Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
‹Wróg publiczny›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna ‘Cranberry’ Nieznaj
TytułWróg publiczny
OpisAnna „Cranberry” Nieznaj (ur. 1979 r.), absolwentka matematyki, programistka. Mężatka, ma dwoje dzieci, mieszka w Lublinie. Pod panieńskim nazwiskiem Borówko – debiut w 1996 r., a następnie opowiadanie „Telemach” w „Science Fiction” (7/28/2003). Pod obecnym – „Kredyt” (II miejsce w konkursie Pigmalion Fantastyki 2010) i „Czarne Koty” („SFFiH” 4/66/2011). Finalistka konkursu Horyzonty Wyobraźni 2011.
Gatunekspace opera

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 4

« 1 2 3 4 5 17 »
Dwoje maleńkich dzieci niesionych do hangaru przez roboty medyczne przeznaczone raczej do opatrywania ran niż aplikowania szczepionek. Bail Organa schylający się nad jednym z nosidełek. „Padmé była kuzynką mojej żony… Nikt się nie zorientuje, zaufajcie mi”. I Kenobi, który jak pijany uczepił się obsesyjnie jednej myśli – tego, co wyszeptała ostatkiem woli wybudzona z narkozy Amidala: „Luke. Luke Skywalker, obiecaj mi, Obi-Wan. On chciał… Skywalker, proszę”.
Bail postawił sprawę jasno: „Ja ją wam wychowam, przygotuję, ale trzymajcie się jak najdalej”. Nie sposób mu było odmówić racji. Nessie przez te wszystkie lata była na Alderaanie tylko dwukrotnie, a księżniczka pierwszy raz zobaczyła ją dopiero w bazie na Yavinie.
Nessie obserwowała z daleka i widziała, że król dotrzymuje słowa. Leię uczono dokładnie tego, co w powszechnym mniemaniu powinien umieć Jedi: w wieku, w którym powinna przejść próby i zostać rycerzem, była przywódcą myślącym nawet nie w skali swojego świata, ale całej Galaktyki, negocjatorem, który po broń sięga tylko wtedy, gdy naprawdę musi, ale doprowadzony do ostateczności staje się zabójczo skuteczny.
Ale Leia nie była Jedi. Czekał ją cały nowy świat, który dopiero teraz zaczęła poznawać.
Nie starczy jej siły, pomyślała Nessie. Za dużo naraz: jest w rządzie, szkoli się jako padawanka i teraz dzieci. Nie poradzi sobie, za wcześnie. Ma dokładnie tyle lat, co Anakin. Wtedy.
Ona nie jest jak Anakin, przecież wiesz, usłyszała w głowie spokojny głos. Odruchowo uśmiechnęła się, czując ciepło znajomej obecności Qui-Gon Jinna, swojego mistrza.
Nessie patrzyła na księżniczkę, która wydawała szybkie, ale przemyślane polecenia, równocześnie dyktowała C3PO wypowiedź dla mediów, analizowała z Winter sytuację militarną zakreśloną przez Ackbara i dopijając ostatnie łyki herbaty, z uśmiechem błąkającym się na wargach, pośpiesznie pisała coś piórkiem po ekranie komunikatora. A Nessie miała głębokie wewnętrzne przekonanie, że wie, do kogo zostanie wysłana ta wiadomość. I że nie jest to bynajmniej wiadomość służbowa.
Widzisz, moja padawanko, nie jest sama. Poradzi sobie.
On też nie był sam, odpowiedziała, choć dobrze rozumiała, że to przecież zupełnie co innego. Przypomniała sobie znów Amidalę, pozornie silną i władczą, ale wewnętrznie rozedrganą, niepewną, potrzebującą wsparcia.
„Zaopiekuję się twoją siostrą, nie bój nic, młody” rzucił Han Solo kilka dni po oficjalnym ogłoszeniu zaręczyn, żartobliwym, nieco protekcjonalnym tonem, ale wiadomo było, że co miało zostać powiedziane, to zostało. Takie sprawy załatwia się między mężczyznami, półdrwiąco, najlepiej nad szklanką koreliańskiej whisky. Ale Solo zadbał, żeby i Nessie znalazła się, niby przypadkiem, w zasięgu głosu. Nie bój nic, Jedi, ona może jest młoda i narwana, ale ja już swoje w życiu widziałem. Że może mi się nie udać? Hej, to JA! Zapomniałaś?
Nessie znów uśmiechnęła się lekko, przyglądając się promieniującej pogodnym spokojem Leii.
Tacy jak ona żyją szybko, bo nie spodziewają się żyć długo. To wbrew pozorom bardzo racjonalne podejście, moja padawanko.
• • •
Guri i Dezz zadawali szyku w hotelowej restauracji. Pławili się w fatalnym wrażeniu, jakie robili na obsłudze, a w każdym razie na tej jej części, której oprogramowanie było na tak zaawansowanym poziomie, żeby pozwalało na wyrabianie sobie opinii o gościach.
Jeszcze zanim zdążyli cokolwiek zamówić, Guri oświadczyła automatycznemu kelnerowi, że to ona będzie płacić rachunek, ponieważ Dezz to jeszcze szczenię na dorobku, poza tym ma dziecko na utrzymaniu.
Rozmawiali głośno, swobodnie i używali przy tym takiego słownictwa, że również od sąsiednich stolików rzucano im spojrzenia – pełne dezaprobaty lub spłoszone. Kiedy przechodzili na huttyjski, było tylko gorzej. Chyba nikt na sali poza nimi nie miał przy sobie broni, a kobiety nie odsłaniały ramion, o brzuchach nie wspominając.
Oczywiście oboje umieliby się zachować jeżeli nie nienagannie, to na pewno przyzwoicie. Jednak zdecydowanie byli w takim nastroju, że do wyboru mieli albo wygłupy, albo ponowne urżnięcie się do nieprzytomności, a tego drugiego woleliby chwilowo uniknąć. Senator mogła marnować czas na dyplomatycznych przepychankach, oni wciąż łudzili się, że jednak coś jeszcze dziś się wydarzy.
I mieli rację. Kiedy właśnie najedzeni dopijali wino, najdroższe z oferowanych w lokalu, a Guri usiłowała sobie przypomnieć, czy na Cato Neimoidia wolno publicznie zażywać białą wróżkę, czy też grożą za to jakieś niemiłe konsekwencje prawne, przy ich stoliku zjawiło się dwóch Falleen.
– Witam, Guri Zantara, jak rozumiem? – powiedział jeden z nich.
Służby specjalne, pomyślała w pierwszej chwili Guri. Stroje gadów były neutralnie eleganckie, w stonowanych kolorach, a miotacze ukryte pod kurtkami tak, że ktoś mniej spostrzegawczy mógłby nie domyślić się ich istnienia.
– Do usług – odparła.
– Vigo Xist zaprasza na rozmowę.
Czyli jednak nie służby tylko Czarne Słońce. Z tym, że na naprawdę wysokim szczeblu. Każdy, kogo to mogło dotyczyć, wiedział, że już dobre dziesięć lat temu Xist przeniósł się z Nowego Coronetu do Zarry, wychodząc ze słusznego założenia, że Trigalis to dziura, a Cato Neimoidia – jedno z centrów Galaktyki.
Zantara, próbując błyskawicznie ocenić sytuację, spytała jakby nigdy nic:
– Kiedy mam się zjawić?
– Zapraszamy z nami.
Gar’lyagh, zmobilizowany i spięty, rzucił przyjaciółce pytające spojrzenie, a ona odpowiedziała:
– Spokojnie, Dezz. Panowie grzecznie proszą, to z nimi pójdziemy. Jakby nas mieli rozwalić, już by to zrobili. Wątpię, żeby lordowi Xistowi robiło różnicę, czy jego ludzie kasują rządowych agentów w chronionym lokalu, czy w ciemnej uliczce. Poza tym w ogóle nie podejrzewam viga o jakieś przestarzałe przesądy, że lepiej nie zadzierać z Coruscant?
– Lord Xist szczęśliwie wyleczył się z tych uprzedzeń. Głównie dlatego, że dziś Coruscant to już nie to samo, co kilka lat temu – Falleen odwzajemnił się uprzejmym uśmiechem.
• • •
Zabrano ich na drugi koniec miasta śmigaczem. Dezz burknął coś na temat wracania powietrzną taksówką i tego, że nie cierpi takich pojazdów, na co jeden z Falleen odpowiedział, że grzeczność wymaga odwieźć gości z powrotem do hotelu. Bothańczyk potraktował to jako pocieszającą informację, że w ogóle po rozmowie z vigiem będą się jeszcze nadawali do czegokolwiek poza zepchnięciem za krawędź wiszącego miasta w upozorowanym wypadku. Guri natomiast rozmawiała z jaszczurami całkowicie swobodnie, jakby jej stosunki z Czarnym Słońcem były nieodmiennie ciepłe, koleżeńskie i nastrajające do dalszej współpracy.
Śmigacz zatrzymał się pod luksusowym nocnym klubem. Eskorta poprowadziła ich do bocznego wejścia, omijając wielorasowy tłum kłębiący się na schodach od frontu. Automat sam rozpoznał rysy twarzy jaszczurów i drzwi rozsunęły się przed nimi bez pytania.
Znaleźli się od razu na balkoniku nad największą z sal. Dudniąca muzyka wgniatała w podłogę, a wszelkie próby rozmowy byłyby skazane na niepowodzenie, nawet gdyby zaczęli do siebie krzyczeć.
Guri i Dezz natychmiast weszli w rolę „łowcy nagród się bawią”: kciuki zaczepione na pasach z miotaczami, pewne siebie spojrzenia; Guri idąc kołysała biodrami, a Dezz posłał wiele mówiące warknięcie mijanej Bothance, która potem z niejakim żalem odprowadziła go wzrokiem.
Równocześnie jednak szybko oceniali rozkład pomieszczenia i liczbę ochroniarzy. Trzeba było spojrzeć prawdzie w oczy: jeżeli vigo nie uzna za stosowne ich stąd wypuścić, sami żywi nie wyjdą. Gar’lyagh demonstracyjnie sprawdził, czy jego noże do rzucania dają się wygodnie wyjmować. Falleen wymienili rozbawione spojrzenia. „Masz fantazję, chłopcze”, zdawali się mówić.
Przeszli antresolą nad tańczącymi, a potem skręcili w boczny korytarz. Kilka razy rozsuwały się przed nimi drzwi, natychmiast zamykając się, gdy przeszli, aż wreszcie stanęli przed prywatnym gabinetem lorda Xista. Vigo przyjmował interesantów w klubie, bo czuł się tu całkowicie bezpiecznie, a równocześnie uważał za stosowne wyraźnie oddzielać interesy od życia osobistego. Gdzie dokładnie mieszkała jego rodzina, wiedzieli tylko ochroniarze i najbliżsi współpracownicy, z których wielu było z nim po prostu spokrewnionych.
• • •
« 1 2 3 4 5 17 »

Komentarze

06 VIII 2012   11:41:36

Świetna powieść z pełnowymiarowymi bohaterami. Czekam niecierpliwie na kolejne części!

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Druga szansa
— Magdalena Stawniak

Nowa układanka ze starych klocków
— Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Mroziuk, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Przemytnik i pozostali
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

10 razy Darth Vader
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wróg publiczny, cz. 7
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 6
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 5
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 3
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 2
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 1
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Tegoż twórcy

Nocą wszystkie koty są czarne
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.