Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alexa
‹Prawo robotyki›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlexa
TytułPrawo robotyki
OpisAutorka pisze o sobie:
Jestem z wykształcenia automatykiem, z zawodu konsultantem, a z zamiłowania i drugiej profesji tłumaczem. Stan posiadania: jeden mąż (fan GW i fantastyki), jedno dziecko (j.w.), jeden kot (a właściwie kota, Mara Jade Skywalker, chyba nie-fanka, bo reaguje na Kotę, a nie Marę). Tłumaczę głównie teksty techniczne, ale tez i książki z serii Garretta dla MAG-a, tłumaczyłam trochę Tolkiena, Heinleina, Nivena i Van Vogta, a obecnie powieści z serii GW dla Amberu. Kocham muzykę Williamsa, jestem gorącą fanką Shreka, a właściwie Osła, trochę pisze, trochę rysuje, dużo czytam (uwielbiam, obok wszystkich innych, Agathe Christie), a jeśli mam naprawdę dużo wolnego czasu, łażę po górach.
Gatunekspace opera

Gwiezdne wojny: Prawo robotyki – część 1

Alexa
« 1 2 3 4 9 »

Alexa

Gwiezdne wojny: Prawo robotyki – część 1

– Do Rady pewnie by mnie nie przyjęli, ale można tak powiedzieć, Milordzie.
Vader wyprostował się ostrożnie. Jeśli pamiętał o tym, ból był do zniesienia.
– Pod samym nosem – mruknął oschle. – Cóż, gratuluję ci, Yaro. Tyle lat… powinienem cię zabić, wiesz?
– Wiem, sir. Ale bez tego nie mógłbym pomóc ani panu, ani Imperatorowi, kiedy i na niego przyjdzie pora.
Lekarz podszedł bliżej. Był niższy od Mrocznego Lorda, sięgał mu zaledwie do ramienia. Wyciągnął dłoń i chwycił ręce Vadera na wysokości przedramion. W oczach miał błaganie.
– Proszę zostać, Milordzie – powiedział cicho. – Oczywiście, nic nie mogę panu nakazać, ale… Ja… chciałbym, żeby pan tu został. Mogę panu ulżyć w cierpieniu, mogę…
Vader zaśmiał się sucho, ironicznie. Delikatnie uwolnił się od uchwytu – i z jękiem opadł na leżankę. Nagle zrozumiał, że to koniec.
– Nie ma ratunku… – szepnął z lekkim zdumieniem. – A co będzie z Gwiazdą Śmierci? Kto pokieruje jej budową? Co z Rebelią? Jeśli umrę, kto dokończy tego dzieła? I jak to wpłynie na morale Imperium?
Yaro uważnie wpatrywał się w Mrocznego Lorda.
– Tylko o to chodzi? – wzruszył ramionami. – Też mi problem. Zamówią robota, ubiorą w pańską zbroję i będzie, jak dawniej.
„A co z moim synem?” chciał zapytać Vader, ale nie miał siły. Zwiesił głowę, pokonany.
Yaro miał rację. Tyle, co on, potrafi pierwszy lepszy robot.
Bez słowa położył się na leżance i odetchnął z ulgą, kiedy odciążony kręgosłup przestał mu dokuczać. Twardy, sztywny kombinezon wypadł mu z mechanicznej dłoni.
– Mój syn… – szepnął. – Mam syna…
Yaro pochylił się nad nim. Oczy miał czujne, badawcze.
– Nareszcie zaczyna pan mówić jak człowiek, Milordzie.
Vader chwycił go za ramię, przyciągnął do siebie. Kosztowało go to sporo wysiłku, ale był zdesperowany
– Weź moją tkankę… Chyba mam jeszcze trochę zdrowej tkanki? Sklonuj moje ciało… Robiłeś to już nieraz, ty łotrze. Wiem, że potrafisz.
Teraz to Yaro delikatnie uwolnił się z uchwytu jego dłoni.
– Klonowanie jest zakazane – rzekł z widoczną urazą. – Zresztą, nie ma już czasu, sir. Klon musiałby rosnąć około ośmiu lat, żeby przyjąć pański mózg… Nie ma pan tyle czasu. Zresztą, pana choroba tkwi właśnie w mózgu… – urwał nagle, zmarszczył brwi. – Milordzie… chwileczkę.
Odszedł na chwilę na bok, wziął jedną z próbek pobranych z ciała Vadera i szybko wsunął do analizatora. Aparat piknął kilkakrotnie na znak, że pracuje.
Yaro westchnął. Wydawało się – przynajmniej Vaderowi – że walczy sam ze sobą, jakby musiał coś zrobić wbrew woli. Sięgnął do czytnika i spojrzał na wynik.
Przymknął oczy, znów je otworzył, lekko pokręcił głową.
Bardzo powoli, niepewnym krokiem wrócił do leżanki i przysunął sobie stołek.
– Jest pewien sposób, milordzie – powiedział ostrożnie. – Gdybym nie był lekarzem, pewnie nigdy bym go panu nie zaproponował, ale nim jestem. Mam obowiązek… Słyszy pan, Milordzie? Mam obowiązek pana ratować, cokolwiek sam o tym myślę. Sprawdziłem pański poziom midichlorianów. Dziwne, powinien zmaleć do zera, ale pozostał taki sam. Cóż mogę powiedzieć? Przy takiej liczbie midichlorianów wszystko jest możliwe. Jest pan Jedi, ja jestem Jedi… Ma pan szansę. Ale ryzyko jest ogromne.
Vader uniósł się na łokciu. Z odsłoniętą twarzą, porytą potwornymi, ropiejącymi już bliznami, wyglądał nie na Mrocznego Lorda Sithów, ale na to, kim był w istocie – na ciężko, śmiertelnie chorego człowieka, który bardzo potrzebuje pomocy.
Co to powiedział Yaro? Ciemna Strona Mocy zżera? Nie daje potęgi, lecz zżera jak rak. Razem z rakiem. Koroduje ciało i duszę…
Yaro nazwał go Jedi… On nie jest Jedi! Jest Sithem… Ale życie Sitha właśnie dobiega końca. Człowiek-maszyna rozleci się w kawałki i Ciemna Strona Mocy nie zdoła tego powstrzymać.
Yaro pochylił się nad nim, położył mu dłoń na czole, zmusił do leżenia.
– Milordzie… – szepnął. – Może mnie pan teraz zabić. Ma pan pełne prawo. Popełniłem przestępstwo wobec Imperium, ale uratuję pana… Tylko wówczas, jeśli mi pan pomoże… Dziesięć lat temu popełniłem potworną zbrodnię i najwyższy czas, aby się pan o tym dowiedział, choć miało to pozostać tajemnicą. Teraz będę błagał pana o wybaczenie i jako dowód skruchy zaproponuję panu życie. Ryzyko jest ogromne, niewyobrażalne, ale istnieje szansa, aby pan żył i odzyskał ciało.
Vader przymknął oczy, czując kolejny nawrót mdłości.
– Przecież mówiłeś, że na klonowanie jest za późno.
Yaro pokręcił głową.
– Tak – jeśli teraz pobiorę panu tkankę i zechcę hodować klona. Nie – jeśli klon już jest.
Sith zmrużył oczy. Kiepsko widział, ale nie na tyle, żeby nie widzieć ogromnego wzruszenia w oczach starego lekarza.
– Chcesz powiedzieć, że masz mojego klona?
Yaro powoli skinął głową.
Vader przymknął oczy. Klon. Ciało. Niezależność od Imperatora. Zdrowie. Syn. Luke. Luke Skywalker, syn Anakina Skywalkera. Jego syn.
– Mów – szepnął, zadowolony, że tamten nie próbuje się z nim targować o życie. Jako Jedi nie musiał tego robić…
– Kiedy był tu pan po raz ostatni, sir, należałem do spisku. Pobrałem pana tkankę i sklonowałem. Spisek miał na celu zabicie pana, ale ponieważ nie miał pan potomstwa… Taki poziom midichlorianów nie powinien ulec zmarnowaniu.
Vader zamrugał oczami. Wciąż nie rozumiał, jak wcześniej na to nie wpadł.
– Zrobiłeś klona? Mojego klona?
– Tak – Yaro wyprostował się. Nie wiedzieć czemu, nagle przywiódł Vaderowi na myśl Kenobiego. – Pan miał zginąć, a pański klon miał posłużyć jako zaczątek nowego zakonu Jedi.
Vader poczuł, jak wzbiera w nim gniew i już miał podnieść dłoń, żeby udusić bezczelnego lekarza, kiedy przypomniał sobie, że ten sam klon i ten sam lekarz być może stanowią o jego życiu.
Uśmiechnął się blado.
– Miałeś fatalnych informatorów, Yaro. Mam syna. Wspaniałego syna – odparł z dumą. – Anakin Skywalker nie umarł bezpotomnie.
Yaro uśmiechnął się także, ciepło, prawie jak przyjaciel.
– Wiem, sir. Miałem zniszczyć tego… klona, ale pomyślałem sobie, że kiedyś być może zechce pan odzyskać ciało i opuścić tę niezdrową okolicę. Nie przewidziałem guza na mózgu, inaczej przeszczep byłby kwestią parogodzinnej operacji.
– A teraz? Mówiłeś, że masz rozwiązanie?
Yaro westchnął.
– Mam. Nie sprawdzone, nie przetestowane nawet na myszach, bo myszy nie potrafią używać Mocy, ale mam. Mózg Dave’a jest już dojrzały, można przenieść doń pańskie wspomnienia, wiedzę, osobowość… wszystko. Nie wiem, czy się uda, ale w najgorszym wypadku zostanie pan dwudziestopięcioletnim noworodkiem.
– Ma na imię Dave? – Vader skrzywił się lekko. Niezwykłe – jak na człowieka, który zamordował w męczarniach setki istot, czuł dziwną niechęć do wykorzystania ciała klona. – Czy on… wie, co go czeka?
– Nie. Nie ma w sobie więcej życia i rozumu niż embrion. Nazwałem go Dave, żeby go jakoś nazywać. Dave R. Anagram pańskiego nazwiska, sir.
Sith pokiwał głową i skrzywił się lekko
– Czy to możliwe, żeby choroba zaczęła postępować tak szybko? Każdy ruch sprawia mi ból – szepnął.
Yaro podniósł z podłogi porzucony kombinezon-zbroję i odrzucił daleko w kąt.
– Tak. Przedtem był pan w stanie regulować samopoczucie mechanizmami, środkami odżywczymi, składem powietrza, teraz jest pan sam. Czas zaczął płynąć szybciej… przynajmniej dla pana. Choroba nadrabia zaległości… Z każdą chwilą będzie panu trudniej oddychać, myśleć, mówić. Aż wreszcie… może jutro, może pojutrze, będzie za późno nawet na przeniesienie umysłu. Czy decyduje się pan?
Vader pokiwał głową.
– Tak. Już. Teraz. Niezależnie od konsekwencji.
– Dobrze, proszę leżeć i postarać się wprowadzić w trans Jedi. Ja pokieruję procesem.
Szybkim krokiem podszedł do konsoli i przycisnął klawisz.
– Megan? Przywieź Dave’a.
« 1 2 3 4 9 »

Komentarze

25 IV 2010   18:29:44

naprawdę niezłe!

ciąg dalszy?

25 IV 2010   18:42:36

http://www.esensja.pl/tworczosc/powiesci/tekst.html?id=4143

25 IV 2010   19:53:03

dzięki :)

26 IX 2010   10:02:01

ta super ja mam na imię Alexa;))

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Druga szansa
— Magdalena Stawniak

Nowa układanka ze starych klocków
— Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Mroziuk, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Przemytnik i pozostali
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

10 razy Darth Vader
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wróg publiczny, cz. 7
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 6
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 5
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 4
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 3
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 2
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.