WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Wyzwolenie |
Tytuł oryginalny | The Liberation |
Data wydania | 13 września 2017 |
Autor | Ian Tregillis |
Przekład | Bartosz Czartoryski |
Wydawca | Sine Qua Non |
Cykl | Wojny alchemiczne |
Seria | SQN Imaginatio |
ISBN | 978-83-65836-39-7 |
Format | 432s. 135×210mm |
Cena | 39,90 |
Gatunek | fantastyka |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
WyzwolenieIan Tregillis
Ian TregillisWyzwolenieLekarz sprawdził, a nawet powąchał, gipsowe opatrunki, nie zwracając jednak uwagi na bandaże oplatające głowę Anastazji. To już działka Gildii, nie jego, zresztą nie omieszkano mu tego podkreślić. Tamtego ranka, kiedy gwardia honorowa mechanicznych służących przybiegła do kliniki z Anastazją wyciągniętą na noszach, dyżur miała doktor Huysman, lekarka kompetentna, acz zbyt gorliwa. Próbowała wyciągnąć kawałek pokruszonego alchemicznego szkła z poranionej dłoni pacjentki, czym naraziła się Nadleśnictwu. Następnego dnia Huysman przeszła na przedwczesną emeryturę. A przynajmniej tak mówiono. Szkło alchemiczne mogło całkowicie odmienić człowieka, jeśli odpowiednio umiejętnie się je umieściło. Anastazja osobiście nadzorowała taką procedurę z galerii sali operacyjnej, ale był to kulminacyjny punkt ekstensywnego i delikatnego procesu. Kawałek rozbitego szkła utkwił w jej dłoni podczas chaotycznej szamotaniny. Zapewne minęło ledwie parę minut, lecz Anastazji wydawało się, że zegar zdążył odmierzyć pół stulecia, zanim Riordan dokonał oceny stanu jej zdrowia i skuteczności symboli. Zdawała sobie sprawę, że traktuje ją ze specjalną atencją ze względu na zajmowane przez nią stanowisko. „Dość już. Jestem umówiona z kimś, kto chce ze mną pobyć, bo jestem, jaka jestem, a nie z powodu tego, kim jestem”, pomyślała Anastazja. Poczuła, jakby minęła kolejna dekada, zanim Riordan wreszcie się odezwał z tym swoim osobliwym holenderskim akcentem, naznaczonym irlandzkim: – Cóż, chyba gips zrobił dla ciebie już wszystko, co mógł. Może go zdejmiemy, co? – Wyświadczyłbyś sobie niemałą przysługę. Jeszcze jeden dzień z tym wszystkim na ciele i kazałabym maszynie połamać ci nogi. – Na szczęście nie ma takiej potrzeby – odparł, blednąc. Rebeka przekonana, że Anastazja żartuje, pozwoliła sobie na zduszony chichot, przez co spod czepka znowu wysunął się niesforny kosmyk. Pacjentka była ciekawa, jak by smakował, miała ochotę zacząć go ssać. Riordan skinął na pielęgniarkę – nie omieszkując zrugać ją spojrzeniem za utratę panowania nad sobą – i podniósł leżący na tacce długopis. – Maszyno, podejdź – powiedział. Jak Anastazja podejrzewała, pancerz klakiera mienił się przypominającym siniec purpurowym blaskiem korynckiego brązu. Na skroni Riordana wykwitła kropla potu. Anastazja potrafiła odczytać z twarzy lekarza dręczące go pytanie równie łatwo, jakby miała przed nosem gazetę: „Co mnie czeka, jeśli coś pójdzie nie tak? Czy również odejdę na emeryturę tak niespodziewanie, jak doktor Huysman?”. Kiedy Rebeka umieściła przypominające skalpel narzędzie w otworze w dłoni służącego, doktor wydał mu polecenie: – Rozetnij gips. Ostrze poruszało się z cichym świstem. Medyczny klakier pracował z nadludzką prędkością i charakterystyczną dla jego gatunku precyzją, usuwając gips z lewej nogi Anastazji, jeszcze zanim pierwsza chmura białego pyłu opadła na wykafelkowaną podłogę. Riordan i Rebeka chwycili rozcięte połówki szczypcami, rozłączyli je i ostrożnie położyli uwolnioną nogę na łóżku. Po raz pierwszy od tygodni Anastazja zobaczyła kawałek swojego ciała. Nigdy nie miała tak zarośniętych goleni. Jej wypielęgnowane i maźnięte jasnym lakierem paznokcie u stóp – zasługa Rebeki – były niczym znak zapytania podkreślający zaniedbaną nogę. I jeszcze ten smród. Uderzył ją odór niemytej skóry. Z oczu popłynęły jej łzy. Ależ upokorzenie. Czy Rebeka naprawdę musiała być tego świadkiem? Czy musiała zaciągać się zapachem jej wstydu? Rzuciła pielęgniarce i lekarzowi spojrzenie. Oboje stali z kamiennymi twarzami. Z pewnością nie takie rzeczy już czuli i przywykli do smrodu, ale ta świadomość nie łagodziła upokorzenia. Anastazja zamknęła oczy. Maszyna ponownie się nad nią nachyliła, świsnęło ostrze, rozległy się chrzęst i chrobot, a potem pacjentka poczuła dotyk świeżego, chłodnego powietrza na obnażonej nodze i nagich ramionach. Z każdą kolejną kończyną fetor stawał się coraz gorszy. Żadne amory, żadne flirty nie wymażą z pamięci pielęgniarki tego obrazu, który jak nic zdołał się już utrwalić. Doktor Riordan odwrócił się, by dać Anastazji trochę prywatności, podczas gdy Rebeka i klakier odwijali bandaże z jej torsu. – Jak się czujesz? – zapytał medyk. – Muszę się wykąpać – odezwała się Anastazja głosem, który nie mógł należeć do niej, brzmiał tak słabowicie, jakby znowu była dziewczynką przywiązującą łódki do palików powbijanych wzdłuż kanałów Giethoornu. – Tylko nie siedź w łazience zbyt długo – szepnęła pielęgniarka. – Po południu chciałam się wybrać na spacer po ogrodach. Znowu jej uśmiech wydał się Anastazji szczery. Klakier podał jej parę kul. – Jesteś jeszcze słabsza, niż myślisz – powiedział Riordan. – Upewnijmy się lepiej, że znowu nie połamiesz sobie rąk i nóg, dobrze? |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner