Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Karen Marie Moning
‹Mroczne szaleństwo›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMroczne szaleństwo
Tytuł oryginalnyDarkfever
Data wydania18 maja 2011
Autor
PrzekładAnna Studniarek
Wydawca MAG
CyklKroniki Mac O’Connor
Format380s. 125×195mm
Cena35,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl

Mroczne szaleństwo

Esensja.pl
Esensja.pl
Karen Marie Moning
« 1 2

Karen Marie Moning

Mroczne szaleństwo

Po dwóch tygodniach znalazłam się w środku etapu gniewu. Następna miała być depresja. A później, jeśli ktoś był zdrowy, akceptacja. Już widziałam pierwsze oznaki akceptacji w tych, którzy mnie otaczali, jakby przeszli bezpośrednio z odrętwienia do poddania się. Wspominali o „bezsensownych aktach przemocy”. Mówili o „życiu dalej”. Twierdzili, że „policja ma wszystko pod kontrolą”.
Ja zdecydowanie nie byłam zdrowa. I nie bardzo wierzyłam w irlandzką policję.
Zaakceptować śmierć Aliny?
Nigdy.
• • •
– Nie pojedziesz, Mac, nie ma mowy.
Mama stała przy kuchennym blacie, na ramieniu miała ściereczkę, a na brzuchu wesoły żółto-czerwono-biały fartuch w kwiaty magnolii. Do tego ubrudzone mąką ręce.
Piekła. I gotowała. I sprzątała. I znów piekła. Stała się prawdziwym domowym diabłem tasmańskim. Urodzona i wychowana na głębokim Południu, tak właśnie próbowała sobie radzić. W tych okolicach kobiety jak kwoki dbają o gniazdo, kiedy ktoś umiera. Tak się właśnie robi.
Kłóciłyśmy się przez ostatnią godzinę. Poprzedniego wieczora policjanci z Dublina zadzwonili do nas, żeby powiedzieć, że bardzo im przykro, ale z powodu braku dowodów i wobec faktu, że nie mieli żadnych poszlak ani świadków, nie pozostały im żadne tropy do sprawdzenia. Informowali nas oficjalnie, że nie mieli innego wyboru, jak tylko przenieść sprawę Aliny do działu spraw nierozwiązanych – a każdy głupi wiedział, że to wcale nie jest dział, tylko szafa na dokumenty w kiepsko oświetlonym i zapomnianym piwnicznym magazynie. Mimo zapewnień, że co jakiś czas będą wracać do sprawy, szukając nowych dowodów, i że dołożą wszelkich starań, wiadomość była oczywista: Alina nie żyła, została odesłana do swojej ojczyzny i przestała być ich problemem.
Poddali się.
To był ich rekord, czy co? Trzy tygodnie. Żałosne dwadzieścia jeden dni. To niewyobrażalne!
– Mogę się założyć o własny tyłek, że gdybyśmy tam mieszkali, nie poddaliby się tak szybko – powiedziałam z goryczą.
– Nie wiesz tego, Mac.
Mama odsunęła popielate loki znad niebieskich oczu, zaczerwienionych od płaczu, pozostawiając na czole biały ślad mąki.
– Daj mi szansę, żebym się tego dowiedziała.
Zacisnęła wargi tak mocno, że zbielały.
– Absolutnie nie. Już straciłam w tamtym kraju jedną córkę. Nie stracę drugiej.
Impas. Tak wyglądała sytuacja od śniadania, kiedy ogłosiłam, że biorę wolne, żeby polecieć do Dublina i dowiedzieć się, co policja naprawdę zrobiła w sprawie Aliny.
Miałam zamiar zażądać kopii akt sprawy i zrobić wszystko co w mojej mocy, by skłonić ich do kontynuowania śledztwa. Dam twarz i głos – mocny i, jak liczyłam, bardzo przekonujący – rodzinie ofiary. Nie mogłam pozbyć się wrażenia, że gdyby moja siostra miała swojego przedstawiciela w Dublinie, policja potraktowałaby śledztwo poważniej.
Próbowałam namówić tatę, żeby tam pojechał, ale do niego nie dało się dotrzeć. Tonął w rozpaczy. Choć nasze rysy twarzy i sylwetki się różniły, mam taki sam kolor włosów i oczu jak Alina i kiedy tato ostatnio na mnie patrzył, co nie zdarzało się często, robił tak straszną minę, że pragnęłam zapaść się pod ziemię. Albo przynajmniej być ciemnooką brunetką jak on, a nie zielonooką blondynką.
Z początku, po pogrzebie, był pełen energii, odbywał niekończące się rozmowy telefoniczne, kontaktując się ze wszystkimi. Ambasada była uprzejma, ale skierowała go do Interpolu. Interpol zajął mu kilka dni, podczas których „zapoznawał się ze sprawą”, po czym dyplomatycznie odesłał go tam, gdzie się wszystko zaczęło – do dublińskiej policji. Dublińska policja pozostała niewzruszona. Nie ma dowodów. Nie ma poszlak. Nic do zbadania. „Jeśli ma pan z tym problem, proszę się skontaktować z ambasadą”.
Zadzwonił na policję w Ashford – nie, nie mogli udać się do Irlandii i zająć tą sprawą. Znów zadzwonił do Dublina – czy na pewno przesłuchali wszystkich przyjaciół Aliny, jej kolegów ze studiów i wykładowców? Nie musiałam słyszeć rozmówcy ojca, by domyślić się, że dublińska policja zaczynała się irytować.
W końcu zadzwonił do starego kumpla ze studiów, który miał jakąś ważną, utrzymywaną w tajemnicy funkcję w rządzie. Cokolwiek powiedział ten przyjaciel, tatę zupełnie to rozłożyło. Zamknął za sobą drzwi i przestał się pokazywać.
W domu rodziny Lane panowała zdecydowanie ciężka atmosfera – mama jak tornado w kuchni, tato jak czarna dziura w gabinecie. Nie mogłam siedzieć i czekać, aż w końcu się z tego otrząsną. Marnowaliśmy czas, a trop stygł z każdą minutą. Jeśli ktoś miał coś zrobić, musiał zrobić to teraz, co oznaczało, że musiałam to być ja.
– Jadę i nie obchodzi mnie, czy ci się to podoba – powiedziałam.
Mama się rozpłakała. Rzuciła wyrabiane ciasto na blat i wybiegła z kuchni. Po chwili usłyszałam trzask drzwi do sypialni.
Tego jednego nie mogę znieść – łez mamy. Zupełnie jakby za mało ostatnio płakała, teraz ja znów ją doprowadziłam do płaczu. Wyślizgnęłam się z kuchni i przekradałam na górę, czując się jak absolutnie najgorszy z najgorszych bydlaków na ziemi.
Zdjęłam piżamę, wzięłam prysznic, wysuszyłam włosy i ubrałam się, po czym przez chwilę stałam całkiem zagubiona, wpatrując się tępo w zamknięte drzwi pokoju Aliny.
Ile tysięcy razy wołałyśmy się w ciągu dnia, szeptałyśmy po nocy, budziłyśmy się nawzajem dla pocieszenia, kiedy któraś miała koszmarny sen.
Teraz pozostałam sama ze swoimi koszmarami.
Weź się w garść, Mac. Otrząsnęłam się i postanowiłam pójść na uczelnię. Gdybym została w domu, czarna dziura mogłaby pochłonąć i mnie. Przez cały czas czułam, jak jej horyzont zdarzeń rozrasta się w postępie geometrycznym.
W drodze do centrum przypomniałam sobie, że komórka wpadła mi do basenu – Boże, czy to naprawdę było tyle tygodni temu? – i uznałam, że lepiej zatrzymam się w galerii handlowej i kupię sobie nową, na wypadek gdyby rodzice chcieli się ze mną skontaktować.
O ile w ogóle zwrócili uwagę na to, że wyszłam.
Zajrzałam do sklepu, kupiłam najtańszą Nokię, jaką mieli na składzie, zdezaktywowałam starą komórkę i uruchomiłam zapasową.
Miałam czternaście wiadomości na poczcie głosowej, co chyba było moim rekordem. Trudno mnie nazwać bardzo towarzyską. Nie jestem też jednym z tych wiecznie podłączonych do sieci ludzi, którzy przeskakują z jednego portalu społecznościowego do drugiego. Myśl, że człowieka można tak łatwo znaleźć, trochę mnie przeraża. Moja komórka nie ma aparatu fotograficznego ani możliwości wysyłania SMS-ów. Nie mam dostępu do internetu ani radia satelitarnego, tylko pakiet podstawowy, dziękuję państwu. Poza tym potrzebuję jedynie mojego wiernego iPoda – muzyka pozwala mi na oderwanie się od rzeczywistości.
Wsiadłam do samochodu, uruchomiłam silnik, żeby klimatyzacja mogła rozpocząć bój z lipcowym upałem, i zaczęłam odsłuchiwać wiadomości. Większość była sprzed kilku tygodni, od znajomych ze szkoły albo z The Brickyard, z którymi zdążyłam już porozmawiać.
W głębi duszy chyba sobie uświadamiałam, że straciłam komórkę na kilka dni przed śmiercią Aliny i miałam nadzieję, że dostanę wiadomość od niej. Miałam nadzieję, że mogła zadzwonić przed śmiercią i brzmieć radośnie. Miałam nadzieję, że mogła powiedzieć coś, co pozwoliłoby mi choć na krótką chwilę zapomnieć o smutku. Rozpaczliwie pragnęłam znów usłyszeć jej głos.
Kiedy to się stało, prawie upuściłam komórkę. Jej głos eksplodował z niewielkiego głośniczka, gorączkowy i przerażony.
– Mac! O Boże, Mac, gdzie jesteś? Muszę z tobą porozmawiać! Od razu włączyła się poczta głosowa! Co ty wyprawiasz, że wyłączyłaś komórkę? Masz do mnie zadzwonić, kiedy tylko to odbierzesz! To znaczy natychmiast!
Mimo dokuczliwego letniego upału nagle zrobiło mi się zimno, a skórę pokrył lepki pot.
– Och, Mac, wszystko poszło nie tak! Myślałam, że wiem, co robię. Myślałam, że on mi pomaga, ale… Boże, nie wierzę, że byłam tak głupia! Myślałam, że go kocham, a on jest jednym z nich, Mac! On jest jednym z nich!
Zamrugałam, nic nie rozumiejąc. Jednym z kogo? A skoro już przy tym jesteśmy, to kim w ogóle był ten „on”, który był jednym z „nich”? Alina zakochana? Nie ma mowy! Mówiłyśmy sobie wszystko. Poza kilkoma facetami, z którymi umówiła się parę razy podczas pierwszych miesięcy pobytu w Dublinie, nie wspominała o nikim innym w swoim życiu. A już z pewnością nie o takim, w którym byłaby zakochana!
Załkała. Zacisnęłam mocniej rękę na telefonie, jakbym mogła przez niego pochwycić moją siostrę. Utrzymać tę Alinę przy życiu i zapewnić jej bezpieczeństwo. Kilka chwil białego szumu, a później, kiedy znów się odezwała, ściszyła głos, jakby się bała, że ktoś ją podsłucha.
– Musimy porozmawiać, Mac! Tak mało wiesz. Mój Boże, nie wiesz nawet, kim jesteś! Tyle rzeczy powinnam ci powiedzieć, ale myślałam, że uda mi się utrzymać cię z dala od tego, aż zrobi się bezpieczniej. Spróbuję dotrzeć do domu… – zaśmiała się gorzko, ten ostry dźwięk wcale nie pasował do Aliny – …ale on chyba nie wypuści mnie z tego kraju. Wkrótce do ciebie zadzwonię… – Znów biały szum. Sapnięcie. – Och, Mac, on się zbliża! – Jej głos zmienił się w pełen nacisku szept. – Posłuchaj mnie! Musimy znaleźć… – Jej kolejne słowa wydawały się przekręcone albo jakby pochodziły z obcego języka, coś w rodzaju „szi-sadu”, tak mi się wydawało. – Od tego zależy wszystko. Nie możemy pozwolić, żeby oni to dostali! Musimy pierwsi do niej dotrzeć. Przez cały czas mnie okłamywał. Wiem teraz, czym jest, i wiem, gdzie…
Martwa cisza.
Rozmowa została zakończona.
Siedziałam oszołomiona, próbując znaleźć sens w tym, co właśnie usłyszałam. Doszłam do wniosku, że muszę cierpieć na rozdwojenie jaźni i że są dwie Mac – jedna, która wiedziała, co się dzieje na świecie wokół niej, i druga, która orientowała się w rzeczywistości na tyle, by się rano ubrać i nie włożyć lewego buta na prawą nogę. Mac, która wiedziała, musiała umrzeć razem z Aliną, bo ta Mac nie miała najmniejszego pojęcia, co działo się z jej siostrą.
Zakochała się i nic mi nie powiedziała. Ani razu nie wspomniała. A teraz wydawało się, że to najmniej ważna z rzeczy, których mi nie powiedziała. Osłupiałam. Zostałam zdradzona. Moja siostra przez całe miesiące ukrywała przede mną wielką część swojego życia.
W jakim niebezpieczeństwie była? Od czego próbowała mnie trzymać z dala? Aż będzie bezpieczniej z czym? Co musiałyśmy znaleźć? Czy to mężczyzna, w którym była zakochana, ją zabił? Dlaczego – och, dlaczego – nie zdradziła mi jego imienia?
Sprawdziłam datę i godzinę rozmowy – popołudnie po tym, jak wrzuciłam komórkę do basenu. Zrobiło mi się niedobrze. Potrzebowała mnie, a ja ją opuściłam. Kiedy Alina tak gorączkowo próbowała się do mnie dodzwonić, ja opalałam się leniwie na podwórku, słuchając listy stu bezmyślnie radosnych piosenek, a moja komórka leżała popsuta i zapomniana na stole w jadalni.
Starannie zapisałam wiadomość, po czym odsłuchałam resztę z nadzieją, że mogła zadzwonić jeszcze raz, ale poza tym nic nie było. Według policji umarła jakieś cztery godziny po tym, jak próbowała się do mnie dodzwonić, choć dopiero po dwóch dniach znaleźli jej ciało w bocznej uliczce.
To był obraz, który z dużym wysiłkiem próbowałam wyrzucić z głowy.
Zamknęłam oczy i próbowałam nie skupiać się na myśli, że straciłam ostatnią okazję, by z nią porozmawiać, próbowałam nie myśleć, że być może udałoby mi się coś zrobić, by ją uratować, gdybym tylko odebrała. Te myśli mogły doprowadzić mnie do szaleństwa.
Znów odtworzyłam wiadomość. Co to jest szi-sadu? I o co chodzi z tym tajemniczym „Nie wiesz nawet, kim jesteś?”. Co Alina mogła mieć na myśli?
Po trzecim przesłuchaniu znałam już wiadomość na pamięć.
Wiedziałam też, że za nic nie mogłabym odtworzyć jej mamie i tacie. Nie tylko wpędziłaby ich w głębszą rozpacz (o ile w ogóle istniała głębsza rozpacz od tej, jaką czuli teraz), ale pewnie zamknęliby mnie w pokoju i wyrzucili klucz. Wiedziałam, że nie będą ryzykować z jedynym pozostałym przy życiu dzieckiem.
Ale… gdybym pojechała do Dublina i odtworzyła ją na policji, musieliby ponownie otworzyć jej sprawę, prawda? To była poszlaka. Jeśli Alina była w kimś zakochana, to ktoś ją kiedyś musiał z tym kimś gdzieś widzieć. Na uczelni, w jej mieszkaniu, w pracy, gdziekolwiek. Ktoś musiał wiedzieć, kim on był.
Nawet jeśli tajemniczy mężczyzna nie był zabójcą, to z pewnością pomoże odkryć, kto nim był. W końcu był „jednym z nich”.
Skrzywiłam się.
Kimkolwiek byli ci „oni”.
koniec
« 1 2
19 maja 2011

Komentarze

23 V 2011   15:34:12

Ech...i kolejna książka z serii zwyczajna dziewczyna, inna niż wszyscy a jednocześnie taka sama jak tłum innych, tajemnica, istoty nie z tego świata i na koniec trafi się jeszcze przystojny chłopka. Szalenie pasjonujące.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.