Rękopisy nie płoną, ale czasami długo leżą pod butem. Dzienniki Michaiła i Jeleny Bułhakowów dokumentują życie i twórczość jednego z najoryginalniejszych pisarzy XX wieku.
Cierpienia Mistrza
[Michaił Bułhakow, Jelena Sergiejewna Bułhakow „Dziennik Mistrza i Małgorzaty” - recenzja]
Rękopisy nie płoną, ale czasami długo leżą pod butem. Dzienniki Michaiła i Jeleny Bułhakowów dokumentują życie i twórczość jednego z najoryginalniejszych pisarzy XX wieku.
Michaił Bułhakow, Jelena Sergiejewna Bułhakow
‹Dziennik Mistrza i Małgorzaty›
Miał zostać dyplomowanym lekarzem, ale zdecydował się porzucić praktykę i wybrać trudną drogę artysty w czasach stalinizmu. „Dziennik Mistrza i Małgorzaty”, przybliżający postać Michaiła Bułhakowa, składa się z trzech części: 1) osobistego pamiętnika autora, skonfiskowanego przez agentów bezpieki; 2) obszernej korespondencji, jaką Bułhakow prowadził z rodziną, przyjaciółmi i władzami ZSRR; 3) dziennika napisanego przez Jelenę Siergiejewnę, trzecią żonę pisarza. Na koniec mamy jeszcze kilkudziesięciostronicowe przypisy, sporządzone przez redaktora zbioru, Wiktora Łosiewa. Wszystko razem tworzy kronikę życia słynnego autora – bogatą, choć nie do końca kompletną.
Przeglądając albumy z wycinkami z gazet, zobaczyłem, że prasa radziecka w ciągu dziesięciu lat mojej pracy literackiej pisała o mnie 301 razy. Z tego pozytywne opinie były 3, wrogich i oskarżających – 298 . Takiego podsumowania Michaił Afanasjewicz Bułhakow dokonał w 1930 roku. Wcześniej stworzył opowiadanie o psie, który po przemianie w człowieka zostaje sowieckim aktywistą i zajmuje się likwidacją bezpańskich kotów („Psie serce”), albo o fabryce zapałek, w której dla lepszej realizacji planu kadrę kierowniczą zastępują siły piekielne („Diaboliada”). Bułhakow chciał z humorem opisywać porewolucyjną rzeczywistość i wierzył, że dobra literatura nawet w państwie totalitarnym może być oceniana w kategoriach artystycznych. Radziecka cenzura była nieco innego zdania. W efekcie najsłynniejsze utwory Mistrza na publikację musiały trochę poczekać, czasem nawet pół wieku.
To, co się ukazało, nie spotykało się z ciepłym odbiorem. Bułhakow wspomina opinie krytyków: Pisali o mnie, że jestem literackim śmieciarzem, zbierającym resztki jedzenia po tym, jak wyrzygało je z tuzin gości. Pisali o Bułhakowie, który zawsze był i pozostanie nowoburżuazyjnym pomiotem, plującym zatrutą, ale bezsilną śliną na klasę robotniczą i jej ideały. Krytykę autor okupił częstymi załamaniami nerwowymi i powracającym zanikiem wiary w sens tworzenia. Były okresy, kiedy cierpiał na tak silne napady lękowe, że obawiał się samotnie wychodzić z domu. Do tego dochodziły problemy materialne, związane z rzadkim otrzymywaniem honorariów. Mimo to z obranej drogi zejść nie chciał i odrzucał propozycję pisania prosocjalistycznej chałtury.
Niektórzy życzliwi mi ludzie wybrali dość osobliwy sposób, aby mnie pocieszać, pisał Michaił Afanasjewicz w jednym z listów. Nie raz słyszałem już głosy: to nic, po pańskiej śmierci wszystko zostanie wydane! Bardzo jestem im wdzięczny! Bułhakow nie marzył o literackiej nieśmiertelności – chciał być szanowany i ceniony za życia. Pretensje o los żywił nie do organów państwowych, ale do dyrektorów teatrów, redaktorów i kolegów piórze, podejrzewając ich, że niszczą jego twórczość z zawiści. To podejrzenie podzielała Jelena Siergiejewna, pieczołowicie notująca w swoim dzienniku nazwiska delikwentów, którzy jej zdaniem przyczynili się do zastopowania kariery męża. Wielu z nich znalazło się później w „Mistrzu i Małgorzacie” jako pierwowzory postaci poniewieranych przez świtę Wolanda.
Autor najwyraźniej nie przypuszczał, że to właśnie ta powieść stanie się jego opus magnum i zapewni ważne miejsce w historii literatury. Większą atencją i nadziejami darzył swoje dramaty teatralne – poświęcone wojnie domowej „Dni Turbinów” czy sceniczną biografię Moliera. Na pomysł napisania „powieści o diable” wpadł wcześnie, ale gdy pierwsza wersja nie spełniła jego oczekiwań, po prostu cisnął ją do pieca. Kilka lat później, po wznowieniu prac, tworzył ją głównie w ramach autoterapii, rozbudowując i dodając nowe wątki. Dopiero po entuzjastycznych reakcjach przyjaciół, którym czytał fragmenty, Bułhakow zaczął realnie myśleć o możliwościach publikacji powieści. Niedługo później zapadł jednak na poważną chorobę nerek i zaczął coraz bardziej podupadać na zdrowiu. Ostanie poprawki do „Mistrza i Małgorzaty” dyktował już na łożu śmierci.
Szanując wartość materiału, jaki zgromadzono w „Dzienniku…”, trzeba jednak zaznaczyć, że nie jest to pełne kompendium o Bułhakowie. W przypisach i uwagach nie znajdziemy informacji o ciemniejszych stronach życia pisarza – dwóch rozwodach, namawianiu pierwszej żony do aborcji, nadużywaniu alkoholu i morfiny. Wątpliwości budzą również niektóre komentarze redaktora zbioru, mitologizujące postawę Bułhakowa i prawdopodobnie przeceniające jego rolę w oczach władz ZSRR. Gdyby władza naprawdę chciała się pozbyć autora, zapewne by to zrobiła.
Nie zmienia to faktu, że zbiór stanowi bogaty materiał źródłowy do prac naukowych i publicystycznych na temat autora „Mistrza i Małgorzaty”, a także ciekawą lekturę dla zainteresowanych jego postacią. Dziś na świecie prawie nie ma ograniczeń w tworzeniu, ale chyba nie ma też takich twórców.