Jedi włączyła urządzenie i pozostali uczestnicy narady zobaczyli najpierw ogólne ujęcie trybuny honorowej. Potem operator zrobił zbliżenie na przemawiającego gubernatora Tarkina i dalej na osoby stojące za nim, w pierwszej kolejności na Beyre, która w tym momencie spojrzała wprost w kamerę. Oczy uczennicy Imperatora zwęziły się nagle, ale po ułamku sekundy opanowała się i jej twarz znów przypominała lodowatą maskę.
Jedi włączyła urządzenie i pozostali uczestnicy narady zobaczyli najpierw ogólne ujęcie trybuny honorowej. Potem operator zrobił zbliżenie na przemawiającego gubernatora Tarkina i dalej na osoby stojące za nim, w pierwszej kolejności na Beyre, która w tym momencie spojrzała wprost w kamerę. Oczy uczennicy Imperatora zwęziły się nagle, ale po ułamku sekundy opanowała się i jej twarz znów przypominała lodowatą maskę.
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
‹Wróg publiczny›
WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Autor | Anna ‘Cranberry’ Nieznaj |
Tytuł | Wróg publiczny |
Opis | Anna „Cranberry” Nieznaj (ur. 1979 r.), absolwentka matematyki, programistka. Mężatka, ma dwoje dzieci, mieszka w Lublinie. Pod panieńskim nazwiskiem Borówko – debiut w 1996 r., a następnie opowiadanie „Telemach” w „Science Fiction” (7/28/2003). Pod obecnym – „Kredyt” (II miejsce w konkursie Pigmalion Fantastyki 2010) i „Czarne Koty” („SFFiH” 4/66/2011). Finalistka konkursu Horyzonty Wyobraźni 2011. |
Gatunek | space opera |
Guri spotkała Chewiego i Gar’lyagha przy windach. Dyskutowali w ojczystym języku Wookiego na temat zalet broni neurobalistycznej i gorszącego faktu, że nie można w nią wyposażać postaci w żadnej ze znanych im edycji holograficznych szachów. Zantara stwierdziła z niejakim zdziwieniem, że Dezz całkiem dobrze sobie radzi z wymową w języku Shyriiwook, co najwyżej czasem dramatycznie brakowało mu słownictwa i pomagał sobie gestami.
Guri spojrzała na wielkie lustro i aż zatrzymała się na moment, tak bardzo nie na miejscu cała ich trójka wyglądała w tym eleganckim wnętrzu, na tle obitych błękitnym materiałem ścian i dyskretnych ozdób na framugach drzwi wind.
Ależ on by się cieszył, ale by się wszystkiemu przyglądał. Przecież to jeszcze był zupełny dzieciak. Przestań, Guri, jesteś w pracy.
– Cześć, chłopaaki. Wy długo jeszcze możecie o tych kuszach? Nigdy nie zrozumiem, jak można się bawić w takie bzdury. Dobry miotacz, to jest to!
Odwrócili się do niej. Wookiee objął Guri łapą za ramiona z taką siłą, że aż nogi jej się lekko ugięły, i zaryczał.
– Głupie pytanie, Chewbacca, naprawdę głupie – rzuciła. – Ale najgorszy jest ten cholerny kac. Jakbym wiedziała wczoraj, że was spotkają takie atrakcje, nie wypiłabym tyle. Dezz, masz te swoje prochy od bólu głowy?
Bothańczyk wyjął fiolkę z kieszeni, wytrząsnął kapsułkę na dłoń Zantary i popatrzył z troską. Guri odruchowo sięgnęła za pazuchę po piersiówkę, ale pod ciężarem jego spojrzenia schowała ją z powrotem.
– Tak na sucho mam połknąć? No, doobra, niech ci będzie.
Starając się nie zadławić kapsułką, wsiadła za kumplami do przeszklonej windy, z której roztaczał się zapierający dech w piersiach widok na smukłe wieże kampusu. Wysiedli na najwyższym piętrze i mijając wyprężonych na baczność strażników, weszli do apartamentu senatorskiego.
Guri błyskawicznie otaksowała wzrokiem księżniczkę, która wraz z Hanem już na nich czekała. Ubrana w powłóczystą białą szatę, z włosami zaplecionymi w dziwną kompozycję z dwóch warkoczy, podeszła lekko do wchodzących i absolutnie nie wyglądała na kogoś, kto podobno dzień wcześniej przegrał starcie z Sithem.
– Guri… – zaczął Solo i zrobił krok w stronę najemniczki.
– Daj spokój, Han – powstrzymała go Leia. – Pamiętam, jak na Yavinie, kiedy dziesiąta osoba usiłowała się dowiedzieć, jak się czuję, miałam ochotę sama tę całą bazę wysadzić w powietrze.
Zantara rzuciła księżniczce spojrzenie pełne głębokiej wdzięczności.
– Dziękuję, Wasza Wysokość. Miło wiedzieć, że rządzą nami również mądrzy ludzie. Teraz już rozumiem, jak to możliwe, że zostałaś senatorem, kiedy zgodnie z prawem nie wolno ci jeszcze było kupić miotacza.
– Na szczęście nie musiałam kupować, dostałam od ojca w prezencie kilka lat wcześniej – roześmiała się księżniczka i wskazała gościom miejsca do siedzenia. – Poza tym nie „Wasza Wysokość” tylko Leia. Mam nadzieję, że będziemy przez jakiś czas razem pracować, prawda? A tak w ogóle, to pamiętam cię z Coruscant.
– Napraawdę?! Rany, jestem w szoku! Przecież nie ja jedna dostałam wtedy medal, szczerze mówiąc, było nas, lekko licząc, kilkadziesiąt osób!
– Ciebie nie sposób nie zapamiętać – uśmiechnęła się Leia.
Chewbacca zaryczał z jednoznacznie pytającą intonacją.
– Zaraz będą – uspokoił go Han. – Już wylądowali i powinni…
W tym momencie drzwi rozsunęły się i stanęły w nich dwie postacie – kobieta w stroju Jedi, z jasnymi włosami związanymi w kitkę, oraz chłopak w czarnych spodniach i spłowiałej szarej kurtce rebelianckiego pilota, bez dystynkcji. Za nimi wtoczył się robot typu R2, a dokładniej R2-D, jak stwierdziła Guri po chwili. Sama miała w swoim X-skrzydłowcu jednostkę nieco nowszego typu.
– Luke! Nessie! – zawołała Leia i zerwała się, żeby ich powitać.
Gdy podbiegła do brata, ten zamiast pozwolić, by rzuciła mu się na szyję, przytrzymał ją za ramiona, spojrzał uważnie najpierw na nią, potem na drugą Jedi.
– Leia?… – spytała z półuśmiechem Nessie.
– Siostrzyczko! – zawołał Luke, porwał Leię w ramiona i zakręcił w powietrzu. – Cudownie!
I stawiając ją z powrotem na podłodze, dodał:
– To będą…
– Tak! – zawołała rozpromieniona.
Łowcy i Chewie przyglądali się całej scenie w osłupieniu. Han wstał, objął Leię w nieco władczy sposób i odwrócił w stronę przyjaciół.
– Będziemy mieli bliźnięta – oświadczył z taką miną, jakby była to wyłącznie jego zasługa i jakby fakt ten stanowił kamień milowy w historii Galaktyki.
– O rany… – Guri westchnęła z nabożnym szacunkiem. – Soloo… Żona, dzieci, to takie trochę… abstrakcyjne.
– Jak dla kogo – powiedział Gar’lyagh.
Wstał i ukłonił się przed Leią.
– Księżniczko…
– Jestem Leia!
Ale on tylko skłonił się jeszcze raz. Potem położył Hanowi łapę na ramieniu i uśmiechając się powiedział:
– Naprawdę bardzo się cieszę. To jest świetna sprawa – mieć własne szczenię. Sami się przekonacie.
Guri zmarszczyła brwi.
– Dezzie, złotko, czy ja o czymś nie wiem? Własne szczenię?!
– No jak nie wiesz? Musiałem ci mówić – wzruszył ramionami.
– Gar’lyagh! Ty masz dziecko?! – Zantara pochyliła się do przodu. – Gdzie ono jest, z kim?
– A gdzie ma być? Na Bothawui ze swoją matką.
– Nie mów, że jesteś żonaty!
– Guri, jakby ci to delikatnie wytłumaczyć, dzieci nie biorą się ze ślubu…
Najemniczka zrobiła taką minę, że Han i Chewie ryknęli śmiechem, a Leia zasłoniła usta ręką, udając, że kaszle. Guri skoczyła na równe nogi.
– Gar’lyagh! Ty gówniarzu! Zrobiłeś dzieciaka jakiejś porządnej dziewczynie i teraz latasz sobie od portu do portu, głuszysz panny po barach, a ona tam siedzi i go wychowuje?!
Bothańczyk cofnął się odruchowo, starając przy tym nie wpaść na próbujących zachować stosowną powagę Jedi, którzy na szczęście odskoczyli, przepuszczając go. Zatrzymał się, prawie dotykając plecami drzwi.
– Dlaczego zaraz „zrobiłeś”? Ona też mogła pomyśleć, co, facet ma monopol na myślenie w takiej sytuacji? Poza tym krzywda jej się nie dzieje! Właśnie świeżo wyszła za mąż!
Guri ochłonęła nieco i tylko patrzyła spode łba.
– Aha, i tamten gość będzie się zajmował twoim dzieckiem?
– Zwariowałaś?! – teraz to Bothańczyk się wkurzył. – Jak tylko młody podrośnie, zabieram go do siebie na statek! Jest mój, takie jest prawo klanu i jego matka całkowicie się z tym zgadza. Tylko przecież nie wezmę go już teraz, za mały jest!
– Noo… Dobra – zawyrokowała Guri i wróciła na swój fotel.
– Moment, moment, ale żeby była jasność – Dezz nagle coś sobie uświadomił. – Jak już będzie z nami pracował, to ręce przy sobie, Zantara! Jak zobaczę, że się kręcisz koło mojego syna…
Teraz nawet Jedi Nessie schowała twarz za rękawem szaty. Chewbacca też zaśmiał się krótko, chrapliwie, ale zaraz potem warknął cicho. Przywoływał młodych do porządku. Nessie rzuciła mu spojrzenie nad głowami siadających. Większość ludzi, którzy robili interesy z pilotami „Sokoła Millenium”, uważała Hana Solo za tego rozsądniejszego i bardziej odpowiedzialnego. Tymczasem Jedi już dość dawno doszła do wniosku, że jest dokładnie odwrotnie.
– Guri, opowiedz nam o Beyre – powiedziała Nessie. – Wszystko, co pamiętasz, czasem nawet nieistotny szczegół może się przydać.
Urwała, uświadomiwszy sobie, że nie musi pouczać zawodowca. Znała Guri od lat, wiedziała, że w jej przypadku pozory mylą i nie należy sądzić umiejętności Zantary po zachowaniu.
Najemniczka opowiedziała w skrócie wydarzenia ostatnich dni, a na koniec dodała ponuro:
– Tylko wygląda na to, że spieprzyłam robotę. Nadajnik nie odmeldował się na Cato Neimoidia, czyli zgubiłam ich. Musieli znaleźć i rozwalić pluskwę. No chyba, że Beyre nie przyleciała tu z Fettem…
– Przyleciała – odezwała się Leia. – Tym statkiem, który wystartował wbrew przepisom, był „Slave”. Nasi ludzie rozmawiali z personelem portu. Bardzo pomocny okazał się jeden programista, choć podobno z wyglądu nie budził zaufania. Powiedział, że widział Fetta z niesympatyczną blondynką w „beznadziejnych ciuchach z demobilu”, no cóż, opis się zasadniczo zgadza.
Świetna powieść z pełnowymiarowymi bohaterami. Czekam niecierpliwie na kolejne części!