East Side Story: Może nie piękna, ale zabawna [Stanisław Goworuchin „Koniec pięknej epoki” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Stanisław Goworuchin, mający już prawie osiemdziesiątkę na karku, to jeden z nielicznych kultowych reżyserów epoki radzieckiej (zasłużył na to miano obrazami z Włodzimierzem Wysockim w roli głównej), który wciąż jeszcze pozostaje aktywny zawodowo. Jego najnowsze dzieło, nakręcony w tym roku „Koniec pięknej epoki” jest adaptacją śmieszno-gorzkich nowel Siergieja Dowłatowa z wydanego na emigracji tomu „Kompromis”.
East Side Story: Może nie piękna, ale zabawna [Stanisław Goworuchin „Koniec pięknej epoki” - recenzja]Stanisław Goworuchin, mający już prawie osiemdziesiątkę na karku, to jeden z nielicznych kultowych reżyserów epoki radzieckiej (zasłużył na to miano obrazami z Włodzimierzem Wysockim w roli głównej), który wciąż jeszcze pozostaje aktywny zawodowo. Jego najnowsze dzieło, nakręcony w tym roku „Koniec pięknej epoki” jest adaptacją śmieszno-gorzkich nowel Siergieja Dowłatowa z wydanego na emigracji tomu „Kompromis”.
Stanisław Goworuchin ‹Koniec pięknej epoki›EKSTRAKT: | 70% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Koniec pięknej epoki | Tytuł oryginalny | Конец прекрасной эпохи | Reżyseria | Stanisław Goworuchin | Zdjęcia | Giennadij Kariuk | Scenariusz | Stanisław Goworuchin | Obsada | Iwan Koliesnikow, Swietłana Chodczenkowa, Fiodor Dobronrawow, Boris Kamorzin, Dmitrij Astrachan, Lembit Ulfsak, Siergiej Garmasz, Aleksandr Robak, Elina Pähklimägi, Tõnu Kark, Dmitrij Jendalcew, Władimir Dowżyk, Dmitrij Sołomykin, Kristo Viiding, Maria Pawłowa, Andres Lepik, Gert Raudsep, Julian Makarow | Muzyka | Artiom Wasiljew | Rok produkcji | 2015 | Kraj produkcji | Estonia, Rosja | Czas trwania | 99 min | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Nieżyjący od ćwierć wieku Siergiej Donatowicz Dowłatow to po dziś dzień jeden z najpopularniejszych pisarzy w Rosji. Niestety, mało znany w Polsce, choć w latach 90. ubiegłego wieku i na początku kolejnej dekady mogło się wydawać, że ten stan rzeczy ulegnie zmianie. Opublikowano wówczas cztery książki Rosjanina: „Jak pragnę wolności”, „Krótkie życie”, „Walizka” oraz „ Skansen”. Wszystkie charakteryzowały się śmieszno-gorzkim spojrzeniem zarówno na sowiecką, jak i emigracyjną rzeczywistość. Dowłatow przyszedł na świat w 1923 roku w baszkirskiej Ufie; jego ojciec był Żydem, matka – Ormianką. Jako osiemnastolatek podjął studia z zakresu filologii fińskiej na uniwersytecie w Leningradzie. Relegowano go z uczelni dwa i pół roku później – oficjalnie za „brak postępów w nauce”. Trafił wówczas do wojska, ale nie regularnej armii, lecz służb KGB. W efekcie przez kolejne trzy lata służył jako strażnik w koloniach karnych w Republice Komi. O czym zresztą później wielokrotnie pisał. Po powrocie do cywila (i do Leningradu) uznał, że jednak jakieś wykształcenie trzeba zdobyć. Ponownie zameldował się na uniwersytecie, tym razem po to, aby zostać dyplomowanym dziennikarzem. I dopiął swego, chociaż wykonywanie tego zawodu nie przyniosło mu zbyt wiele satysfakcji. W 1972 roku oddelegowano go do Tallinna do pracy w najważniejszym czasopiśmie republiki – „Estonia Radziecka”. W tym czasie pisał także opowiadania, których jednak w ojczyźnie nikt nie chciał drukować. Wysyłał je więc do pism emigracyjnych i publikował w tak zwanym „samizdacie” (odpowiedniku polskiego „drugiego obiegu”). Rękopis debiutanckiej powieści Siergieja Donatowicza dziwnym trafem – można jednak podejrzewać, jak do tego doszło – trafił w ręce estońskiego KGB i został zniszczony. Dowłatow zdawał sobie sprawę, że w ojczyźnie, jeśli chce pozostać człowiekiem wolnym, nie ma dla niego miejsce. Niewiele pomógł powrót do Leningradu w połowie lat 70.; pisarz wciąż czuł zaciskającą się na jego szyi pętlę. Jakby tego było mało, wyrzucono go ze Związku Dziennikarzy ZSRR. W atmosferze zaszczucia zdecydował się w 1978 roku na wyjazd z kraju. Trafił do Stanów Zjednoczonych, zamieszkał w Nowym Jorku, gdzie zaczął wydawać tygodnik „Nowy Amerykanin” (redagowany z myślą o rosyjskich emigrantach). Niczym nie ograniczany, mógł wreszcie swobodnie publikować. W ciągu kolejnych dziesięciu lat, a więc do śmierci, wydał dwanaście książek. Zmarł z powodu choroby serca; pochowano go na żydowskim cmentarzu Mount Hebron. Mimo wyjazdu z ojczyzny, kto w Związku Radzieckim chciał, ten mógł poznać jego książki –dzięki „samizdatowi” bądź audycjom „Radia Swoboda”. Wymagało to jednak samozaparcia i odwagi. Po upadku Kraju Rad twórczością Dowłatowa zainteresowali się filmowcy; w 1992 roku powstały dwa, oparte na jego tekstach, komediodramaty: „W linii prostej” Siergieja Czlianca oraz „Komedia o zaostrzonym rygorze” Wiktora Studiennikowa i Michaiła Grigorjewa. A potem nastąpiła ponad dwudziestoletnia przerwa, co może dziwić o tyle, że w tym czasie kolejne wydawnictwa publikowały powieści, opowiadania i felietony Siergieja Donatowicza. Aż wreszcie nadszedł 2014 rok, kiedy to twórczością pisarza zainteresował się scenarzysta i reżyser Stanisław Siergiejewicz Goworuchin, między innymi autor (bądź współautor) takich hitów, jak „ Pion” (1966), „Gdzie jest czarny kot” (1979), „Piraci XX wieku” (1980) czy „Strzelec woroszyłowski” (1999). Ostatnie lata były dla reżysera mniej udane. Nakręcony w starym, radzieckim stylu historyczny melodramat „ Pasażerka” (2008) nie zachwycił ani widzów, ani krytyków; znacznie lepiej wypadł czarno-biały kryminał „ Weekend” (2013) – tyle że nie był on dziełem oryginalnym, a jedynie przeróbką francuskiego klasyka „Windą na szafot” Louisa Malle. „Koniec pięknej epoki” mógł więc dać odpowiedź na pytanie, w jakiej formie znajduje się maestro Goworuchin. Czy dał? I tak, i nie. Reżyser, tworząc scenariusz, sięgnął po wydany przez Dowłatowa w 1981 roku w Nowym Jorku zbiór nowel zatytułowany „Kompromis”. Zawierał on dwanaście krótkich tekstów, które powstawały w latach 1973-1980 i w dużej mierze odnosiły się do tallińskiego okresu w życiu Siergieja Donatowicza i jego pracy w „Estonii Radziecka”. Pierwszy pokaz filmu Goworuchina (w czerwcu) uświetnił otwarcie Festiwalu Filmowego „Kinotawr” w Soczi; do kin trafił jednak dopiero cztery miesiące później. Stanisław Siergiejewicz postanowił trochę pozmieniać chronologię wydarzeń opisanych w „Kompromisie”; nadał też swemu dziełu nowy tytuł – „Koniec pięknej epoki”. Nawiązał w nim do legendarnego wiersza Josifa Brodskiego z grudnia 1969 roku, w którym pod pojęciem „pięknej epoki” pojawia się czas Chruszczowowskiej „odwilży”, czyli okres po śmierci Stalina. Epoka ta skończyła się w latach 70. XX wieku wraz z umocnieniem się władzy Leonida Breżniewa, który zadekretował powrót do polityki neostalinizmu i swoistej „propagandy sukcesu” (co w Polsce Ludowej natychmiast podchwycił Edward Gierek). Dlatego Goworuchin przesunął akcję nowel Dowłatowa o kilka lat wstecz, każąc bohaterowi filmu – dziennikarzowi Andriejowi Lientułowowi (alter ego pisarza) – opuścić Leningrad i przenieść się do Tallinna nie w 1972, ale już w 1969 roku. Podobnie jak w przypadku wcześniejszego o dwa lata „Wekkendu”, także „Koniec pięknej epoki” sfilmowany został na taśmie czarno-białej – głównie dlatego, by w formie wizualnej przypominał stare kroniki, które zresztą dodano we wstępie obrazu. I był to, nie da się ukryć, bardzo dobry pomysł. Stylizowane zdjęcia świetnego operatora, specjalizującego się w czasach radzieckich, Giennadija Kariuka („ Żyj i pamiętaj”, „ Cud”, „ Przebaczenie”), pozwalają niemal namacalnie odczuć klimat tamtych czasów, a jednocześnie idealnie ukrywają zmiany w architekturze, jakie dokonały się przez lata po upadku Kraju Rad. Głównego bohatera, początkującego pisarza i dziennikarza Andrieja Lientułowa poznajemy w momencie, kiedy dostaje on nakaz pracy w Tallinnie. Chcąc nie chcąc, musi pożegnać się ze swymi leningradzkimi przyjaciółmi i znajomymi i udać na zesłanie do Estonii. Tam, zarekomendowany przez Miszę Szablinskiego, trafia do redakcji prowadzonej twardą ręką przez Gienricha Turonowa. Turonow to człowiek starej daty, całkowicie oddany władzy radzieckiej i ideałom socjalizmu. Zajmuje się głównie tropieniem błędów politycznych w artykułach – nie może przecież dopuścić do tego, aby podwładnym udało się przemycić na łamach pisma coś, co mogłoby ucieszyć wrogów ludu, a na jego głowę ściągnąć gniew przełożonych. Andriej szybko trafia na dywanik szefa, gdzie zostaje pouczony, że nie ma ważniejszej informacji niż wizyta sekretarza generalnego KPZR w zaprzyjaźnionej, komunistycznej Polsce. To, że ktoś tam leci sobie właśnie na Księżyc (i za chwilę ma na nim wylądować), jest w tym kontekście sprawą drugorzędną. Lientułow przyzwyczajony do absurdów systemu (naciski wywierane na dziennikarzy pracujących w prasie wydawanej w Leningradzie musiały być przecież jeszcze ostrzejsze) szybko dostosowuje się do wymogów, ale – jak się niebawem okazuje – są sprawy, które i jego mogą zaskoczyć. „Koniec pięknej epoki” nie ma linearnej fabuły – to, podobnie jak w przypadku pierwowzoru literackiego, raczej zbiór epizodów powiązanych postacią Andrieja, opisujących mniej lub bardziej śmieszne i dramatyczne historie z jego dziennikarskiego życia w Estonii. Pouczający jest wątek związany z oczekiwaniem na narodziny czterystatysięcznego mieszkańca Tallinna, którego wybór musi uzyskać akceptację najwyższych władz republiki (podobna sytuacja została przed laty przedstawiona w polskiej komedii „Cesarskie cięcie” Stanisława Moszuka, jak też w jednym z odcinków serialu „Dom” Jana Łomnickiego). Bawi wyprawa na wieś w celu przeprowadzenia wywiadu z kołchozową dojarką, która postanowiła napisać list do samego Nikity Chruszczowa. I tak dalej, i tak dalej. Radziecka rzeczywistość sportretowana przez Dowłatowa i przeniesiona na ekran przez Goworuchina jednocześnie bawi i przeraża. Częściej nawet to drugie. I w większym stopniu jednak w prozie, niż na ekranie. Siergiej Donatowicz był mistrzem zjadliwej ironii; Stanisław Siergiejewicz takiej cechy nie posiada. O ile więc świetnie radzi sobie z odwzorowaniem realiów epoki, o tyle znacznie słabiej wychodzi mu uwypuklenie dowcipu charakterystycznego dla pisarza. Nie udało się też Goworuchinowi znaleźć motywu przewodniego, który pozwoliłby mu zgrabnie spiąć w całość wszystkie opowiedziane w obrazie historyjki. Efekt jest taki, że film rozpada się na osobne opowieści, z których nie wszystkie doczekały się nawet odpowiedniej puenty. Jak chociażby ta o redakcyjnej koleżance Tinie, marzącej o dodaniu pikanterii swemu życiu erotycznemu i w tym celu poszukującej mężczyzny, z którym mogłaby pewne rzeczy przetrenować, zanim wypróbuje je z mężem. Brakuje też podkreślenia ważności wątku romansu Andrieja z Mariną, choć akurat to wrażenie może wynikać z obowiązujących od niedawna filmowców rosyjskich przepisów zakazujących epatowania seksem na ekranie. Być może właśnie z tego powodu Goworuchin unika, jak tylko się da, zaglądania do sypialni pięknej dziennikarki. Nie wnika też w szczegóły zbliżenia Lientułowa z młodą adeptką zawodu w czasie delegacji do Mürgi. Jak to często bywa u Stanisława Siergiejewicza, na planie filmowym zgromadził on aktorską śmietankę. Najmniej znanym artystą jest, o dziwo, odtwórca głównej roli, czyli wcielający się w Andrieja Iwan Koliesnikow (dotąd grający przede wszystkim w serialach i filmach telewizyjnych). Ale niemal wszyscy pozostali to już w Rosji gwiazdy dużego formatu. W Marinę wcieliła się Swietłana Chodczenkowa („ Metro”, „ Wasilisa”, „ Krwawa hrabina Batory”), w fotografa Żbankowa – Fiodor Dobronrawow („ Powrót muszkieterów”, „ Nie trzeba się martwić”, „ Kałaczowie”), w redaktora naczelnego Turonowa – Boris Kamorzin („ We mgle”, „ Rola”, „ Na dnie”), natomiast w przyjaciela Andrieja, Szablinskiego – Dmitrij Astrachan („ Wysocki”, „ Pewnego razu”, „ Chagall – Malewicz”). Warto wspomnieć jeszcze o udziale w „Końcu pięknej epoki” Siergieja Garmasza („ Bikiniarze”, „ Dom”, „ Wędrowiec”), który zagrał kapitana milicji Łapina, oraz Estończyka Lembita Ulfsaka („ Metropolita Andriej”, „ Czerwona rtęć”, „ Mandarynki”), który użyczył swej twarzy ordynatorowi szpitala położniczego. Gwoli ścisłości należy dodać jeszcze, że oprawa muzyczna – nie licząc wykorzystanych w ścieżce dźwiękowej utworów z epoki – wyszła spod ręki Artioma Wasiljewa, który w tej roli zadebiutował w poprzednim obrazie Goworuchina „ Weekend”.
|