Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jerzy Edigey
‹Śmierć jubilera›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułŚmierć jubilera
Data wydania1973
Autor
Wydawca Czytelnik
CyklZ jamnikiem
Gatunekkryminał / sensacja / thriller
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl

PRL w kryminale: Piłeś – nie jedź!
[Jerzy Edigey „Śmierć jubilera” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Lata 70. XX wieku to zdecydowanie najlepszy okres dla Jerzego Edigeya. To w tamtej dekadzie powstały jego najwartościowsze, zachowujące atrakcyjność po dziś dzień, „powieści milicyjne”. Nie jest też chyba przypadkiem fakt, że głównym bohaterem kilku z nich jest oficer Komendy Stołecznej MO major Janusz Kaczanowski. W „Śmierci jubilera” stara się on rozwiązać sprawę, której korzenie tkwią w czasach okupacji.

Sebastian Chosiński

PRL w kryminale: Piłeś – nie jedź!
[Jerzy Edigey „Śmierć jubilera” - recenzja]

Lata 70. XX wieku to zdecydowanie najlepszy okres dla Jerzego Edigeya. To w tamtej dekadzie powstały jego najwartościowsze, zachowujące atrakcyjność po dziś dzień, „powieści milicyjne”. Nie jest też chyba przypadkiem fakt, że głównym bohaterem kilku z nich jest oficer Komendy Stołecznej MO major Janusz Kaczanowski. W „Śmierci jubilera” stara się on rozwiązać sprawę, której korzenie tkwią w czasach okupacji.

Jerzy Edigey
‹Śmierć jubilera›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułŚmierć jubilera
Data wydania1973
Autor
Wydawca Czytelnik
CyklZ jamnikiem
Gatunekkryminał / sensacja / thriller
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
O rosnącej w latach 70. ubiegłego wieku popularności „powieści milicyjnych” Jerzego Edigeya najlepiej świadczą regularnie wzrastające nakłady jego książek. Bardzo wyraźnie widać to po kolejnych jego publikacjach w Czytelnikowskiej serii „Z jamnikiem”. „Przy podniesionej kurtynie” (1968) miało nakład zaledwie czterdziestotysięczny, co – jak na standardy peerelowskie – nie powalało na kolana. Późniejsze o dwa lata „Strzały na rozstajnych drogach” wydano już w sześćdziesięciu tysiącach egzemplarzy; „Błękitny szafir” (1971) i omawianą dzisiaj „Śmierć jubilera” (1973) – w siedemdziesięciu, „Szklankę czystej wody” (1974) – w osiemdziesięciu, natomiast „Walizkę z milionami” (1975) i „Dwie twarze Krystyny” (1976) – w stu tysiącach (co ciekawe, taki sam nakład miał również „Testament samobójcy” z 1972 roku). Te dane nie pozostawiają wątpliwości, że warszawski eksprawnik, który w latach 60. z konieczności przerzucił się na pisanie powieści kryminalnych, był jednym z najpopularniejszych autorów w Polsce Ludowej.
Major Janusz Kaczanowski i jego przełożony pułkownik Adam Niemiroch, oficerowie Komendy Stołecznej Milicji Obywatelskiej, to najbardziej wyraziści i – zapewne właśnie z tego powodu – najczęściej powracający na karty jego książek bohaterowie Edigeya. Czasami jeszcze dołączał do nich mecenas Mieczysław Ruszyński, ale tym razem, podobnie jak we wcześniejszym o dwa lata „Błękitnym szafirze”, go nie uświadczymy. Widać autor nie znalazł dobrego pretekstu, by dorzucić do kompletu – jak często go nazywał w późniejszych książkach – „Miecia”. Zresztą i bez niego Niemiroch, a zwłaszcza Kaczanowski – mają ręce pełne roboty, próbując dociec, kto stoi za tajemniczym morderstwem cenionego w Warszawie jubilera Stanisława Charasimowicza, który był kierownikiem sklepu jubilerskiego przy ulicy Poznańskiej (w rzeczywistości, o czym Edigey wspomina w „Zakończeniu”, taka placówka w tym miejscu nigdy nie istniała).
Właściwa część akcji rozgrywa się latem 1972 roku w Warszawie, ale introdukcja do niej ma miejsce ponad dwa lata wcześniej, jesienią, na Podhalu. Wracający z Zakopanego ze spotkania ze znajomymi, lekko wstawiony mężczyzna korzysta z tego, że wiodąca przez las droga jest pusta i rozpędza się do nieprzepisowej prędkości. Dlatego kiedy z lasu wyjeżdża na wprost niego rowerzysta, nie jest w stanie zareagować i uderza w niego całym impetem. Zatrzymuje się, by sprawdzić, jakie są skutki wypadku, i dochodzi do wniosku, że góral na rowerze nie przeżył zderzenia. A jeśli tak, to nie musi mu już udzielać pomocy. Tłumi więc w sobie ewentualne wyrzuty sumienia i odjeżdża, pozostawiając ofiarę na drodze. Nie wie jednak, że całej sytuacji przygląda się przypadkowy turysta, który mając przy sobie aparat fotograficzny, wpada na pomysł, by uwiecznić dramatyczne chwile. Nie zdradzając swojej obecności, robi więc zdjęcia, na których widać wyraźnie nie tylko sprawcę kolizji, ale również jego samochodów wraz z tablicą rejestracyjną.
Po co? Okazuje się dużo, dużo później. W każdym razie ma to bezpośredni związek ze śmiercią jubilera Charasimowicza – człowieka o nadzwyczaj ciekawym życiorysie. Pochodził on bowiem z rodziny, która w Bydgoszczy zajmowała się jubilerstwem już od kilku pokoleń. On sam pobierał nauki w tej dziedzinie jeszcze przed wojną w Europie Zachodniej i Stanach Zjednoczonych. W czasie okupacji zaangażował się w ruch oporu i z tego powodu trafił do obozu koncentracyjnego w Stutthofie. Przeżył, otrzymał nawet w Polsce Ludowej stosowne odznaczenia, nie mógł jednak prowadzić dalej prywatnego zakładu – na to nie pozwalały przepisy komunistycznego państwa. Wylądował więc ostatecznie w stolicy, najmując się do pracy w państwowym przedsiębiorstwie „Jubiler”. Przełożeni go cenili; podwładni, jeżeli narzekali, to przede wszystkim na twardość charakteru i tępienie prywaty w pracy. Ale czy to mogło być powodem zabójstwa?
Po zakończonym dniu pracy Charasimowicz pozostał sam w zakładzie, czekając na zapowiedzianą wcześniej wizytę głównego księgowego przedsiębiorstwa Zygmunta Malickiego (sanacyjnego, a więc z definicji podejrzanego, oficera-kawalerzysty). Kiedy zatem następnego dnia przed południem pracownicy sklepu i wezwani na miejsce zdarzenia milicjanci znajdują ciało kierownika z roztrzaskaną głową – w pierwszej kolejności podejrzenie pada właśnie na niego. Drugim podejrzanym staje się jeden z podwładnych Charasimowicza, młody taksator Wincenty Kołodko, który miał na pieńku z szefem i całkiem możliwe, że w najbliższych dniach straciłby nawet z tego powodu pracę. Okazało się bowiem, że chcąc przeprosić przełożonego i wyjaśnić sprawę, Kołodko wrócił jeszcze tego wieczoru do sklepu. Mógł więc zabić, a potem z kasy pancernej skraść chowane tam na noc klejnoty i biżuterię. Zwłaszcza że należy do ludzi, którzy lubią pieniądze.
Są jednak w tej sprawie rzeczy, które nie dają majorowi Kaczanowskiemu spokoju i którymi dzieli się, jak zawsze, z pułkownikiem Niemirochem. Pogłębiają się one dodatkowo, kiedy wywiadowcy natrafiają na mieszkających w okolicy młodszych nastolatków, którzy w dniu morderstwa zaobserwowali w okolicach sklepu ciekawą rzecz. Co nieco dorzuca też major MO Arkadiusz Gacek, dawny wykładowca i mentor Kaczanowskiego z czasów jego studiów w szkole oficerskiej w Szczytnie. Gacek był bowiem w czasie wojny więźniem Stutthofu i poznał wtedy Stanisława Charasimowicza. Jego wspomnienia otwierają przed prowadzącym śledztwo nową furtkę. Tych otwartych furtek jest zresztą całkiem sporo, milicja nie nadąża wręcz ze sprawdzaniem kolejnych tropów, tym bardziej że niektóre wydają się wręcz nieprawdopodobne.
Trzeba przyznać, że Jerzy Edigey mocno „główkował”, konstruując fabułę „Śmierci jubilera”. Co jest zrozumiałe o tyle, że bardzo podobny wątek wykorzystał już wcześniej w „Błękitnym szafirze”. Nie chcąc więc być posądzanym o ewentualny autoplagiat, musiał wprowadzić zupełnie nowe rozwiązania. I, co najważniejsze, to mu się udało. Tak skomplikował akcję, że praktycznie do samego finału czytelnik pozostaje w niepewności. Nawet orientując się już w postępowaniu zbrodniarza, wciąż otwarta, choć już mocno zawężona, pozostaje kwestia, kto nim jest.
koniec
26 maja 2023

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

UWAGA, MILICJA!: Jak własowiec, to musi być bydlę
Sebastian Chosiński

20 V 2024

Milicyjna kariera Władysława Kostienki zaczęła się w 1963 roku od powieści „Trzech z wydziału śledczego”. W swoim debiucie pojawił się on jako oficer w stopniu majora, będący podwładnym pułkownika Sadczikowa. Julian Siemionow postawił przed nimi arcytrudne zadanie: mają dopaść i unieszkodliwić grasującą po Moskwie bandę, która napada, kradnie, a nawet zabija. I oczywiście planuje kolejne „skoki”.

więcej »

Perły ze skazą: Los bezprizornego człowieka
Sebastian Chosiński

18 V 2024

Choć kilka książek Władimira Maksimowa ukazało się w Polsce (także Ludowej), nie jest on nad Wisłą postacią szczególnie znaną. Co zrozumiałe o tyle, że od początku lat 70. istniał na niego w ZSRR zapis cenzorski. Wczesna nowela „A człowiek żyje…”, w dużej mierze eksplorująca osobiste przeżycia pisarza, to jeden z najbardziej wstrząsających opisów losu człowieka „bezprizornego”.

więcej »

PRL w kryminale: Pecunia non olet
Sebastian Chosiński

17 V 2024

Za najohydniejsze dzieło w dorobku Romana Bratnego uznaje się opublikowany po wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego „Rok w trumnie”. Siedem lat wcześniej autor „Kolumbów” wydał jednak inną książkę. W kontekście tego, czym inspirował się pisarz, być może nawet ohydniejszą. To „Na bezdomne psy”, w której, aby zdyskredytować postać okrutnie zamordowanego Jana Gerharda, Bratny posłużył się kostiumem „powieści milicyjnej”.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.