Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 13 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Komiksy

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

komiksowe

więcej »

Zapowiedzi

komiksowe

więcej »

Władysław Krupka, Jerzy Wróblewski
‹Kapitan Żbik #45: W potrzasku›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKapitan Żbik #45: W potrzasku
Scenariusz
Data wydania1977
RysunkiJerzy Wróblewski
Wydawca Sport i Turystyka
CyklKapitan Żbik
Gatunekkryminał
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk

Kapitan Żbik: Tarzan w leśnej kniei
[Władysław Krupka, Jerzy Wróblewski „Kapitan Żbik #45: W potrzasku” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Zamknięcie „trylogii leśnej” rozczarowuje. Poprzednimi zeszytami, choć też nie należały one do arcydzieł, mimo wszystko udało się Władysławowi Krupce podsycić apetyty na atrakcyjny finał. Tymczasem „W potrzasku” to bardzo sztampowy i fabularnie miałki odcinek serii, w którym naiwność akcji przekracza dozwolone logiką granice.

Sebastian Chosiński

Kapitan Żbik: Tarzan w leśnej kniei
[Władysław Krupka, Jerzy Wróblewski „Kapitan Żbik #45: W potrzasku” - recenzja]

Zamknięcie „trylogii leśnej” rozczarowuje. Poprzednimi zeszytami, choć też nie należały one do arcydzieł, mimo wszystko udało się Władysławowi Krupce podsycić apetyty na atrakcyjny finał. Tymczasem „W potrzasku” to bardzo sztampowy i fabularnie miałki odcinek serii, w którym naiwność akcji przekracza dozwolone logiką granice.

Władysław Krupka, Jerzy Wróblewski
‹Kapitan Żbik #45: W potrzasku›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKapitan Żbik #45: W potrzasku
Scenariusz
Data wydania1977
RysunkiJerzy Wróblewski
Wydawca Sport i Turystyka
CyklKapitan Żbik
Gatunekkryminał
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Opcje są dwie: albo w Komendzie Głównej Milicji Obywatelskiej, albo w wydawnictwie Sport i Turystyka ktoś miał poważne problemy z arytmetyką. Ewentualnie, mimo że potrafił liczyć, postanowił odtrąbić – na wyrost zresztą – propagandowy sukces. O co chodzi? O pojawiający się na okładce komiku ukośny pasek z informacją: „Zeszyt pięćdziesiąty!”. A nie było tak? Otóż nie! „W potrzasku” było bowiem dopiero… czterdziestym piątym odcinkiem serii. Skąd więc wzięła się ta nieszczęsna „pięćdziesiątka”? Wyjaśnienie, wbrew pozorom, nie jest wcale trudne. Do czterdziestu pięciu premierowych historyjek o kapitanie Żbiku ktoś, nie wiedzieć czemu, zdecydował się doliczyć pięcioczęściową „opowieść bułgarską” (otwartą „Zapalniczką z pozytywką”, natomiast zwieńczoną „Błękitną serpentyną”). Pierwotnie ukazała się ona w latach 1970-1971, a już trzy lata później – jako pierwsza w cyklu – miała swoje wznowienie. I oto pięć brakujących zeszytów.
Ta przewrotna arytmetyka mogła mieć jednak także swoje drugie dno. Mijał bowiem właśnie dziesiąty rok od momentu, kiedy rozpoczęto publikację serii. Otwierająca „Kapitana Żbika”, chociaż wtedy jeszcze tego tytułu nie używano, trzyczęściowa opowieść zatytułowana „Ryzyko” trafiła do sprzedaży w 1968 roku. Była zatem okazja, aby poświętować – wręczyć nagrody, premie, a nawet odnotować ów sukces w resortowym, milicyjnym tygodniku „W służbie narodu” (w numerze ze stycznia 1978). Do tego podwójnego jubileuszu odniósł się również sam kapitan Żbik (czyli Krupka) w liście do czytelników. Znalazła się w nim interesująca informacja na temat nakładów serii. Otóż, jak twierdził bohater komiksu, dotychczasowe części ukazywały się w stu albo stu pięćdziesięciu tysiącach egzemplarzy, co dało w sumie sześć milionów zeszytów. A teraz miało być tylko lepiej, ponieważ od „zeszytu pięćdziesiątego” postanowiono zwiększyć nakład do dwustu tysięcy. Kryzys gospodarczy trwał w najlepsze, ale – jak widać – władza ludowa nie zamierzała rezygnować z krzewienia miłości do Milicji Obywatelskiej wśród najmłodszych.
Poprzednie odcinki „trylogii leśnej” – „Kto zabił Jacka?” (1976) oraz „Tajemnicze światło” (1977) – raziły naiwnością; przebijały pod tym względem chyba nawet „trylogię harcerską”. Należało jednak oczekiwać, że może chociaż w finale cieszący się już od kilku lat emeryturą, a więc raczej nie narzekający na brak wolnego czasu, scenarzysta postara się wymyślić interesujące zakończenie. Nic z tego. Trudno pozbyć się wrażenia, że „mięsa fabularnego” starczyło Krupce co najwyżej na dwa zeszyty, ale on z jakiegoś powodu – jeśli zaś nie wiadomo, o co szło, możemy przyjąć, że z dużym prawdopodobieństwem o pieniądze – podjął decyzję o jej zupełnie niepotrzebnym „rozdęciu” do trzech. W efekcie w zeszycie ostatnim, który – przynajmniej w teorii – powinien być najbardziej ekscytujący, dzieje się niewiele. Poza tym że Żbikowi udaje się wreszcie złapać przestępców. Ale w to, że tak się stanie, nikt przecież nie wątpił.
Po przybyciu do leśniczówki Olszynka Żbik i porucznik Michał wraz z leśniczym Piotrem i jego synem Jankiem planują zasadzkę na kłusowników i złodziei drewna. Janek proponuje, by do całej akcji włączyć jeszcze jego kolegę Bronka, a kiedy przychodzi co do czego, kapitan pozwala nawet na wzięcie udziału w obławie Marcie, młodszej siostrze chłopca. W efekcie specjalne komando, które ma pojmać ludzi podejrzewanych również o zabójstwo rolnika w Borówkowie, składa się z trzech dorosłych (w tym dwóch milicjantów), młodego mężczyzny (o Bronku wiadomo tylko tyle, że jest starszy od Janka, mimo że fizycznie wyglądają na równolatków) oraz dwojga dzieci. Osobliwa ekipa, przyznajcie! Na usprawiedliwienie Żbika można dodać jedynie, że Janka i Martę zainstalowano na wieży obserwacyjnej; nie brali więc oni bezpośredniego udziału w polowaniu na bandytów. Biorąc jednak pod uwagę wszechobecną nieufność resortu wobec obywateli, tego typu zabiegi mogły wzbudzać jedynie uśmieszek politowania. Choć młodzi czytelnicy zapewne podchodzili do podobnych „wkrętów” z dużo mniejszym krytycyzmem, wyrabiając w sobie przekonanie, że nawet jeśli kapitan Żbik jest postacią fikcyjną, to w MO musi być jednak całkiem sporo takich sympatycznych, jak on, funkcjonariuszy, u boku których można przeżyć wspaniałą przygodę. Którzy nie tylko wspinają się po drzewach jak Tarzan, ale potrafiliby również swoimi umiejętnościami zawstydzić najbardziej znanych snajperów z czasów drugiej wojny światowej.
„W potrzasku” opiera się na jednym tylko wątku – obławie na kłusowników, która przynosi niespodziewane efekty. Wystarczy bowiem zarzucić jedną sieć, a wpada w nią cała masa ryb. W sumie to bardzo cieszy, że zabójcy Jacka zostali wreszcie złapani i staną przed sądem, ale na pewno zaskakuje ich naiwność. Żbik i Michał zmuszają bowiem bandytów do przyznania się, nie mając przeciw nim w zasadzie żadnych twardych dowodów. A przynajmniej nie w tym momencie. Na dodatek milicjanci postępują w taki sposób, że z ich metodami każdy doświadczony adwokat rozprawiłby się w sądzie w ciągu zaledwie kilku minut, doprowadzając do natychmiastowego zwolnienia swoich klientów z aresztu. Na szczęście kłusownicy – mocni w gębie – są tchórzami i idiotami i postanawiają sami wyłożyć się milicji na talerzu. Jeszcze większą głupotą popisują się natomiast złodzieje drewna. Ale tych przynajmniej można zrozumieć – to prości chłopi z Podlasia, zdemoralizowani i chciwi, ale trzęsący tyłkiem przed każdą władzą. Taki przynajmniej ich portret odmalowuje Krupka. Jaka nauka płynie z tego odcinka serii? Że pomoc funkcjonariuszom MO to gwarancja niezwykłej przygody, którą wspominać będzie się przez lata. A przynajmniej do momentu, gdy Instytut Pamięci Narodowej znajdzie w archiwach notatkę na ten temat.
„W potrzasku” było jednak – na swój sposób – zeszytem wyjątkowym. Nie tylko dlatego, że „jubileuszowym”. Po raz pierwszy od wielu lat zabrakło w nim bowiem rubryki „Za ofiarność i odwagę”. Zamiast niej pojawił się… drugi list Żbika. Co tak ważnego się wydarzyło, że wydawcy zdecydowali się na tak niemiły dla czytelników zabieg? W pewnym sensie coś, co usprawiedliwia ich krok. Kapitan postanowił zaapelować do młodzieży, by ta zaangażowała się w akcję zbierania surowców wtórnych, dochód z której byłby następnie przekazany na budowę Pomnika-Szpitala Centrum Zdrowia Dziecka. Nie zabrakło natomiast innych stałych rubryk. „Naukę i technikę w służbie MO” poświęcono fotogrametrii, czyli sztuce wykonywania planu sytuacyjnego miejsca zdarzenia (wypadku, przestępstwa, katastrofy czy pożaru), co zdecydowanie ułatwiało pracę dochodzeniową. Z kolei w „Kronice MO” mowa jest o utworzonej w sierpniu 1972 roku Akademii Spraw Wewnętrznych, wyższej szkole kształcącej kadry dla Milicji Obywatelskiej i Służby Bezpieczeństwa. W krótkiej notce omówiono jej strukturę oraz cele działania, zachęcając przy tym dyskretnie do podejmowania tam w przyszłości studiów.
koniec
2 lipca 2017

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Wiosna, wiosna wkoło, zabłysły kły
Marcin Knyszyński

13 V 2024

Prawie dwa lata czekaliśmy na kolejny tom „Zamku zwierzęcego” Delepa i Dorisona. Na szczęście jest to komiks, na który warto czekać i którego lektura spełnia wszystkie oczekiwania z nawiązką. Skończyła się już koszmarna i wyczerpująca zima. Czy wraz z nadchodzącą wiosną sytuacja zniewolonych zwierzaków ulegnie poprawie?

więcej »

Plateau
Marcin Knyszyński

12 V 2024

Erica Slaughter nadal poluje na potwory czające się w mroku i karmiące się ludzkim (a właściwie dziecięcym) strachem. Formuła cały czas ta sama, tematyka również, grafika oczywiście także. Znamy to – coś, co sprawdza się od zawsze, zazwyczaj (choć nie zawsze) sprawdzać się będzie w przyszłości. W przypadku omawianej dziś serii ta reguła działa bez błędu.

więcej »

Napoleon i jego cień
Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

11 V 2024

Czy jeśli założymy, że Napoleon Bonaparte był siłą Yang, to gdzieś istniała odpowiadająca mu siła Yin? Odpowiedź na to pytanie przynoszą "Dwie maski", spory objętościowo album wydany przez Lost in Time.

więcej »

Polecamy

Jedenaście lat Sodomy

Niekoniecznie jasno pisane:

Jedenaście lat Sodomy
— Marcin Knyszyński

Batman zdemitologizowany
— Marcin Knyszyński

Superheroizm psychodeliczny
— Marcin Knyszyński

Za dużo wolności
— Marcin Knyszyński

Nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje
— Marcin Knyszyński

„Incal” w wersji light
— Marcin Knyszyński

Superhero na sterydach
— Marcin Knyszyński

Nowe status quo
— Marcin Knyszyński

Fabrykacja szczęśliwości
— Marcin Knyszyński

Pusta jest jego ręka! Część druga
— Marcin Knyszyński

Zobacz też

Tegoż twórcy

Wyłącz ten telewizor!
— Marcin Osuch

(Trochę) Anty-Żbik
— Marcin Osuch

Krótko o komiksach: Nie dla dzieci
— Marcin Osuch

Historia w obrazkach: Konkwistadorzy!
— Sebastian Chosiński

Piąty bieg, Cyklonie, piąty bieg!
— Konrad Wągrowski

Bumelanci i cwaniacy
— Sebastian Chosiński

Jankesi z Podhala
— Sebastian Chosiński

O okrutnym podboju Jukatanu
— Sebastian Chosiński

Światy zaginione i przypomniane
— Sebastian Chosiński

Wiekopomne dzieło króla Długouchych
— Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.