Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Prywatnie jestem zupełnie normalny

Esensja.pl
Esensja.pl
Michał Studniarek
Skąd czerpie pomysły autor „Herbaty z kwiatem paproci”? Czy domowik wszędzie wygląda tak samo?
Między innymi tego dowiecie się z wywiadu z Michałem Studniarkiem. Zapraszamy do lektury.

Michał Studniarek

Prywatnie jestem zupełnie normalny

Skąd czerpie pomysły autor „Herbaty z kwiatem paproci”? Czy domowik wszędzie wygląda tak samo?
Między innymi tego dowiecie się z wywiadu z Michałem Studniarkiem. Zapraszamy do lektury.
Wojciech Gołąbowski: Na początku była… Warszawa? Herbata? Mitologia?
Michał Studniarek: Nie, na początku był pomysł. Wziął się stąd, że poszliśmy z żoną do herbaciarni na Starym Mieście i gdy zamówiła to samo, co poprzednim razem, dostała zupełnie inną mieszankę, bo okazało się, że ktoś się wtedy pomylił. Była to jakaś kwiatowa mieszanka i jakoś skojarzyło mi się to z kwiatem paproci. Z tej przygody powstał szkic opowiadania, które stało się pierwszym rozdziałem. W trakcie pisania okazało się bowiem, że ta historia nie daje się zamknąć w krótkim tekście i wbrew moim oczekiwaniom, rozrasta w książkę. Myśl, by osadzić to w Warszawie, była dla mnie całkiem naturalna. Właściwie to wszystkie moje teksty dzieją się albo w Warszawie, albo w mieście bardzo podobnym. Tutaj się urodziłem i mieszkam, piszę o tym, na czym najlepiej się znam.
WG: Shadowrun, Hitalia, Necropolice, Wiedźmin: Gra Wyobraźni… Od projektu do projektu?
MS: W gry RPG gram od kilkunastu już lat, wcześniej niż zacząłem pisać. Pierwsze z trzech opowiadań ze świata Shadowruna (którego akcja też zresztą działa się w Warszawie) napisałem na pierwszym roku studiów; był to taki mój hołd dla tej gry, która przy wspaniałym uniwersum posiadała wyjątkowo ciężką mechanikę. „Hitalia” rozpoczęła się na łamach „Fenixa” kilka miesięcy później. Do dziś mam do niej wyjątkowy sentyment, zwłaszcza że dzięki Hitalii poznałem wiele osób, z którymi utrzymuję kontakt do dziś. Zmusiła mnie też do poważniejszego zainteresowania się Internetem: jako że cykl wydawniczy wymagał szybszej reakcji niż przez zwykłą pocztę, dla zachowania spójności opowieści dalsze losy naszych bohaterów trzeba było ustalać na liście dyskusyjnej. W tym samym czasie zacząłem uczęszczać na reaktywowane warsztaty Klubu Twórców w warszawskiej Stodole; zafascynowała mnie cała pisarska technika, jak dobierać słowa, aby dokładnie opisać to, co się chce… nauczyłem się tam bardzo wielu rzeczy. Wtedy pojawił się pomysł na „Necropolice” i pierwsze opowiadanie z serii. Jeśli zaś chodzi o „Wiedźmina: Grę Wyobraźni”, to trafiłem tam właściwie przez przypadek. Do współpracy zaprosił mnie Maciek Nowak-Kreyer, z którym razem pisaliśmy do „Magii i Miecza”. Współtworzenie tego systemu było dla mnie dużym wyróżnieniem, choć po zakończeniu prac nie mogłem już patrzeć na cykl Sapkowskiego. Tempo pracy było mordercze.
WG: Jesteś bardziej historykiem czy tłumaczem? Pisarzem czy publicystą?
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
MS: Najmniej chyba publicystą, niewiele publikowałem artykułów czy wywiadów. Co do pozostałych trzech profesji… do każdej z nich poczuwam się po trochu. Roztroju tożsamości jeszcze u siebie nie zaobserwowałem.
WG: A prywatnie…?
MS: Prywatnie jestem zupełnie normalny. Jestem żonaty, a od dwóch lat mieszka z nami także brunatna kotka z działkowego miotu. W wolnym czasie gram na komputerze, łażę po Internecie. Słucham dużo muzyki; zwykle jest to klasyczny heavy metal, ale ostatnio mój muzyczny gust rozchodzi się w tak różne strony, że aż sam się sobie dziwię.
WG: Okładkę „Herbaty…” zmalował Robert Adler, jeden z najzdolniejszych komiksiarzy nowego pokolenia – podobno na Twą prośbę. Jak to było?
MS: Z Robertem znaliśmy się dość luźno z Warszawskich Spotkań Komiksowych, na których bywałem jeszcze jako korespondent „Fenixa”; poza tym zdarza nam się odwiedzać ten sam sklep komiksowy. Robert podobnie jak ja jest warszawiakiem, a mnie zależało na tym, aby tę okładkę zrobił ktoś, kto czuje klimat miasta. Bardzo się cieszę, że się zgodził; spędziliśmy nad nią sporo czasu, uzgadniając najrozmaitsze szczegóły, np. wybierając odpowiednią bramę na Starówce czy ustalając wysokość wieżowców.
WG: To zdaje się nie jedyne Twoje związki z komiksem?
MS: Pisałem recenzje komiksów do „Fenixa”, zdarzyło mi się również przetłumaczyć kilka tytułów dla wydawnictw Egmont i ISA. Jakiś czas temu podkusiło mnie, by napisać kilka scenariuszy komiksowych, ale póki co zalegają w szufladzie, czekając na dobrego rysownika.
WG: Swego bohatera nazwałeś imieniem bóstwa znanego i czczonego na Rusi, Chorsa. Jakie jeszcze nawiązania w tekście znane są jedynie zainteresowanym?
MS: Różne, zarówno odnoszące się do historii Warszawy, jak i etnografii Słowian, czy literatury. Fanów może zainteresować opis konwentu przyszłości, choć liczący na jakieś bezpośrednie nawiązania do osób żyjących i osobiste rozliczenia srogo się zawiedzie. Starałem się tak napisać tę książkę, by dało się ją miło czytać bez znajomości tych nawiązań. Jeśli jednak komuś się uda coś wyszukać – punkt dla niego.
WG: Lekarz Bazyli Wołoś…
MS: To jedyne słowiańskie bóstwo, które pojawia się w książce. Zamiast potężnych bogów wolałem opisać mitologiczny „drobiazg”, znacznie bliższy śmiertelnikom. No i nazwisko głównego bohatera jako mrugnięcie okiem.
WG: „Jaki kraj, takie elfy”, „Nie tylko na rusałki przyjeżdżają”… Przyznaj: tak zwany postmodernizm jest dla pisarza świetną zabawą?
MS: Uważam, że takie rzeczy są dopuszczalne tak długo, dopóki mają uzasadnienie w opowiadanej historii. U mnie wynikało to z założenia, że część elfów żyje wśród ludzi i widzi, jak ludzie ich postrzegają w książkach, filmach czy grach, i próbują się do tego dopasować. Jeśli jednak taka żonglerka cytatami staje się celem samym w sobie względnie sposobem na pochwalenie się swoim oczytaniem, to gorzej, bo wtedy tak naprawdę zabawę ma tylko pisarz, a nie czytelnik.
WG: Opis rodzeństwa bohatera wygląda na wyrównywanie porachunków…
MS: Moich? Z kim? Jestem jedynakiem (śmiech)
WG: No, właśnie – z kim więc?
MS: Z nikim. Owszem, denerwują mnie ludzie ceniący swoją pozycję i pieniądze ponad wszystko inne, ale starsi bracia Adama mieli tacy być od początku i z zupełnie innej przyczyny niż sugerujesz. Nie wyjaśnię jej, by nie psuć czytelnikom przyjemności. Mogę tylko podpowiedzieć, że nie bez przyczyny napisano na podczytniku, iż to „baśń miejska”…
WG: „Herbata…” zdradza dość mocne oparcie w znajomości ludowych wierzeń. Na konwentach i spotkaniach także rozwijasz ten temat. Zamierzasz coś konkretniejszego w tym kierunku…?
MS: Kiedy zabierałem się za pisanie, postanowiłem, że nie będą to standardowe istoty na zasadzie „utopiec, jaki jest, każdy widzi”, lecz sięgnę do zapisków etnograficznych. Obawiałem się, że znajdę zbyt mało materiału, jednak im więcej czytałem, tym bardziej byłem zaskoczony i zafascynowany bogactwem naszego folkloru, zarówno jeśli chodzi o wierzenia, jak i np. właściwości ziół czy broń. Istoty należące do tej samej grupy, na przykład duchy domowe, potrafią bardzo różnić się od siebie w zależności od regionu, tak wyglądem, jak i sposobem działania lub mocami. Domowik z Mazur i z Podlasia to dwie całkiem do siebie niepodobne istoty. Czasem wystarczyło, by badacz przewędrował kilka wsi, i już słyszał całkiem inny opis. Co do pisania czegoś poważniejszego… nie wiem. Czas pokaże.
WG: „Herbata…”, jak wiemy, kończy się… nie, nie zdradzę. Przymierzasz się już do dalszego ciągu?
MS: Jeszcze nie wiem. Mam kilka pomysłów, które zostały mi z pisania książki. Najpewniej doczekają się rozwinięcia w formie opowiadań. Może w jakiejś dalszej przyszłości da się je zebrać w jeden zbiór.
WG: A w międzyczasie…?
MS: W międzyczasie będę pisał opowiadania niezwiązane ze światem „Herbaty”; mam kilka pomysłów, które bardzo chciałbym wreszcie zapisać. Oprócz tego przymierzam się do następnej powieści. Mam dwa pomysły, ale nie wiem, na który z nich się w końcu zdecyduję; oba są jeszcze w dość wczesnym stadium.
WG: Dziękujemy za rozmowę.
koniec
4 sierpnia 2004

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Koledzy od komiksów to już by cię gonili z widłami
Tomasz Kołodziejczak

21 III 2024

O albumie "Historia science fiction", polskiej fantastyce i całej reszcie, z Tomaszem Kołodziejczakiem rozmawia Marcin Osuch

więcej »

Wracać wciąż do domu
Ursula K. Le Guin, Michał Hernes

24 I 2018

Cztery lata temu opublikowaliśmy krótki wywiad z Ursulą K. Le Guin.

więcej »

Jak zrobić „Indianę Jonesa” lepszego od „Poszukiwaczy Zaginionej Arki”?
Menno Meyjes

23 XI 2014

Usłyszałem od Spielberga, że nie powinienem kręcić, dopóki nie poznam emocjonalnego sedna sceny, dopóki nie spojrzę na nią z sercem- mówi Menno Meyjes, scenarzysta „Koloru purpury” i „Imperium słońca”, które wkrótce ponownie wejdą do polskich kin.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Po Tej Stronie
— Wojciech Gołąbowski

Tegoż twórcy

Hitalia: Legenda o ukrytym skarbie
— Michał Studniarek

Tegoż autora

Całkiem inny świat
— Michał Studniarek

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.