Jak pisać o końcu świata, gdy wszystko wokół nas się rozpada? Można tak jak Eugenia Kuzniecowa, której znakomita powieść „Drabina” została książką roku 2023 w Ukrainie.
Oblicza strachu
[Eugenia Kuzniecowa „Drabina” - recenzja]
Jak pisać o końcu świata, gdy wszystko wokół nas się rozpada? Można tak jak Eugenia Kuzniecowa, której znakomita powieść „Drabina” została książką roku 2023 w Ukrainie.
Eugenia Kuzniecowa
‹Drabina›
Już debiut tej ukraińskiej autorki, „Nim dojrzeją maliny” (Wyd. Znak, 2023), wyróżniony Europejską Nagrodą Literacką, był bardzo obiecujący. Książka, którą obecnie dostajemy, również zasługuje na uwagę. „Drabina” to kameralna tragikomedia obyczajowa, której bohaterowie próbują się uporać ze sobą nawzajem, a przede wszystkim - z traumą toczącej się w Ukrainie wojny.
Eugenia Kuzniecowa na co dzień mieszka i pracuje w Hiszpanii – i ten autobiograficzny wątek został przez nią tutaj wykorzystany. Pierwszoplanową postacią jest Ukrainiec Tolik, który właśnie kupił na obczyźnie dom. Spokojem i prywatnością nacieszył się zaledwie kilka dni. Gdy w lutym 2022 wybuchła w Ukrainie na pełną skalę wojna, musiał przyjąć u siebie kilkoro członków rodziny, uciekających z ojczyzny. I jeszcze paru czworonożnych ulubieńców.
W „Drabinie” nie chodzi jednak o jakiekolwiek kulturowe hiszpańsko-ukraińskie zderzenia, choć powieść jest intrygującym literackim pomostem pomiędzy dwoma odległymi krańcami Europy. Jej akcja mogłaby się zresztą toczyć gdziekolwiek indziej. Autorka skupia się z całą mocą na Toliku i jego gościach, zmuszonych do wspólnego życia w tymczasowych warunkach. Cóż to za świetna galeria „odjechanych” oryginałów! Widać jak na dłoni wszystkie ich dziwactwa, śmiesznostki i charakterologiczne skrzywienia. Dostaje się nawet nieżyjącej już poprzedniej właścicielce domu, obecnie należącego do Tolika. Jej duch, daję słowo, że na pewno wyhaftowany krzyżykami albo kryjący się w którejś z figurek aniołków, jest tam mocno obecny… Pióro Kuzniecowej jest ostre, przenikliwe i bezlitosne, ale jednocześnie niepozbawione ciepła, co pozwala nam na każdą z postaci spojrzeć ze współczuciem i empatią.
Między wszystkimi buzuje i iskrzy, wybuchają konflikty, toczą się ożywione dyskusje. Kompozycja powieści jest przemyślana i spójna. Wydaje się bardzo zbliżona do sztuki teatralnej, w której najważniejsza jest świadoma konstrukcja poszczególnych scen oraz dialogi. To najmocniejsza strona tej książki, pełnej błyskotliwej słownej szermierki, ciętych ripost i zaskakujących puent. W tej warstwie „Drabina” ma bezsprzecznie mnóstwo walorów znakomitej komedii obyczajowej.
Ale to tylko zewnętrzna forma tego utworu. Bo jest też warstwa tragiczna, którą trzeba uważnie odnajdywać pomiędzy szybko padającymi kwestiami, docierać do niej, usilnie szukać. I wtedy się okazuje, że „Drabina” to powieść przede wszystkim o różnych obliczach strachu. „(…) Strach ma setki odcieni – strach z nutą złości, irytacji, a czasami nawet miłości. A kiedy wojna się zbliżała, niszcząc sąsiednie mieszkania i zabierając znajomych, pojawiało się uczucie beznadziei z domieszką adrenaliny, jakbyś siedział w kolejce górskiej przed startem. Później przychodzi wstyd z powodu przypływu tej adrenaliny (…). Adrenalina opadała, pozostawał tylko tępy strach”. O wszystko: o to, co zostawiło się za sobą. O bliskich i znajomych, którzy zostali. O to, co się wyczyta o wojnie w serwisach informacyjnych. O to, co będzie się działo jutro, za rok i później. To strach, który czujemy, gdy doświadczamy końca świata i wszystko wokół nas się rozpada.
„Wszyscy jesteśmy nie tam, gdzie byśmy chcieli, wszyscy straciliśmy swoje dawne życie”, mówi jedna z bohaterek. „Drabina” jest też o kondycji człowieka, do którego zaczyna docierać, że dawnego życia już nie ma, ale nie wiadomo kiedy i czy w ogóle będzie jakieś inne, nowe. To także powieść o tkwieniu w zawieszeniu, tymczasowości, w sytuacji, gdy nic od nas nie zależy i nie znamy swojej przyszłości. To, co mamy teraz, to przesyłane z kraju zdjęcia zbombardowanych domów i wiadomości o śmierci znajomych i członków rodziny.
Powieść ma także świetny rys satyryczny. Bob, zamożny amerykański ekspat, nagle odnajduje w sobie ukraińskie korzenie i organizuje pomoc dla swoich „rodaków w ojczyźnie”. Okazuje się, że jego działania nie przynoszą takiego efektu, jakby sobie życzył, co dotyczy także Tolika i jego rodziny. Pozostajemy tutaj z bolesną, choć nie do końca nową myślą o dwóch różnych światach: ci, którzy mają wokół wojnę i niedostatek, nigdy nie będą należycie zrozumiani przez tych, którzy tego nie doświadczyli. Uprzejme zainteresowanie „ofiarami wojny” jest powierzchowne i krótkotrwałe, a wszyscy jak najszybciej chcieliby zająć się swoimi sprawami.
Rzadko kiedy można znaleźć w literaturze głos tak wyrazisty i unikalny. Eugenia Kuzniecowa znalazła przejmujący sposób, aby opowiedzieć o dramacie wojny i tułaczki, wplecionym w codzienne ludzkie sprawy. Życie Tolika i jego rodziny tylko pozornie toczy się utartym szlakiem. Nikt z nich jeszcze nie wie, co czeka ich w przyszłości, co czyni „Drabinę” jeszcze bardziej tragiczną w wymowie.