Rewers
Borys Lankosz
‹Rewers›
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Rewers |
Dystrybutor | Syrena |
Data premiery | 13 listopada 2009 |
Reżyseria | Borys Lankosz |
Zdjęcia | Marcin Koszałka |
Scenariusz | Andrzej Bart |
Obsada | Agata Buzek, Krystyna Janda, Olena Leonenko, Marcin Dorociński, Anna Polony, Adam Woronowicz, Jacek Poniedziałek, Jerzy Bończak, Bronisław Wrocławski, Krystyna Tkacz |
Rok produkcji | 2009 |
Kraj produkcji | Polska |
Czas trwania | 90 min |
Gatunek | dramat |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Opis dystrybutora
Sabina rozpoczyna swoją opowieść współcześnie, aby we wspomnieniach przenieść się do Warszawy lat pięćdziesiątych. Historia matki, córki i babki. Główną bohaterkę, trzydziestoletnią, niezamężną kobietę, pracownicę wydawnictwa, zaczyna osaczać Urząd Bezpieczeństwa.
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje
Filmy – Publicystyka
Filmy – Wieści
Utwory powiązane
Filmy
Przechwalenie może zniszczyć nawet najlepszy film, ale „Rewersowi”” chyba to na dużą skalę nie grozi. Bo nawet jeśli nastawicie się na arcydzieło, a zabraknie wam na seansie „achów” i „wowów”, to nadal powinno być co najmniej fajnie. Stylowo (dopóki nie pojawia się część współczesna), zabawnie i przewrotnie. No jest jeszcze przyjemność w polskim kinie dość rzadka – twórcy bawią się kinem. Na zdrowie. Ich i Nasze.
Dziwię się, czytając w co drugiej recenzji, że „nic tu nie jest takim, jakim na początku się wydaje”. Ja odniosłem wrażenie zgoła odwrotne, bo wszystkie zwroty akcji potrafiłem przewidzieć. No, może prócz niewiarygodnie błyskawicznej przemiany Sabiny z cipki niewydymki w zimną morderczynię. Dziwię się też porównaniom do Tarantino czy Capry. Bo co – bo arszenik, bo Dorociński (błyszczący jak nigdy na tle teatralnie sztucznej żeńskiej obsady) mówiący one-linerami? Na tej zasadzie to można porównywać i do Chaplina (bo czarno-biała taśma). Jeśli to jest polski film roku, to ja nie chcę znać reszty.
UL – Urszula Lipińska [9]
Dychę postawię za dziesięć lat, jeśli ten film nadal okaże się tak samo cudowny, jak teraz. A podejrzewam, że przez tę dekadę spokojnie się obroni choćby dlatego, że porównanie Lankosza do Tarantino postrzegam jako chybione uproszenie. Quentin żongluje cytatami, zaś reżyser „Rewersu” gra w otwarte skojarzenia. W pierwszym odruchu czytam film Lankosza jako obraz wyrastający z kina, zrobiony z miłości do kina i dla widzów w kinie zakochanych. Już otwierająca scena determinuje właśnie taki odbiór. Wielką frajdę przynosi rozpoznawanie zawartych w „Rewersie” stylistyk, skojarzeń i dyskretnych hołdów dla mistrzów kina. Dlatego w miarę upływu czasu film Lankosza będzie stawał się tylko bogatszym, dojrzewającym z kolejnymi doświadczeniami widza i przy każdym seansie rozkwitającym o nowe asocjacje. Teksty padające tu z ust Humphreya Dorocińskiego poważnie rywalizują o pierwsze miejsce w moim sercu z „Casablanką” i niewiele brakuje, żeby spotkały się na pozycji „ex aequo”. Współczesna rama szalenie wzbogaca treść, ale także podsuwa gorzką refleksję nad współczesnym kinem, udowadniając przeciętności dzisiejszych filmów nad eleganckim światem przeszłości, w którym toczy się większość akcji. Niemniej jednak, jakkolwiek nie próbowałabym zalet „Rewersu” zracjonalizować, to przede wszystkim dotknął on emocji, po które już dawno żaden film nie odważył się sięgnąć. Życzyłabym „Rewersowi” Oscara, ale wiem, że Lankosza już nie wypuszczą z Hollywood. I znowu zostaną tu sami reżyserzy bez poczucia humoru.
MO – Michał Oleszczyk [8]
Przecierałem oczy. Oto polski FILM. Nie filmik, nie ersatz, ale najprawdziwszy Film, z Reżyserem i Aktorami. Jest parę pęknięć (Koszałka chwilami estetyzuje za bardzo), ale i tak dostaliśmy hipnotyzujący sen o komunizmie jako uwiedzeniu, o lustracji jako oczyszczającym morderstwie, o chuci płodzącej piękno mimo własnego skażenia. No i Dorociński jako gej akceptowany przez wiekową polską matkę – finał jak z kina fantasy, ale melancholia prawdziwa (świeczka pod Pałacem Kultury!). Brawa dla Lankosza.
WO – Wojciech Orliński [7]
OK. Oficjalnie ogłaszam odrodzenie polskiego kina. Podobało mi się. Nie w sensie „jak na polski film” tylko w sensie tak po prostu. Jezus Maria, jak tu wszyscy dobrze zagrali. Bronisław Wrocławski zagrał (pierwszą porządną) rolę życia. Woronowicz w brawurowej roli „pana Józefa” zagroził Dziędzielowi odebraniem tytułu „pierwszych wąsów polskiego ekranu”. Dorociński – w Dorocińskiego nigdy nie wątpiłem. Anna Polony… „Jezus Maria” po raz drugi. I tak by można po całej liście płac, wszyscy zasłużyli na wielkie oklaski, nawet role epizodyczne w tym filmie to wielkie role. Czepnąłbym się tylko scenariusza: wątek współczesny jest moim zdaniem niepotrzebny. Od kiedy na trwałe opuszczamy lata 50., nic się już ciekawego nie dzieje. Przez to znowu mamy typowy polski syndrom filmu, który się nie chce skończyć – ciągle mamy kadr idealnie nadający się na finalne cięcie (odnajduje ją na lotnisku.. cięcie? nie, nie wiadomo po cholerę będą jeszcze wsiadać do samochodu… cięcie? nie, jeszcze zapala świeczkę… cięcie? nie, jeszcze musi leźć po schodach…), ale tak poza tym, intryga pirsza klasa. Gratulacje dla całej ekipy.
KW – Konrad Wągrowski [8]
Paweł T. Felis napisał, że niesłusznie ten film nie dostał w Gdyni nagrody za scenariusz, ale nie miał racji. Bo scenariusz wcale nie jest najmocniejszą stroną „Rewersu”. To w gruncie rzeczy dość prosta historyjka, z przewidywalnymi zwrotami akcji. Ale sposób podania bardzo mi przypadł do gustu – po prostu od samego początku do samego końca film oglądałem z niekłamaną przyjemnością. Sztuczki formalne były nieprzeszarżowane, aktorsko całość bardzo dobra, kapitalny Dorociński jako socjalistyczny macho, humor w wersji tradycyjnej (księgowy) i czarnej (większość), ale przede wszystkim ciekawe ujęcie stalinizmu, bez martyrologii, ale też bez zakłamania, z wyraźnym przesłaniem, że czas był to koszmarny. Mały zgrzyt – fatalna charakteryzacja Buzkowej na starą kobietę – nie psuje ogólnego bardzo pozytywnego wrażenia.
Rozliczenie ze stalinowską epoką dalekie od szkolnej czytanki. Świetny, przewrotny scenariusz Andrzeja Barta zyskał świetną filmową oprawę – od zespołu aktorskiego poczynając, przez czarno-białe zdjęcia Marcina Koszałki i muzykę Władka Pawlika, aż po reżyserię Borysa Lankosza. Wszelkie stereotypy poszły tu w kąt, nic nie jest takim, jakim na początku się wydaje. Melodramat ewoluuje w makabreskę, komedia ewoluuje w czarny kryminał.