Z filmu wyjęte: Migrujące polskie płynne złotoWyroby rodzimych browarów trafiają na półki również zagranicznych marketów, ale nie jest wcale tak prosto się o tym przekonać.
Jarosław LoretzZ filmu wyjęte: Migrujące polskie płynne złotoWyroby rodzimych browarów trafiają na półki również zagranicznych marketów, ale nie jest wcale tak prosto się o tym przekonać. Ze względu na ogólny zakaz reklamy produktów alkoholowych i rzadsze pojawianie się w prasie artykułów na temat branży piwowarskiej nie do końca wiadomo, jak wygląda eksport polskiego piwa. Na ogół możemy się o tym przekonać tylko wtedy, gdy w sklepie niespodziewanie pojawia się puszka czy butelka zaopatrzona w obcojęzyczne napisy, świadczące o tym, że albo dany produkt idzie za jednym zamachem i na nasz rynek, i do kilku innych krajów, albo wręcz jakąś partię z nieznanej przyczyny cofnięto z transportu i została rozprowadzona po kraju. Zdarza się jednak, że potwierdzeniem wędrówek polskiego płynnego złota jest po prostu kadr z zagranicznego kina. Jeden przykład dałem już trzy lata temu, gdy piwo Donner z Van Pura zagościło w szóstej części "Drogi bez powrotu", nakręconej w 2014 roku, drugi natomiast pochodzi z filmu starszego o trzy lata, choć też dotyczy produktu firmy Van Pur. Chodzi o włoski horror "Eaters" z 2011 roku, na Filmwebie figurujący jako "Żarłoki". Jest to niskobudżetowa produkcja zrealizowana siłami kumpelskimi, z ciemnymi, zielonkawymi zdjęciami, średnim udźwiękowieniem, mocno tandetnymi efektami (ale przy tym przyzwoitą charakteryzacją truposzy), marnym aktorstwem i ślamazarną akcją, ale zarazem z zaskakująco nietuzinkowym scenariuszem, oferującym mnóstwo nieszablonowych pomysłów. Ludzkość została wyniszczona plagą zombie i gdzieś tam (twórcy nieskutecznie próbują przekonać widza, że akcja dzieje się w Stanach Zjednoczonych) żyje sobie pięciu niedobitków, próbujących pomóc naukowcowi znaleźć antidotum na wirusa. Gdy dwóch z nich rusza odłowić kilka żywych zombiaków do testów, naukowiec wpada na iście szatański sposób, żeby wstrzyknąć wynalezione jakiś czas temu serum ożywiające zmarłych trzymanej w klatce żonie, też będącej zombie, ale o tyle nietypowym (zapewne dzięki przetestowaniu na sobie za życia wspomnianego serum), że w ogóle nie gnijącym. Bo reszta gnije w najlepsze, być może od środka wyjadana przez jakiegoś robaka. Robi to zaś po to, by z nią współżyć seksualnie w celu wyhodowania nowej rasy ludzkiej. W tym czasie wysłana dwójka zdobywa uwidocznione na załączonym kadrze polskie piwo metodą barteru - w zamian za interesujące głowy zombie, których poszukuje malujący martwą naturę (tutaj: rzeczywiście) szurnięty malarz. Potem mają jeszcze przeprawę z grupą neonazistów i natykają się na rzekomego sprawcę plagi, żrącego pasjami ludzi. Zdrowych, nie zombie, żeby nie było niejasności. No i są jeszcze truposze potrafiące mówić prostym językiem, będące wynikiem pewnego eksperymentu. Ale o tym - mimo takiej sobie realizacji ogólnej filmu - warto przekonać się samemu. Naturalnie jeśli się jest fanem człapiącej śmierci. Wisienką na torcie są podziękowania złożone Uwe Bollowi, co rodzi pytanie, czym też zainspirował, czy w czym pomógł, ten tytan mało komu potrzebnej filmowej pracy ("Postal" uznaję za dużą wpadkę wizerunkową Bolla, film bowiem jest intencjonalnie zabawny i zajmujący). 25 marca 2024 |
Powie ktoś, że oparta na prozie słowackiego pisarza Juraja Váha „Noc w Klostertal” byłaby ciekawsza, gdyby nie pojawiający się na finał wątek propagandowy. Tyle że nie pobrzmiewa on wcale fałszywą nutą. Gdyby przyjąć założenie, że cała ta historia wydarzyła się naprawdę, byłby nawet całkiem realistyczny. W każdym razie nie zmienia to faktu, że spektakl Tadeusza Aleksandrowicza ogląda się znakomicie nawet pięćdziesiąt pięć lat po premierze.
więcej »W chińskich filmach nawet latające ryby są trochę… duże.
więcej »Opowiadanie Jerzego Gierałtowskiego „Wakacje kata” ukazało się w 1970 roku. Niemal natychmiast sięgnął po nie Zygmunt Hübner, pisząc na jego podstawie scenariusz i realizując spektakl telewizyjny dla „Sceny Współczesnej”. Spektakl, który – mimo świetnych kreacji Daniela Olbrychskiego, Romana Wilhelmiego i Aleksandra Sewruka – natychmiast po nagraniu trafił do archiwum i przeleżał w nim ponad dwie dekady, do lipca 1991 roku.
więcej »Latająca rybka
— Jarosław Loretz
Android starszej daty
— Jarosław Loretz
Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Latająca rybka
— Jarosław Loretz
Android starszej daty
— Jarosław Loretz
Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Orient Express: A gdyby tak na Księżycu kangur…
— Jarosław Loretz
Kości, mnóstwo kości
— Jarosław Loretz
Gąszcz marketingu
— Jarosław Loretz
Majówka seniorów
— Jarosław Loretz
Gadzie wariacje
— Jarosław Loretz
Weź pigułkę. Weź pigułkę
— Jarosław Loretz
Warszawski hormon niepłodności
— Jarosław Loretz
Niedożywiony szkielet
— Jarosław Loretz
Puchatek: Żenada i wstyd
— Jarosław Loretz
Klasyka na pół gwizdka
— Jarosław Loretz