Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Grzegorz Trębicki
‹Astronom z Aaraaf›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorGrzegorz Trębicki
TytułAstronom z Aaraaf
OpisGrzegorz Trębicki znany z łamów Esensji, jako autor wierszy oraz opowiadań publikowanych w Fenixie, w tym numerze ujawnia się nam jako autor ciekawej powieści. Dodać trzeba, że jedna z jego powieści „Sztuka odejścia” czeka już na druk w wydawnictwie Prószyński. Poniższy fragment powieści „Astronoma z Aaraaf” to naprawdę zaledwie okruch opowieści, bowiem rzecz pomyślana jest na cztery tomy noszące wspólne miano „Teraia”, z czego trzy pierwsze tomy („Astronom z Aaraaf”, „Strzała Świtu” oraz „Lśniące miasto”) są już gotowe. O samym utworze autor pisze tak: „jest to utwór o nieco mieszanej przynależności gatunkowej, bardziej chyba jednak powieść fantasy niż cokolwiek innego. Jednym z głównych wątków jest przeniesienie bohaterów z naszego świata do alternatywnego, co samo w sobie nie jest rzecz jasna zbyt oryginalne, tyle, że punktem wyjścia jest tutaj nasza, że sie tak wyrażę „rzeczywistość polityczno-społeczna” końca lat dziewięćdziesiątych. Innymi słowy - dark fantasy po polsku. Oczywiście, już po przeniesieniu, każda z postaci zachowuje się całkowicie odmiennie od pozostałych (przeciwnie niż choćby w takim „Fionowarskim gobelinie” Kaya). Powieść koncentruje się nie tyle na walce pomiędzy dobrem i złem (już prędzej pomiędzy tęsknotą a codziennością, czy tez pomiędzy mitem a opowieścią), co na konflikcie pomiędzy bohaterami i ich sposobami widzenia świata."
Gatunekfantasy

Astronom z Aaraaf – fragment

« 1 5 6 7

Grzegorz Trębicki

Astronom z Aaraaf – fragment

– Czy to on cię przysłał? – w głosie Hragi zabrzmiał niepokój. Nagle roześmiała się i uderzyła, rozbijając otaczającą Ariela mgiełkę. Wczepiła się w niego wzrokiem i zawyła, przygotowując do zadania śmiertelnego ciosu. Z krzykiem rzucił się w stronę klatki, wiedząc już, że nie zdąży. Przez krótką chwilę Sen usiłował powstrzymać Koszmar, ale tamten w końcu przeważył. Ruchy Ariela spowolniały, a jego świadomość zaczęła odpływać – wydarzeniami znów rządziły prawa złego snu. Ogarnęła go fala paraliżującego lęku. Stał twarzą do klatki i rozpaczliwie usiłował odwrócić się przodem do nadchodzącej wiedźmy. Próbował wyciągnąć miecz, ale Hraga zyskała już przewagę. Czasoprzestrzeń wokół Ariela zacięła się na jej rozkaz. Jego ruchy były coraz wolniejsze, a jej coraz szybsze, zbliżała się w podskokach, by rozerwać go na strzępy szponami strachu.
Wtem uwięziony przedmiot zamigotał gwałtownie, zalewając pomieszczenie smugami czarnego światła. Klatka rozsypała się w proch. Hraga zastygła nieruchomo w miejscu, oślepiona uwolnionym blaskiem. Tym razem to jej ruchy zostały spowolnione. Sen odepchnął koszmary. Ariel poczuł rytm swojej własnej czasoprzestrzeni. Wyszarpnął miecz. W oczach wiedźmy nadal żarzyła się upiorna zieleń, lecz wiedział, że jego lśnią teraz jak antracyt. Doskoczył i wbił ostrze prosto w serce Hragi. Powietrze przeciął rozdzierający krzyk, świat zaczął się rozpadać. Szarpnięciem wyswobodził miecz i ciął wiedźmę przez kark, zdziwiony hipnotyczną sprawnością własnych ruchów. Głowa Władczyni Sedam spadła na podłogę i potoczyła się wśród leżących na niej niewyraźnych kształtów.
Nagle, jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki, cały Koszmar zniknął. Nie było już Hragi, nie było złowrogiej, pradawnej puszczy. Wokół szumiał las. Sen zaśmiał się z triumfem, sprawdził jeszcze, czy na pewno wszystko jest w porządku, i także rozwiał się bezgłośnie, odsłaniając pnie pogrążonych w mroku drzew.
Ariel potrząsnął głową i zamknął powieki. Gdy znów je otworzył, stał na oświetlonej zamglonymi gwiazdami polanie. Powróciła rzeczywistość – lub też przynajmniej ta płytsza warstwa Snu, która otaczała go od dziesięciu dni.
Odwrócił się i schylił, by podnieść z trawy błyszczący przedmiot. Był mokry od rosy. Niewielka czarna płytka, lśniąca własnym, głęboko ukrytym blaskiem. Doskonale gładka z obu stron, nierówna i obszarpana na brzegach. Odłamek z rozbitego lustra, diament bogów, okruch z zimnego serca Królowej Śniegu. Zdjął saliję i starannie wytarł nią płytkę z rosy i ze swoich łez. Potem rozejrzał się wokół.
Chłopiec leżał na trawie, dygocząc z zimna i ze strachu. Ariel uklęknął obok niego i zajrzał mu w oczy, szukając w nich świadomości, która musiała wciąż jeszcze tlić się gdzieś pod spodem, przytłoczona warstwami koszmaru. Uniósł swą płytkę i pozwolił, by czarny blask przegnał łagodnie resztki tamtego drugiego mroku. Choć nie wszyscy o tym wiedzą, czasami noc najskuteczniej leczy rany.
Schował płytkę do zawieszonego na szyi skórzanego woreczka. Wzrok chłopca stopniowo stawał się coraz bardziej przytomny, aż w końcu pojawiło się w nim zaskoczenie.
– Co się stało? – spytał szeptem malec.
Sam chciałbym to wiedzieć, pomyślał Ariel.
– Zabłądziłeś w lesie – odrzekł na głos. – Natknąłem się na ciebie przypadkiem. Chodź, odwiozę cię do domu.
Filozof czekał na skraju polany. Już nie drżał, ale gdy podeszli, popatrzył na Ariela z wyrzutem.
Wsadził chłopca na konia, sam zaś poprowadził wałacha za uzdę, zasłaniając się ręką przed wyłaniającymi się z ciemności gałęziami. Z trudem odnalazł trakt. Paradoksalnie, gdy tylko koszmar ulotnił się z tego miejsca, okazało się, że bardzo łatwo jest tu najnormalniej w świecie zabłądzić.
Niebawem stanęli na skraju lasu. Zdjął malca z grzbietu wierzchowca i wskazał na odległą o niecałą milę wioskę.
– Boję się iść sam… – tamten spojrzał na niego nieśmiało. W niczym nie przypominał rezolutnego Ubajda.
– Nie będziesz sam – uśmiechnął się Ariel. – Będą z tobą wiatr i gwiazdy. One muszą wystarczyć. Chyba nie boisz się nocy?
Chłopiec spoglądał na niego przez dłuższą chwilę.
– Nie – powiedzał wreszcie. – Nie boję się.
Ariel skinął głową – Idź już. Czekają na ciebie.
Jakiś czas stał jeszcze pomiędzy drzewami, odprowadzając malca wzrokiem. Potem wsiadł na konia i pomimo jego sprzeciwu, pogalopował otulonym leśną ciemnością traktem, chcąc poczuć na swej twarzy podmuchy wiatru. W końcu zwolnił i przeszedł w kłus, a potem w stępa, by nie zmęczyć zbytnio biednego Filozofa. I tak zafundował mu już tego dnia wystarczającą ilość wrażeń.
Wtedy, dziesięć dni wcześniej postanowił przeobrazić się z Tomasza Sowińskiego w Ariela głównie po to, by dodać sobie w ten sposób otuchy i choć częściowo uchronić przed szokiem, jaki niosła ze sobą nowa sytuacja. Teraz, gdy sobie o tym przypomniał, nie mógł powstrzymać się od ironicznego uśmiechu. To wszystko było takie doskonale niepotrzebne.
Nie potrafiłby powiedzieć, kiedy przekroczona została ostatnia granica. Gdy po raz pierwszy zobaczył Błękit? Kiedy przystał na propozycję Ubajda? Gdy wyszedł z ciężką sakiewką ze sklepu Isnaya? W momencie, w którym wyciągnął z pochwy ostrze miecza, czy też w chwili gdy spojrzał w roześmiane oczy Emary? Kiedy uderzyło go zamglone niebo? Gdy usłyszał tamtą piosenkę, czy też dopiero wyruszając na spotkanie koszmaru? Teraz nie miało to już znaczenia, tak samo jak nie miał znaczenia fakt, że kiedyś wydawało mu się, że jest Tomaszem Sowińskim.
Usłyszał wezwanie nocy i coraz głębiej zapadał w Sen. Nie było powrotu. Nic nie łączyło go już ze światem jawy. Nic poza wspomnieniem złocistych, prostych włosów i błękitnych oczu, smutniejszych nawet niż jego własne. Lecz ono także było już w tej chwili tylko kolejnym snem wewnątrz Snu, odległym mitem, kojącą ból legendą.
Czarny jeździec gnał na północ, wsłuchany w ciche, łagodne kołysanki, które nuciła mu ciemność.
Nie chcę już walki, niech umrze moc,
Niech świt włada w świetlistej koronie,
Pragnę tylko, nim skończy się noc,
Raz jeszcze zasiąść na czarnym tronie.
koniec
« 1 5 6 7
1 czerwca 2001

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.