Z filmu wyjęte: Ogień (bez)nadzieiBywają filmy tak tanie, że aktorzy nie mieli nawet na zapałki…
Jarosław LoretzZ filmu wyjęte: Ogień (bez)nadzieiBywają filmy tak tanie, że aktorzy nie mieli nawet na zapałki… Dziś proponuję jeszcze jeden kadr z opisywanego w zeszłym tygodniu filmu „Sharkenstein”. Planowałem dać inny, z wieśniacko wklejonym „domem na palach”, czyli mieszanką łodzi przerobionej na drewnianą stodołę (zostawiono w niej łańcuch kotwiczny, ale za to dorzucono ceglany komin i skrzynkę rozdzielczą) z kalekim, dwuwymiarowym domkiem, złożonym z posadowionej na stalowych palach dachościany z krzywym szeregiem okien i drzwi, ale kreacja była ściśle zamierzona i w jakiś tam, mocno zwichrowany sposób, wpisywała się w konwencję filmu. Natomiast to, co znalazło się na dzisiejszym kadrze, wskazuje raczej na niechlujność i ogólny pośpiech. Otóż na kadrze widać trzy osoby, z których ta na pierwszym planie macha „pochodnią”, odpędzając znajdującego się w tej chwili za ekranem błękitnego sharkensteina. Ponieważ jednak nikt na planie nie miał zapałek ani zapalniczki, albo trzymany w ręku patyk po prostu nie chciał się palić, już w studiu – na chybcika – dodziergano komputerowe płomienie. Scena jest króciutka i w zasadzie w ogóle można było się obejść bez ognia (bo to takiej jakości produkcja), ale w sytuacji, gdy „ogień” został jednak dodany, jego sztuczność wyjątkowo mocno rzuca się w oczy – raczej wywołując chęć stuknięcia głową o ścianę niż rozciągając usta w uśmiechu. Owszem, przy odpowiednim nastawieniu „Sharkenstein” może zapewnić chwilę rozrywki, ale jego seans będzie raczej wyzwaniem. Jednak jak ktoś koniecznie chce spróbować, pełną wersję filmu można znaleźć na Youtubie. 19 października 2020 |
Brytyjska autorka kryminałów Dorothy Leigh Sayers, w przeciwieństwie do Raymonda Chandlera czy spółki pisarskiej używającej pseudonimu Patrick Quentin, nie była rozpieszczana przez polskich reżyserów. W połowie lat 80. powstały jednak dwa oparte na jej opowiadaniach, zrealizowane przez Stanisława Zajączkowskiego, spektakle. Jeden z nich był adaptacją tekstu zatytułowanego „Człowiek, który wiedział, jak to się robi”.
więcej »Czy nikt z Was nie marzył, żeby popływać sobie pod wodą wraz z ulubionym koniem? Nie? To dziwne…
więcej »Powie ktoś, że oparta na prozie słowackiego pisarza Juraja Váha „Noc w Klostertal” byłaby ciekawsza, gdyby nie pojawiający się na finał wątek propagandowy. Tyle że nie pobrzmiewa on wcale fałszywą nutą. Gdyby przyjąć założenie, że cała ta historia wydarzyła się naprawdę, byłby nawet całkiem realistyczny. W każdym razie nie zmienia to faktu, że spektakl Tadeusza Aleksandrowicza ogląda się znakomicie nawet pięćdziesiąt pięć lat po premierze.
więcej »Nurkujący kopytny
— Jarosław Loretz
Latająca rybka
— Jarosław Loretz
Android starszej daty
— Jarosław Loretz
Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Nurkujący kopytny
— Jarosław Loretz
Latająca rybka
— Jarosław Loretz
Android starszej daty
— Jarosław Loretz
Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Orient Express: A gdyby tak na Księżycu kangur…
— Jarosław Loretz
Kości, mnóstwo kości
— Jarosław Loretz
Gąszcz marketingu
— Jarosław Loretz
Majówka seniorów
— Jarosław Loretz
Gadzie wariacje
— Jarosław Loretz
Weź pigułkę. Weź pigułkę
— Jarosław Loretz
Warszawski hormon niepłodności
— Jarosław Loretz
Niedożywiony szkielet
— Jarosław Loretz
Puchatek: Żenada i wstyd
— Jarosław Loretz
Klasyka na pół gwizdka
— Jarosław Loretz
Może aktorzy byli tak bardzo nieudolni, że ekipa obawiała się, że przypadkiem podpalą kukłę rekina?