. Autentycznie zabawna.
KW – Konrad Wągrowski [7]
Odnoszę nieśmiałe wrażenie, że z każdym seansem moja ocena „Przerwanych objęć” może wzrastać. Pierwsze impresje były ok, ale bez sensacji. Zaciekawienie fabułą i bohaterami, odrobina wzruszenia w ładnie poprowadzonym wątku miłosnym, sympatyczne wplecenie „Kobiet na skraju załamania nerwowego”, no i w sumie tyle – brak jakiegoś solidnego podsumowania całości nie pozwalał na to, by film silniej wbił się w pamięć. Ale po namyśle, gdy zastanowić się nad głównym tematem – miłością do kina, gdy pogłówkować nad relacjami między bohaterami (zwłaszcza tymi z tła), gdy rozważyć głębsze znaczenie niektórych scen… A ja bardzo lubię, gdy film powraca do głowy po seansie. W sumie na razie stawiam „Objęcia” niżej niż moje ulubione „Wszystko o mojej matce”, „Volver” i „Kobiety…”, ale co najmniej na poziomie „Porozmawiaj z nią”.
Trochę zbyt sentymentalnie, bez błysku, wzruszeń i postaci tak dziwnych, że muszą być prawdziwe. Punkty za to, że mam słabość do filmów Almodovara. I za to, jak pięknie robi film w filmie. Także za to, że wydobywa z Penelope Cruz to, co w niej aktorsko najlepsze. I za mistrzowskie autocytaty. Za zdjęcia. Może to wcale nie jest taki słaby film, jak mi się na początku wydawało?