Pięciolatek lubi układać klocki, lubi także różne dziwnego kształtu stworzenia z bajek. "Cubingos" z oferty firmy Piatnik łączy jedno i drugie z tym, na czym firma zna się najlepiej - z kartami.
Inspirujące stworki
[Chana Bergman „Cubingos” - recenzja]
Pięciolatek lubi układać klocki, lubi także różne dziwnego kształtu stworzenia z bajek. "Cubingos" z oferty firmy Piatnik łączy jedno i drugie z tym, na czym firma zna się najlepiej - z kartami.
Dziękujemy wydawnictwu Piatnik za udostępnienie egzemplarza gry na potrzeby recenzji.
Cubingo to nazwa sympatycznego stworka wyglądem zbliżonego do gruszki z trzema oczami, z czego jedno tkwi pośrodku górnej, kolorowej połowy tułowia, a dwa pozostałe zwisają po jej bokach, na szypułkach. Cubingi występują w czterech kolorach (zielonym, różowym, niebieskim i czerwono-brązowym) i stroją miny stosownie do koloru swego ubranka; mamy więc zielone zdziwienie, niebieskie rozbawienie, pomarańczowy uśmiech i fioletowy strach. Jak się pewnie domyślacie, każda para głowa-mina występuje jeden i tylko jeden raz, dając 4*4=16 kombinacji i tyleż kart w grze (plus jedna bez Cubinga, zapewne zapasowa).
Oprócz kart, otrzymujemy też trzynaście plastikowych, ładnych kostek sześciennych, przywodzących na myśl kostki-puzzle, z których można było układać sześć obrazków z bajki. Z kostek „Cubingos” nie da się ułożyć obrazka – choć jednocześnie z prawidłowo ułożonych sześcianów wyłania się obraz wielu Cubingów. Otóż stworki te umieszczono tak, by krawędzie „łamały” obrazki w połowie, na jednej ściance pozostawiając głowę, na drugiej zaś – minę i ubranko. Gdy do jednej kostki dokładamy drugą (obróconą prawidłowo – głowa do nóg, nogi do głowy), powstaje jednocześnie kilka nowych Cubingów – z każdej widocznej strony jeden. A dokładać można zarówno w poziomie, jak i w pionie…
Poza samą frajdą układania Cubingów (a warto na to poświęcić nieco czasu, pamiętając, że jest to oferta dla dzieci w wieku przedszkolnym, od pięciu lat), w pudełku znajdziemy też wielojęzyczną (każdy język na osobnej kartce) instrukcję gry. Rozgrywka polega na tym, by mając w ręku jedną z kostek (wszystkie są jednakowego wzoru), na stole ułożoną także jedną (startową, z delikatnie błękitnym tłem), jak najszybciej ułożyć Cubinga wylosowanego ze stosu kart. Twórcy gry proponują, by gracz, który jako pierwszy będzie wiedział, jak i gdzie dołożyć swoją kostkę, głośno o tym powiedział, a następnie bez przepychania się wykonał swój przemyślany ruch. Jeśli w jego efekcie pożądany Cubingo pojawi się na stole (czy to w płaszczyźnie poziomej, pionowej czy też łamanej, tj. niejako wewnątrz litery „L”), gracz może kartę sobie zatrzymać (na zasadzie zdobytego punktu). Gra kończy się w momencie, gdy zabraknie – i tu dwie wersje do wyboru: kostek lub kart (w tym drugim przypadku kostki trzeba podbierać z już ułożonych), a wygrywa oczywiście osoba, która zgarnęła więcej kart.
Pamiętając, że mamy do dyspozycji cztery różne kolory głów oraz cztery miny/ubrania, a krawędzi na trzymanej w ręku kostce jest dwanaście, w dodatku mogąc swobodnie kostką obracać, szybko dochodzimy do wniosku, że zachowując dotychczasowe reguły zawsze wygra ten, kto szybciej krzyknie, zatrzymując rundę (blokując ruch przeciwników) – prawie zawsze bowiem da się pożądanego Cubinga ułożyć (a im więcej kostek na stole, tym łatwiej). W tym momencie staje się więc oryginalna gra raczej nieciekawa… W narzucającym się od razu innym wariancie gracze nie krzyczą, lecz sięgają swoją kostką, po prostu układając stworka. O ile w tym wariancie przedszkolaki także nie mają szans ze starszymi (dziećmi czy dorosłymi), o tyle już dzieci w wieku około dziesięciu lat spokojnie mogą rywalizować z dorosłymi. Niestety, dochodzić tu może do przepychanek i kłótni, więc i ten pomysł ma swoje wady.
Ponieważ jednak najważniejsza w dobrej zabawie jest wyobraźnia, wraz z dziećmi na szybko wymyśliliśmy zupełnie inne gry, do których zapraszamy naszych czytelników:
Zamiast „kto pierwszy, ten lepszy”, gra odbywa się w systemie turowym, kostki (z wyjątkiem startowej) czekają z boku. Gracz, na którego przypada kolej, losuje jedną z kart, po czym próbuje / sprawdza, czy jest możliwe ułożenie Cubinga z obrazka, dokładając sześcianik tylko i wyłącznie z lewej lub prawej strony kostki (węża, czy też domino z kostek) leżącej na stole. Do dyspozycji mamy tylko te elementy, które widzimy, a więc front i górę elementu. Nie zawsze dołożenie jest możliwe… W takim przypadku karta pozostaje na stole, a kolejny gracz losuje następną. Stosik punktów do zgarnięcia rośnie!
W tej grze młodsi gracze mają równe szanse ze starszymi.
Kostki chowamy do pudełka, karty tasujemy i rozkładamy w układzie 4 na 4, stworkami do dołu. Gracze kolejno odwracają po jednej karcie, licząc i pamiętając, ile zostało odkrytych głów danego koloru i min. Gdy zostanie wykryty dowolny komplet czterech kart (tj. z jedną cechą wspólną), gracz z triumfalnym okrzykiem wskazuje, które karty tworzą układ, po czym są one znów tasowane i rozkładane.
W tej grze z dorosłymi będą na równi rywalizować tylko starsze dzieci.
W obu powyższych propozycjach równe szanse mają oczywiście także gracze stojący na tym samym poziomie, w tym samym wieku. Zapewne bez większego problemu da się wymyślić kolejne gry z przemiłymi trójokimi stworkami. Wydają się być bardzo chętne do wspólnej zabawy…