Gry quizowe były w Polsce popularne jeszcze zanim nastała moda na nowoczesne planszówki. Ich nadrzędnym celem, oprócz dobrej zabawy, od zawsze było poszerzanie wiedzy. Sprawdźmy jak sobie z tym radzi „Wehikuł czasu”.
Z historią za pan brat
[„Wehikuł czasu” - recenzja]
Gry quizowe były w Polsce popularne jeszcze zanim nastała moda na nowoczesne planszówki. Ich nadrzędnym celem, oprócz dobrej zabawy, od zawsze było poszerzanie wiedzy. Sprawdźmy jak sobie z tym radzi „Wehikuł czasu”.
Dziękujemy wydawnictwu TREFL za udostępnienie gry na potrzeby recenzji.
Zadawanie pytań jest jedną z najprostszych dróg do poznania. Już od najmłodszych lat zadajemy je rodzicom, później nauczycielom. Wielką popularnością cieszą się wszelkiego rodzaju teleturnieje, żeby wspomnieć tylko o „Familiadzie” czy „Jednym z dziesięciu”. Dzięki grom quizowym mamy okazję bawić się podobnie w domowym zaciszu.
Gry wiedzowe można z grubsza podzielić na te interdyscyplinarne oraz takie, które skupiają się tylko na jednej z dziedzin. „Wehikuł czasu” należy do tej drugiej kategorii i, jak można się domyślić, będzie sprawdzał nasze pojęcie o historii, od antyku aż po czasy współczesne. W średniej wielkości pudełku znajdziemy dwustronną planszę, karty z pytaniami, pionki i czterościenną kostkę. Karty podzielono wg kolorów na trzy poziomy trudności, by były one wyzwaniem zarówno dla młodszych, jak i dorosłych. Na każdym kartoniku widnieją cztery pytania, najwyżej to z najbardziej zamierzchłych czasów. Pod każdym pytaniem podano trzy możliwe odpowiedzi (A,B,C), a ta prawidłowa jest dodatkowo pogrubiona.
Do wyboru mamy cztery odmiany zabawy, mające nieco uatrakcyjnić zwykłe zadawanie pytań. Na jednej ze stron planszy można zagrać w wariant „Wyścig przez wieki”. Przypomina on tradycyjne gry pionkowe, w których po rzucie kostką przesuwamy się o wykulaną liczbę pól. W tym przypadku trasa wiedzie przez starożytność, średniowiecze, aż po czasy najnowsze, a po każdym ruchu musimy odpowiedzieć na pytanie z danej epoki. Część pól które napotkamy ma specjalne oznaczenia, powodujące w przypadku błędnego odgadnięcia cofnięcie się w czasie, przymus odpowiedzi na dwie zagadki z rzędu czy zadanie typu „kto pierwszy ten lepszy”. Za każdą poprawną odpowiedź otrzymujemy w nagrodę kartę, a kto uzbiera ich najwięcej, zostaje zwycięzcą. Drugi wariant jest rozgrywany na tym samym torze. Tutaj dodatkową możliwością jest zaryzykowanie odpowiedzi na kolejne pytania o wzrastającym stopniu trudności. W przypadku jednego błędu nie otrzymamy jednak żadnych punktów.
Najefektowniejszą wizualnie odmianę gry znajdziemy na odwrocie planszy, gdzie przyjdzie nam przymocować dwa obracające się w przeciwnych kierunkach kolorowe okręgi różnej wielkości. Ta opcja, podobnie jak poprzednia, powinna być rozgrywana przez dzieci samodzielnie, gdyż stosuje się w niej pytania o zmiennej trudności. Zabawę zaczynamy na zewnętrznym kręgu, a kończymy gdy ktoś osiągnie środek. Kto odpowie do tej pory na więcej zagadek wygrywa. W swoim ruchu gracz wybiera, na który kolor przeskakuje, nie może jednak poruszyć się na taki sam z jakiego wyruszył. Zła odpowiedź skutkuje cofnięciem się. Gdy minie kolejka, oba koła zmieniają swoje pozycje tworząc nowy układ. Wariant ten potrafi trwać zaledwie chwilę lub ciągnąć się w nieskończoność, w zależności od widzimisię uczestników. Chyba nie do końca go przemyślano. Być może wygląda efektownie, ale jest raczej przerostem formy nad treścią.
W „Burzy mózgów” z kolei każdy dysponuje trzema kartonikami z literami A, B i C. Tu zasada jest bardzo prosta. Jedna osoba czyta pytanie, pozostali w tajemnicy wybierają odpowiednią kartę, po czym są one jednocześnie odkrywane. Wyniki notujemy na kartce. Tym razem nikt nie może narzekać, że trafiają mu się same trudne zadania. Daje to możliwość porównania swoich możliwości ze współgrającymi.
Wykonanie ładne, pytania ciekawe, jest jednak kilka spraw do których można się przyczepić. To, iż budowę metra w Londynie odmłodzono o sto lat jest niedopatrzeniem, ale w grze quizowej nie powinno mieć miejsca, nie chcemy w końcu utrwalać błędów. Nie najlepszym pomysłem jest pogrubienie odpowiedzi. Czasami czytając jedną zagadkę nasz wzrok spocznie niechcący na tej wyżej lub niżej i psujemy sobie zabawę na przyszłość. Zdecydowanie lepiej byłoby umieścić rozwiązania w postaci samych liter (A,B,C) u dołu karty bądź na jej rewersie. Największy mankament to jednak mała liczba zadań. Gdy dorośli grają z dziećmi i każdy odpowiada na pytania ze swojej trudności, to zaczynają się one powtarzać już po 2-3 razach. To chyba znak naszych czasów, że coraz więcej rzeczy ma krótki termin przydatności. Mimo wszystko gra spełnia swoją podstawową rolę, można się z niej dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy. Jeśli nasze dzieci znajdą rówieśników do pogrania, to „Wehikuł czasu” powinien być trafionym prezentem, szczególnie że jest w przystępnej cenie.