Drive
Nicolas Winding Refn
‹Drive›
Opis dystrybutora
Są mężczyźni, którzy wolność mają wpisaną w DNA. To oni jednym spojrzeniem potrafią złamać kobiece serce i sprawiają, że nie można o nich zapomnieć. Przyciągają jak magnes tajemniczym uśmiechem i obietnicą niebezpiecznej przygody. Takim mężczyzną jest Driver, chłopak, który za dnia pracuje jako kaskader, a nocami wynajmuje się jako kierowca gangsterów. Żyje, balansując na cienkiej granicy między rozsądkiem a brawurą. Do dnia, gdy pozna Irene i straci dla niej głowę. Nowa dziewczyna, wyglądająca jak anioł, rozpęta wokół niego prawdziwe piekło. Ich „love story” pisane będzie czystą adrenaliną. Trzymający w napięciu jak „Bullitt”, rozgrzeje publiczność nie tylko rykiem silników, ale przede wszystkim gorączką uczuć.
Inne wydania
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje
Piotr Dobry, Łukasz Gręda, Mateusz Kowalski, Karol Kućmierz, Joanna Pienio, Patrycja Rojek, Konrad Wągrowski, Kamil Witek
‹Porażki i sukcesy A.D. 2011›
Filmy – Wieści
Filmy – DVD i Blu-Ray
Utwory powiązane
PCz – Piotr Czerkawski [5]
Może wynika to z faktu, że nigdy nie szalałem specjalnie za patronującymi kinu Refna Jeanem-Pierrem Melvillem i Michaelem Mannem, ale jego film ani mnie ziębi, ani grzeje. Od małomównego Drivera wolę chyba starego, dobrego Kaskadera Mike’a.
Szalone love story w popkulturowym sosie, subtelne i brutalne jednocześnie, trzymające non stop w napięciu, bardzo klimatyczne, coś jakby wziąć co najlepsze z kryminałów Melville’a, „Prawdziwego romansu” i „Między słowami”. „Drive” is new black, sorry, new cool. Gdybym był młodszy, plakat z Goslingiem z tego filmu już wisiałby u mnie nad łóżkiem.
BH – Błażej Hrapkowicz [10]
Dawno już nie widziałem filmu, z którym część krytyków miałaby takie problemy. Nazwisko Tarantino recenzenci odmieniają przez wszystkie przypadki, imputując Refnowi kamp, ironię i nostalgię. Na próżno. Duński reżyser – moim zdaniem jedna z największych postaci współczesnego kina – jest filmowcem, na którego kino gatunków czekało długo. Rozbijając w puch wyświechtane podziały, kręci filmy skonwencjonalizowane i emocjonujące, wystylizowane i fascynujące, brutalne i nadspodziewanie subtelne. W „Drive” Refn układa gatunkowe fetysze w historię śmiertelnie serio – to delikatna love story, egzystencjalny dramat i baśń o poświęceniu (dlatego, choć Refn wyraźnie odwołuje się do kina lat 80, „Drive” nie jest filmem postmodernistycznym). Poetyckie i tragizujące neo-noir; błyszczące kontrastującymi kolorami kino eksploatacyjne; wyreżyserowana z arthousowym zacięciem i maestrią dyrygenta perełka z galerią pierwszorzędnie zagranych postaci. Z tych pozornych sprzeczności powstało dzieło kompletne, które ożywia archetypy, aby uwodzić i poruszać. Obok „Rozstania” Farhadiego film roku.
UL – Urszula Lipińska [8]
Bardzo uwodzicielskie love story. Po pierwsze: styl i klimat pieszczą zmysły. Refn, jak zwykle, dobiera cudowną muzykę i nasycone kolory, po mistrzowsku prowadząc wyrafinowane z brutalnym w jednej parze. Po drugie: nieśmiała historia miłosna, bez czegokolwiek oczywistego, bez szarpaniny a jednak z walką i namiętnością pod powierzchnią. Nawiązując do padającego w filmie żartu o kinie europejskim, w „Drive” uczucie między bohaterami rozgrywa się bardzo po myśli europejskiego filmu: w ukradkowym dialogu spojrzeń. Po trzecie: Ryan Gosling. Po czwarte: Ryan Gosling. Po piąte: Ryan Gosling…
MO – Michał Oleszczyk [7]
Nie oszalałem na punkcie „Drive’a”, ale i tak wniknął mi pod skórę. Refn jest wybitnym stylistą z ambicjami moralizatorskimi, ale te dwa elementy (odwrotnie niż u Scorsesego) najczęściej wchodzą w konflikt, zamiast pracować na siebie wzajemnie. Tutaj główny rozdźwięk rozlega się między kodeksem honorowym postaci Goslinga a faktem, że jego Kierowca jest liczmanem bez wewnętrznego napięcia. Nie da się opowiadać o dobru i złu mając za postać główną manekina, ale można – i Refn to robi – zafundować widzom estetyczną jazdę, jakiej długo nie zapomną.
Zdjęcia – zgoda – bomba, muzyka – chce się śpiewać, nucić, krzyczeć, zapalić zapalniczkę na ciemnej sali kinowej, nawiązania i cytaty – postmodernizm pełną gębą. Oczy z orbit wychodzą, ale rozum śpi, a ja go pragnę obudzić przez cały seans.