Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Sarah Prineas
‹Zagubiony›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułZagubiony
Tytuł oryginalnyLost
Data wydania26 stycznia 2011
Autor
PrzekładEwa Bobocińska
Wydawca Jaguar
CyklZłodziej magii
ISBN978-83-7686-034-3
Cena32,90
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Zagubiony

Esensja.pl
Esensja.pl
Sarah Prineas
1 2 »
Przedstawiamy fragment powieści Sarah Prineas „Zagubiony”. Książka będąca drugim tomem cyklu „Złodziej magii” ukaże się nakładem wydawnictwa Jaguar.

Sarah Prineas

Zagubiony

Przedstawiamy fragment powieści Sarah Prineas „Zagubiony”. Książka będąca drugim tomem cyklu „Złodziej magii” ukaże się nakładem wydawnictwa Jaguar.

Sarah Prineas
‹Zagubiony›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułZagubiony
Tytuł oryginalnyLost
Data wydania26 stycznia 2011
Autor
PrzekładEwa Bobocińska
Wydawca Jaguar
CyklZłodziej magii
ISBN978-83-7686-034-3
Cena32,90
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Mrugałem oczami, oślepiony światłem. Podłoga w mojej pracowni była zasłana strzępami wydartych z księgi kartek oraz potłuczonym szkłem. Stół leżał do góry nogami niczym martwy karaluch. W rogach pokoju kłębiły się tumany dymu i kurzu. Kawałek nadpalonej stronicy sfrunął spod sufitu i opadł na ziemię tuż obok mnie. Sięgnąłem po niego. Był to fragment pracy Prattshawa opisujący efekty kontrafuzji.
Pirotechnika zadziałała. Magia przemówiła do mnie znowu i to bez locusa magicalicusa! Ale co powiedziała?
Usłyszałem spieszne kroki Nevery’ego na schodach. Gwałtownie otworzył drzwi.
– Do licha, chłopcze! – wrzasnął. – Co ty wyprawiasz?
Zakaszlałem, wytrząsnąłem z włosów odpryski szkła i wstałem z podłogi.
– Tylko malutki eksperyment pirotechniczny – mruknąłem.
Przyjrzałem się swojej uczniowskiej szacie. Miała trochę więcej śladów przypalenia niż poprzednio. Nevery skrzywił się.
– Eksperyment pirotechniczny. Myślałem, że masz więcej rozumu. – Opuścił swoje krzaczaste brwi na oczy. – A skąd wziąłeś wolne srebro, hm?
Wzruszyłem ramionami.
Znowu rozległy się kroki i w progu, za plecami Nevery’ego, stanął Benet, jego służący i ochroniarz w jednej osobie. Na czerwonej, zrobionej na drutach kamizelce Beneta, na jego koszuli i rozpłaszczonym od ciosu pięścią nosie widniały smugi mąki. Najwyraźniej oderwał się od zagniatania ciasta.
– Nic mu się nie stało? – zapytał.
– Nic – zapewniłem. – Nevery, magia znów przemówiła do mnie.
– Przemówiła? A więc pirotechnika zadziałała… Miałeś rację. Ciekawe. Co powiedziała?
– Brzmiało to tak… – Czy wydawało mi się, że magia była przerażona? Ale dlaczego? Wyrecytowałem Nevery’emu to, co magia powiedziała: Damrodellodesseldeshellarhionvarliardenliesh. – Czy znasz takie zaklęcie?
– Nie, chłopcze. Nigdy go nie słyszałem – powiedział Nevery. – Hm. Powtórz to jeszcze raz.
Powtórzyłem, tym razem wolniej.
Szarpnął koniec brody i zmarszczył brwi, chociaż tym razem nie dlatego, że był na mnie zły. Mruknął coś niewyraźnie pod nosem.
– Kolacja gotowa – oznajmił Benet i ruszył w stronę schodów.
– Chodźmy, chłopcze – rzekł Nevery.
Wyszliśmy z domu i ruszyliśmy przez dziedziniec przed Heartsease. Laska Nevery’ego postukiwała głośno o kocie łby.
Heartsease błyszczało w ostatnich promieniach zachodzącego słońca. Dwór został wzniesiony z piaskowca, miejscami przyczernionego sadzą. Znaczna część domu była jednak w ruinie, jakby ktoś cisnął weń ogromnym głazem i zrobił gigantyczną wyrwę na samym środku. Dach został zmieciony, a kamienne bloki i kolumny rozsypały się. Po latach na gruzach wyrosły krzewy róż i bluszcz. W jednej z ocalałych części domu znajdowała się moja pracownia, natomiast gabinet Nevery’ego, kuchnia, spiżarnia, pokój Beneta i moje lokum na poddaszu mieściły się w drugim skrzydle.
– Nevery, skąd się wzięła ta dziura na środku Heartsease? – zapytałem.
Nevery rzucił mi jedno ze swoich przenikliwych spojrzeń.
– Pytanie bardzo a’propos, chłopcze.
Kiwnąłem głową.
Zatrzymał się i wsparł się na lasce.
– Posłuchaj, chłopcze. Przyznaję, że ja również swego czasu eksperymentowałem z pirotechniką. Ale ostrzegam cię. Moje doświadczenia zakończyły się dwudziestoletnim wygnaniem z Wellmet. I takie próby – tu wskazał laską na moją pracownię – mogą cię wpędzić w poważne tarapaty, jeśli nie będziesz bardziej ostrożny. – Odwrócił się i ruszył przez dziedziniec.
Wygnanie. Nie chciałem podejmować takiego ryzyka. Ale mój locus magicalicus rozsypał się w błyszczący pył. To pozbawiło mnie szansy rozmowy z magią, chociaż czułem, że ona przez cały czas mnie obserwuje. Nie miałem więc wyboru: musiałem zajmować się pirotechniką, przynajmniej do czasu znalezienia drugiego locusa.
Ruszyłem za Neverym, ale nagle kątem oka dostrzegłem coś czarnego. Od zeszłej zimy, odkąd zniszczyliśmy wraz z Neverym urządzenie Pana Podziemi i uwolniliśmy magię z niewoli, na dużym drzewie rosnącym na samym środku dziedzińca nie pojawiały się czarne ptaki. Teraz jednak coś się zmieniło. Na samym czubku drzewa, na najwyższej gałęzi przysiadł jeden mroczny cień i zerkał na mnie błyszczącymi, żółtymi ślepiami.
– Witaj, ty tam na górze – zawołałem.
Ptak poruszył się na gałęzi, zakrakał i popatrzył w inną stronę.
Tylko jeden ptak. Może magia przysłała go znowu, żeby miał na wszystko oko? Może przyciągnęła go eksplozja? Czy pozostałe ptaki również wkrótce nadlecą? Nevery stał w łukowato zwieńczonych drzwiach domu.
– Chodź, chłopcze – przywołał mnie.
– Patrz, Nevery – krzyknąłem, pokazując mu czubek drzewa.
Nevery wyszedł, kulejąc, na dziedziniec i zadarł głowę, żeby spojrzeć na górne gałęzie drzewa.
– Na co mam patrzeć? – zapytał. Zapadła już noc i czarny ptak w ciemnościach stał się niewidoczny.
Trudno. Mistrz mruknął coś i wrócił do domu.
Wszedłem za nim wąskimi schodami do kuchni. Benet nakrył już do kolacji. Pociągnąłem nosem w nadziei, że wyczuję zapach biszkoptów i bekonu. Ryba i… – rzuciłem okiem na stół – …duszone jarzyny, pikle i chleb. Mniam! Zdjąłem szarą szatę, jaką nosili uczniowie czarodziejów, powiesiłem ją na haczyku przy drzwiach i usiadłem przy stole obok Nevery’ego.
Benet postawił na stole słoik.
– Dżem – powiedział i wrócił do kuchenki. Zdjął patelnię z ognia i położył na każdym talerzu parującą, ościstą rybę. Potem odstawił patelnię, usiadł przy stole i zabraliśmy się do jedzenia.
– Będziesz jeszcze to robił? – zapytał mnie Benet i wskazał brodą moją pracownię.
Kiwnąłem głową i wyjąłem ość z ryby. Poczułem na sobie karcące spojrzenie Nevery’ego. I nagle zrobiłem się jakby mniej głodny.
Nevery skrzywił się i pociągnął długi łyk piwa.
– Nie, nie będzie już tego robił. – Wycelował we mnie widelec. – Jeżeli mistrzowie dowiedzą się, że przeprowadzasz eksperymenty pirotechniczne, chłopcze, to wyrzucą cię z miasta, zanim się obejrzysz. W tej chwili mają na głowie poważniejsze sprawy i nie będą się patyczkować z jakimś krnąbrnym uczniem.
Racja. Powinienem po prostu zachować większą ostrożność.
W milczeniu grzebałem widelcem w jarzynach na talerzu. Rozmyślałem o zaklęciach, jakie usłyszałem od magii. Damrodellodesseldeshellarhionvarliardenliesh. Może to ostrzeżenie? Ale przed czym? Powinienem nauczyć się języka magii. Muszę poszukać tego słowa w księgach zaklęć przechowywanych w academicosie. A może części tego słowa.
Damrodell…
Odesseldesh…
Ellarhion…
Varliarden…
Liesh.
Ugryzłem kromkę chleba z dżemem, popiłem wodą. Lady zwinęła się w kłębek przy moich stopach. Wsunąłem rękę pod stół i nakarmiłem ją kawałeczkami ryby.
– Woda – powiedział Benet po zakończeniu obiadu.
Złapałem wiadro i pobiegłem na dziedziniec do studni. Potem pomogłem mu pozmywać talerze. Nevery poszedł na górę do swojego gabinetu. Wziąłem jabłko i wszedłem po szerokich, kręconych schodach. Znałem Nevery’ego i wiedziałem, że ma ochotę jeszcze na mnie pokrzyczeć za eksperyment pirotechniczny.
Siedział przy stole i pisał list. Pokój wydawał się bardzo przytulny w różowawym blasku magicznych latarni, które płonęły w kinkietach na ścianach. Wysoki sufit zdobiły bogate sztukaterie, a ściany – wypłowiała, kwiecista tapeta. Podłogę przykrywał wyblakły i zakurzony dywan, a ustawiony pośrodku pokoju stół zarzucony był książkami i papierami.
– Nevery? – rzuciłem pytająco.
– Chwileczkę – mruknął, nie podnosząc głowy.
Ugryzłem jabłko i podszedłem do jednego z wysokich okien. Wychodziło na Zmierzch, czyli tę część miasta, w której się wychowałem. Niebo nad Zmierzchem
miało odcień ciemnego fioletu, przechodzącego u góry w czerń. W stłoczonych wzdłuż wąskich, stromych uliczek domach paliło się zaledwie kilka świateł. Za moimi plecami Nevery przewrócił kartkę na drugą stronę i pisał dalej, metalowa stalówka poskrzypywała o papier.
Zjadłem cały miąższ jabłka, potem pochłonąłem ogryzek, a ogonek wyrzuciłem przez okno.
Nevery odłożył pióro i podniósł kartkę do góry, żeby atrament szybciej wysechł.
– Od ubiegłej zimy, od tamtej historii z Panem Podziemi nie chodzisz do szkoły.
1 2 »

Komentarze

02 XII 2011   02:27:55

W ”Złodzieju magii” stosunki Conna i jego mistrza były zimne, a nawet można by je określić oschłymi. Teraz trochę się to zmieniło. Starzec, który uczył Conna magii, ale nie zważał na niego i nie poświęcał mu zbyt wielkie uwagi, nauczył się lepiej postrzegać chłopca, ufać mu. Między tą dwójką można dostrzec pewnego rodzaju uczucie, które jeszcze w przyszłości najprawdopodobniej da o sobie znak. Drugi tom daje nam też możliwość zobaczenia, jak Nevery i Conn dają sobie radę osobno. Mistrz i uczeń są cały czas w kontakcie listownym i to przez te wiadomości, można dostrzec najwięcej uczuć płynących z obu stron. Pokazanie przypływów przyjaźni drogą listową, to niebywały wyczyn. Autorka pod ty względem radzi sobie wyśmienicie. Drugi tom może być również dobrą okazją do poznania starych bohaterów, a szczególnie przeszłości tej dwójki.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Esensja czyta: Luty 2011
— Jędrzej Burszta, Miłosz Cybowski, Michał Foerster, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Daniel Markiewicz, Marcin Mroziuk, Mieszko B. Wandowicz

Tegoż twórcy

Esensja czyta: Styczeń 2011
— Jędrzej Burszta, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka, Joanna Słupek, Agnieszka Szady, Monika Twardowska-Wągrowska, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.