Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Aż poleje się krew (There Will Be Blood)

Paul Thomas Anderson
‹Aż poleje się krew›

WASZ EKSTRAKT:
90,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułAż poleje się krew
Tytuł oryginalnyThere Will Be Blood
Dystrybutor Forum Film, Imperial
Data premiery29 lutego 2008
ReżyseriaPaul Thomas Anderson
ZdjęciaRobert Elswit
Scenariusz
ObsadaDaniel Day-Lewis, Paul Dano, Ciarán Hinds, Dillon Freasier, Christine Olejniczak
MuzykaJonny Greenwood
Rok produkcji2007
Kraj produkcjiUSA
Czas trwania158 min
ParametryDolby Digital 5.1; format: 1,85:1
WWW
Gatunekdramat
EAN5907610734583
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Opis dystrybutora
Akcja filmu będzie się działa na przełomie wieku XIX i XX. Jest to opowieść o początkach biznesu naftowego w Południowej Kalifornii i poszukiwaczach ropy, których na początku ogarniało to samo szaleństwo, którego doświadczali poszukiwacze złota.
Teksty w Esensji
Filmy – Publicystyka (9)       [rozwiń]


Piotr Dobry, Ewa Drab, Urszula Lipińska, Konrad Wągrowski, Kamil Witek ‹Porażki i sukcesy A.D. 2008›



Utwory powiązane
Filmy (6)       [rozwiń]






Tetrycy o filmie [8.67]

DA – Darek Arest [9]
Głupio teraz będę wyglądał, jak powiem, że ten chłopak to duży talent i najlepsze przed nim, bo o ile po „Magnolii” było się jeszcze z kim kłócić, to teraz może jedynie Piotr Dobry zechce się ze mną zmierzyć na nożyczki montażysty. Ale co tam… Na początku film jedynie zbił mnie z tropu, bo wydawało mi się, że doskonale wiem, jak będzie wyglądał – a tu figę – nic nie wiedziałem. Anderson zrobił film zupełnie inny od perełek, którymi raczył nas do tej pory, ale jeśli wejrzeć odpowiednio głęboko w błotnistą maź, odnaleźć można tam niemal wszystko, co stanowiło o nim do tej pory jako autorze. A za odzyskiwanie dla kina kolejnych aktorów powinien dostać medal większy od Beenhakkera.

MC – Michał Chaciński [8]
Przez postać głównego bohatera ten film ostro dzieli widzów. Rzeczywiście wywrotowość Andersona widać tym razem właśnie w niemal awangardowej konstrukcji Daniela Plainview. Facet nie ma żadnej cechy, które tradycyjnie nadaje się głównoplanowym postaciom, zwłaszcza w amerykańskim kinie. Przede wszystkim nie ma cienia empatii i cienia empatii nie generuje. Ale poza tym nie charakteryzuje go dosłownie ŻADEN rozwój. Plainview od pierwszych chwil ma jeden cel – wymiksować się z ludzkości – i konsekwentnie do niego dąży. Wie, że najefektywniej wyjdzie to dzięki kupie kasy, więc próbuje zdobyć kupę kasy. Jest tu gdzieś między wierszami kapitalny ukłon w stronę Wellesa, bo w końcu bohater jest takim Kane’em, którego nie gnębi żadna trauma. Świetny film. Szkoda, że nie wejdzie do historii kina, jak zawyrokował Tadeusz Sobolewski. Ale może przy jakiejś okazji Anderson jednak pana Tadeusza ubłaga. Trzymam kciuki.

PD – Piotr Dobry [7]
„Obywatel Kane” spotyka „Fausta” w tej monumentalnej, przytłaczającej opowieści o naftowym królu. Daniel Day-Lewis gra jak opętany, a Paul Dano niewiele mu ustępuje (gdzie się podziała oscarowa nominacja dla tego chłopaka?). Nie sposób przejść obojętnie, aczkolwiek nożyce montażysty by nie zawadziły – gdyby Anderson zrezygnował kilka razy z napawania się wielkością swojego dzieła i nieco zmniejszył jego rozmiary, mógłby nim rozpalać nie tylko umysły, ale i serca.

WO – Wojciech Orliński [7]
W życiu nie powiedziałbym, że to zły film. Scenariusz i reżyseria: klasa mistrzowska. Kreacja Daniela Day-Lewisa: klasa arcymistrzowska. Muzyka takoż. Problem tylko w tym, że niezbyt przyjemnie się go ogląda. Nie ma tutaj nawet czarnego humoru, rozluźniającego chwilami ponure wizje braci Coen. Chigurth tutaj po prostu jest głównym bohaterem, a nie już tylko archetypalnym złem na drugim planie. Brrrr.

KS – Kamila Sławińska [10]
Ręce drżą nad klawiaturą, kiedy ma się wklepać takie wielkie słowo – ale oto jest: K-U-B-R-I-C-K-O-W-S-K-I. Kubrickowsko dobry – taki jest ten film. I to nie tylko ze względu na monumentalną rolę Daniela Day-Lewisa, który zapewne zwycięży w wyścigu oscarowym bez większego wysiłku. Rozmach godny epopei, siła charakterów i poruszający konflikt protagonistów, mistrzowskie operowanie dialogiem, montażem, ujęciem – to dużo więcej, niż spodziewałam się dostać od P.T. Andersona, który po niezbyt udanym ostatnim filmie zaserwował nieoczekiwanie wielkie kino. „Aż poleje się krew” jest po trochu opowieścią o narodzinach amerykańskiego kapitalizmu, a po trochu moralitetem; po trochu krwawą historią karmionej latami rywalizacji, a po trochu historią o prywatnej walce człowieka z Bogiem. Straszny i piękny, porywający i przeraźliwy – film jakby z zupełnie innej epoki, kiedy kino nie zawracało sobie głowy dostarczaniem płochej rozrywki, ale poszukiwało odpowiedzi na najbardziej istotne życiowe pytania. Pierwszy film od dłuższego czasu, który zostawił mnie na sali kinowej z rozdziawioną paszczęką, wciśniętą w fotel jeszcze długo po końcu napisów.

JS – Jakub Socha [10]
Ze wszystkich Andersonów, którzy robią filmy, ten bez wątpienia jest najlepszy. Z filmu na film Paul Thomas film rośnie w siłę. Zadaje pytanie coraz bardziej poważne, splata refleksję religijną z socjalną i nie musi podpierać się ironią ani innymi gierkami. Monumentalna kreacja Day-Lewisa. Świetny Paul Dano. Hipnotyzująca muzyka Greenwooda. Coenowie mogą się schować. To „Aż poleje się krew” jest filmem naprawdę wybitnym.

MW – Michał Walkiewicz [9]
Nie mam zielonego pojęcia, jak zsyntezować refleksje dotyczące tego filmu na potrzeby tetrycznej notki. Kino totalne? Zaczekam na notkę Wojtka Orlińskiego. Może zobaczę, jak powinienem był to ująć w kilku słowach.

KW – Konrad Wągrowski [9]
Co można wybrać z tego przepełnionego znaczeniami, symbolami i możliwymi interpretacjami filmu…? Dla mnie była to opowieść o człowieku złym, rozpaczliwie szukającym dobra – raz w postaci miłości do adoptowanego syna, raz w postaci stosunku do fikcyjnego brata – jakiegoś punktu zaczepienia w tym świecie, wciąż jednak tracącym to, co wydaje się znajdować. Daniel Plainview, to postać bardzo złożona (wbrew temu co piszą niektórzy rodzimi krytycy), FENOMENALNIE zagrana przez Day-Lewisa. Ja wiem, Oscar i tak dalej, ale zwróćcie uwagę na to, że gra on co najmniej trzy role w tym filmie – siebie prawdziwego (rozmowa z „bratem”), siebie udającego przed ludźmi miłego człowieka i siebie udającego przed synem człowieka niemiłego. I każda z tych kreacji powala. A przecież Paul Dano też znakomity.

BZ – Beata Zatońska [9]
Mocne, perfekcyjne kino. Paul Thomas Anderson, konstruując swój film, z obsesyjną wręcz dokładnością zaplanował każdy szczegół kadru i ścieżki dźwiękowej. A wszystko to, by opowiedzieć o… obsesji na punkcie bogactwa, religii i władzy. Film otwiera seria scen, w których nie pada ani jedno słowo, a rolę komentarza emocjonalnego gra muzyka z poszarpaną linią melodyczną. Obserwujemy, jak się okaże, głównego bohatera filmu, Daniela Plainview, zdeterminowanego do granic ludzkiej wytrzymałości (a może nawet krok poza nią), by zgromadzić bogactwo. Najpierw sam szuka srebra, potem grzebie w poszukiwaniu złóż ropy. Jego zimna determinacja ma w sobie coś nieludzkiego. Amerykański sen Plainview wyśni się. Dojdzie do celu. Zdobędzie majątek, stanie się naftowym potentatem. Za cenę utraty tego, co zwykłym ludziom przynosi szczęście. Jest w fantastycznej, oscarowej roli Daniela Day Lewisa coś demonicznego. Aktor bezlitośnie, stopniowo obnaża psychikę swego bohatera, odziera go z warstwy tajemniczości. Anderson analizuje i obala amerykańskie mity. Pobrzmiewają u niego echa m.in. „Obywatela Kane” i „Olbrzyma” z Jamesem Deanem.

Oceń lub dodaj do Koszyka w

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Copyright © 2000-2024 – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.