Przedstawiamy fragment opowiadania „Dom spotyka chłopca” ze zbioru Krzysztofa Kochańskiego „Zabójca czarownic”. Objęta patronatem „Esensji” książka ukazała się nakładem Agencji Wydawniczej Runa.
Krzysztof Kochański
Dom spotyka chłopca
Przedstawiamy fragment opowiadania „Dom spotyka chłopca” ze zbioru Krzysztofa Kochańskiego „Zabójca czarownic”. Objęta patronatem „Esensji” książka ukazała się nakładem Agencji Wydawniczej Runa.
Krzysztof Kochański
‹Zabójca czarownic›
Było już po wszystkim, kiedy Dom zorientował się, że został sam. Wokół dymiły zgliszcza, a w miejscu lasu – dotąd wabiącego zielenią zaledwie kilka kilometrów od miasta – widniał czarny horyzont.
Uszkodzenia nie wyglądały na poważne. Zaskakujące, zważywszy na pożogę wokół; widać zamanifestowały się pewne statystyczne prawidła. Remont potrwał zaledwie kilkanaście godzin. Dom naprawił dach, wstawił szyby w oknach i załatał elewację – wschodnia część wymagała dodatkowych zabiegów, pochłaniając w dodatku cały zapas tynkowej zaprawy. Dom nie przejmował się wnętrzem. Przejrzał tylko generator prądu i instalację elektryczną (nie były uszkodzone), wyrzucił połamane meble. Nie miało sensu robienie czegoś więcej. Dopóki brakuje Mieszkańców, niewiele rzeczy ma sens.
A potem czekał.
Ale nikt nie nadchodził.
W zasadzie Dom był obiektem stacjonarnym. Jednakże pewne niuanse konstrukcyjne pozwalały ten stan rzeczy zmienić, co Dom uczynił, uznawszy, że wobec pustki i kompletnej ciszy wokół dalsze pozostawanie w takim miejscu jest bezcelowe. Na wszelki wypadek odczekał osiem miesięcy, a gdy wciąż nic się nie zmieniało – ruszył w drogę.
Początki były trudne. Dopiero uczył się chodzić, a w dodatku musiał przebrnąć przez zgliszcza miasta. Dzielnica, w której miał zaszczyt być postawiony przed sześcioma laty, znajdowała się na peryferiach. Gdyby na przykład ruszał z handlowego centrum, pewnie nie poradziłby sobie z tym zadaniem i ugrzązł wśród szczątków licznych wieżowców. Na szczęście stał gdzie stał, skromny jednorodzinny domek z werandą i dwoma garażami, zatem problem nie wydawał się poważny. Po wydostaniu się ze zniszczonego miasta ruszył na zachód, w stronę spopielonej równiny będącej niegdyś lasem. Uznał, iż skoro wschodnia elewacja doznała największych uszkodzeń, to szczęścia należy szukać w przeciwnej stronie świata.
Idąc przez teren pokryty warstwą węgla drzewnego, stwardniałego w mrozach minionej zimy i zbitego w quasi-asfaltowy dywan, dostrzegał – tu i ówdzie – nieśmiały mech, pojedyncze zielone pędy traw, a nawet coś, co wyglądało na witkę młodego drzewka. To dodawało otuchy.
Trzy tygodnie później dotarł do granic innego miasta. Nie różniło się specjalnie od tego, z którego wyruszył. A raczej nie różniły się jego szczątki. Niestety, statystyka nie ujawniła tu swej mocy. Wszystko zostało zrównane z ziemią. Na wszelki wypadek Dom okrążył miasto. Może jednak jakiś ocalały budynek wyruszył w drogę, jak on? Ale nie znalazł żadnych śladów potwierdzających taką hipotezę.
Dwa dni później natknął się na szczury. Siedem sztuk. Drobnostka – doskonale umiał sobie radzić ze szczurami, podobnie jak z innymi stworzeniami, zakwalifikowanymi jako szkodniki. Wszystkie Domy umiały sobie radzić. Cóż to byłby za Dom, gdyby było inaczej? Nigdy dotąd nie musiał demonstrować tej umiejętności; nie widywał szczurów, może dlatego, że sąsiednie obiekty, również te z większymi śmietnikami, skutecznie je tępiły. Albo może inteligentne gryzonie doskonale poznały możliwości Domów i nauczyły się ich unikać.
Pomimo obecności szczurów Dom nie uruchomił procedur deratyzacyjnych. Już miał to zrobić, kiedy zwrócił uwagę na wyraźną radość siódemki zwierzaków (pięcioro z nich było mniejszych rozmiarów, prawdopodobnie potomstwo), gdy biegały po werandzie, myszkując po wszystkich kątach i usiłując dostać się do środka przez nieistniejące szpary przy framugach okien i drzwi. Dom powstrzymał się od działania, ponieważ rozważał sytuację, w której szczury stałyby się Mieszkańcami. Nie byłaby to sytuacja typowa, wręcz sprzeczna z zasadami higieny i bezpieczeństwa, jednak czasy nie były typowe. O, z pewnością dalekie od projektowych założeń, w myśl których konstruowano Domy.
Strasznie ciężko jest funkcjonować bez Mieszkańców.
Ostatecznie wpuścił szczury. Otworzył drzwi – postukał klamką, zwracając uwagę na swój bezprecedensowy uczynek – i zatrzasnął je z hukiem, gdy ostatni szary kształt przemknął się przez próg, zgrzytając nerwowo pazurkami w drewnianą podłogę.
Jeszcze tego samego dnia Dom odmalował wszystkie ściany, odkurzył, pozamiatał, wytrzepał dywany, umył okna i powiesił czyste firanki. Nie wiedział, co dokładnie jedzą szczury. Z grubsza orientował się, że resztki ze śmietników. Ugotował więc obiad, posiłek wymieszał ze starymi gazetami i wrzucił całość do kubła na śmieci – odcinając uprzednio wlot utylizatora. Nie czekał długo. Gryzonie zbiegły się jak do jadalni.
Do wieczora było bardzo przyjemnie. Szczury bawiły się. Dom dbał o ich bezpieczeństwo i miłą atmosferę. Nawet puścił muzykę, zauważając, iż Allegro non troppo Brahmsa z IV Symfonii e-moll op.98 szczególnie przypada im do gustu. Potem szczury poszły spać, a Dom przełączył się w stan oczekiwania, oszczędzając energię.
Rano okazało się, że wszędzie panuje straszliwy smród. Dom sprzątnął odchody, umył podłogę środkiem dezynfekującym i sytuacja została opanowana. Kolejny wieczór (Allegro energico e passionato, z tej samej symfonii Brahmsa) należał do najbardziej udanych od wielu miesięcy.
Jednakże kolejny ranek zmusił Dom do weryfikacji decyzji o przyjęciu nowych Mieszkańców. Mimo systematycznego usuwania odchodów szczurzy fetor był coraz większy, wgryzał się w każdy zakamarek. Co będzie, jeśli wszystko nim przesiąknie w stopniu niemożliwym do usunięcia, a potem pojawi się człowiek? Czy człowiek w ogóle będzie chciał zamieszkać w czymś takim? Goryczy dopełnił nieprzyjemny incydent z ogryzioną tapicerką foteli w salonie, najbardziej reprezentacyjnym pomieszczeniu domu. Po uważnej lustracji okazało się, że i w innych pokojach poobgryzane są nogi od krzeseł i stołów.
Tak dłużej być nie mogło! Wszak zakup nowych mebli nie był możliwy. A i materiały remontowe w końcu się wyczerpią...
Trudno.
Dom uruchomił procedury deratyzacyjne.
Siedem zesztywniałych ciał zapakował do spalarki. O wschodzie słońca rozrzucił popiół na cztery strony świata i ruszył na zachód.