Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

J.D. Robb, Patricia Gaffney, Mary Blayney, Ruth Ryan Langan
‹Fałszywa śmierć›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułFałszywa śmierć
Tytuł oryginalnyThe Lost
Data wydania1 marca 2011
Autorzy
PrzekładBogumiła Nawrot
Wydawca Prószyński i S-ka
CyklOblicza śmierci
ISBN978-83-7648-642-0
Format400s. 125×195mm
Cena33,—
Gatunekkryminał / sensacja / thriller
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Fałszywa śmierć

Esensja.pl
Esensja.pl
J.D. Robb
1 2 »
Zapraszamy do lektury fragmentu opowiadania J.D. Robb „Fałszywa śmierć” wchodzącego w skład zbioru pod tym samym tytułem. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka.

J.D. Robb

Fałszywa śmierć

Zapraszamy do lektury fragmentu opowiadania J.D. Robb „Fałszywa śmierć” wchodzącego w skład zbioru pod tym samym tytułem. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka.

J.D. Robb, Patricia Gaffney, Mary Blayney, Ruth Ryan Langan
‹Fałszywa śmierć›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułFałszywa śmierć
Tytuł oryginalnyThe Lost
Data wydania1 marca 2011
Autorzy
PrzekładBogumiła Nawrot
Wydawca Prószyński i S-ka
CyklOblicza śmierci
ISBN978-83-7648-642-0
Format400s. 125×195mm
Cena33,—
Gatunekkryminał / sensacja / thriller
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Rozdział 1
W przyjemny letni dzień trzy tysiące siedmiuset sześćdziesięciu jeden pasażerów promu płynęło przez port nowojorski na Staten Island. Dwoje z nich myślało o morderstwie.
Pozostałe trzy tysiące siedemset pięćdziesiąt dziewięć osób na pokładzie jaskrawopomarańczowego promu, nazwanego „Hillary Rodham Clinton”, zwyczajnie wybrało się na wycieczkę. Większość z nich stanowili turyści, którzy filmowali i uwieczniali na zdjęciach panoramę Manhattanu bądź odwieczny symbol niepodległości – Statuę Wolności.
Nawet w 2060 roku, prawie dwa wieki po tym, jak po raz pierwszy powitała w nowym świecie pełnych nadziei imigrantów, pozostała niepokonana.
Pasażerowie zaciekle walczyli o miejsca, z których rozciągał się najpiękniejszy widok, chrupali chipsy sojowe i opróżniali kupione w barach puszki napojów chłodzących, podczas gdy prom sunął majestatycznie pod błękitnym niebem po spokojnych wodach rzeki Hudson.
Słońce prażyło, więc zapach olejków ochronnych mieszał się z zapachem wody, a pasażerowie mimo to tłoczyli się na pokładach przez cały dwudziestopięciominutowy rejs z dolnego Manhattanu na Staten Island. Wodolotem pokonaliby tę odległość dwa razy szybciej, ale to nie względy praktyczne były tu najważniejsze. Chodziło o tradycję.
Większość zamierzała wysiąść w zatłoczonej przystani
St. George, a potem tą samą drogą wrócić do miasta. Przejażdżka nic nie kosztowała, było ciepło, a to był sympatyczny sposób na spędzenie godzinki.
Niewielka grupka stałych pasażerów, która wolała ten tryb podróżowania do pracy od mostów, wodolotów i tramwajów powietrznych, siedziała z dala od największych tłumów i zabijała czas, robiąc coś na palmtopach albo rozmawiając przez komórki.
Lato oznaczało obecność większej liczby dzieci. Niemowlęta płakały lub spały, raczkujące maluchy kwiliły albo chichotały, a rodzice starali się zająć marudne pociechy widokiem okazałego posągu i mijanych stateczków.
Dla Carolee Grogan ze Springfield w stanie Missouri przejażdżka promem oznaczała odhaczenie kolejnej pozycji na liście rzeczy obowiązkowych do zaliczenia podczas rodzinnych wakacji. Oprócz niej wykaz obejmował między innymi wjazd na ostatnie piętro Empire State Building, wizyty w ogrodzie zoologicznym w Central Parku, Muzeum Historii Naturalnej, katedrze Świętego Patryka, Metropolitan Museum (chociaż nie była pewna, czy rzeczywiście przekonała do tego męża oraz dwóch synów – dziesięcio- i siedmioletniego), na wyspie Ellis i w Memorial Park, a także przedstawienie na Broadwayu – obojętne jakie – i zakupy na Piątej Alei.
Żeby nie wyjść na egoistkę, uwzględniła mecz piłkarski na stadionie Yankee i pogodziła się z tym, że będzie musiała samotnie odwiedzić przybytek Tiffany’ego, kiedy jej mężczyźni udadzą się do raju miłośników wideo na Times Square.
Czterdziestotrzyletnia Carolee urzeczywistniła marzenie swojego życia. W końcu udało jej się wyciągnąć męża na wschód od Missisipi.
Czy Europa jest o wiele dalej?
Kiedy szykowała się do zrobienia zdjęcia Steve’owi i synom, jakiś stojący w pobliżu mężczyzna zaproponował swoją pomoc, więc ustawili się wszyscy do zdjęcia na tle dostojnego posągu. Gdy Carolee odzyskała już aparat i wróciła do spoglądania na wodę, trąciła męża łokciem.
– Widzisz. Był bardzo miły. Nie wszyscy nowojorczycy są opryskliwi.
– Carolee, to turysta jak my – stwierdził Steve z uśmiechem. – Prawdopodobnie z Toledo. – Wolał się z nią przekomarzać, niż przyznać, że całkiem dobrze się bawi.
– Zapytam go.
Mąż tylko pokiwał głową, kiedy podeszła do mężczyzny, by zamienić z nim kilka słów. Cała Carolee. Potrafiła rozmawiać ze wszystkimi wszędzie i o wszystkim.
Kiedy wróciła, rzuciła mu triumfujący uśmiech.
– Jest z Maryland, ale – dodała, dźgając go palcem – od prawie dziesięciu lat mieszka w Nowym Jorku. Płynie na Staten Island, żeby odwiedzić córkę. Właśnie została mamą. Jego żona bawi u niej od kilku dni, by jej pomagać. Wyjdzie po niego na przystań. To ich pierwszy wnuk.
– Dowiedziałaś się też, jak długo są małżeństwem, gdzie i jak poznał żonę i na kogo głosował w ostatnich wyborach?
Roześmiała się i dała mu kolejnego kuksańca.
– Chce mi się pić.
Spojrzała na młodszego syna.
– Wiesz co? Mnie też – stwierdziła. Może pójdziemy i przyniesiemy coś do picia dla wszystkich? – Wzięła go za rączkę i zaczęła torować sobie drogę przez tłum. – Podoba ci się, Pete?
– Jest nieźle, ale wolałbym obejrzeć pingwiny.
– Zrobimy to jutro z samego rana.
– Czy mogę dostać sojdoga?
– Znowu? Zjadłeś go zaledwie godzinę temu.
– Ładnie pachną.
Wakacje to czas dogadzania sobie – uznała i obiecała:
– Dobrze, kupię ci sojdoga.
– Ale chce mi się siusiu.
– W porządku. – Jako doświadczona matka już podczas wsiadania na prom odszukała toalety, więc teraz pewnie ruszyła w ich stronę. A ponieważ Pete wspomniał o siusianiu, sama poczuła, że też musi z nich skorzystać.
Wskazała mu męską toaletę.
– Jeśli wyjdziesz pierwszy, zaczekaj tutaj. Pamiętasz, jak wygląda załoga promu? Jakie nosi mundury? Gdybyś potrzebował pomocy, zwróć się bezpośrednio do kogoś z obsługi.
– Mamo, idę tylko zrobić siusiu.
– Ja też. Zaczekaj na mnie tutaj, jeśli wyjdziesz pierwszy.
Patrzyła za nim, jak odchodzi, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że jak tylko odwrócił się plecami do niej, musiał wznieść oczy do góry. Rozbawiona skierowała się do damskiej toalety.
I zobaczyła napis: „Nieczynne”.
– Cholera.
Zastanowiła się, jaki ma wybór. Powstrzymać się, aż kupią hot dogi i napoje – w przeciwnym razie syn będzie się dąsał – a potem odszukać inną toaletę. Albo… zajrzeć do środka… Z pewnością nie wszystkie kabiny są nieczynne. A ona potrzebowała tylko jednej…
Pchnęła drzwi i weszła do środka. Nie chciała zostawiać Pete’a samego zbyt długo. Myślała jedynie o tym, żeby szybko zrobić siusiu i wrócić do barierki, by obserwować, jak dopływają do Staten Island.
Stanęła jak wryta.
Krew, pomyślała, tyle krwi.
Kobieta leżąca na podłodze wydawała się w niej skąpana. Stojący nad jej ciałem mężczyzna w jednym ręku trzymał jeszcze ociekający krwią nóż, a w drugim – paralizator.
– Przepraszam – powiedział i zabrzmiało to całkiem szczerze.
Kiedy Carolee cofnęła się o krok i zaczerpnęła powietrza, żeby krzyknąć, nacisnął spust paralizatora.
– Naprawdę najmocniej przepraszam – powtórzył, gdy Carolee osunęła się na podłogę.
*
Porucznik Eve Dallas nie spodziewała się, że tego popołudnia będzie mknęła motorówką przez nowojorski port. Rano pomagała Peabody, swojej partnerce kierującej śledztwem w sprawie śmierci Vickie Trendor, trzeciej żony Alana Trendora, który rozbił jej czaszkę butelką kiepskiego kalifornijskiego chardonnay i niewzruszenie twierdził, że nie można powiedzieć, iż rozwalił jej mózg, bo żona mózgu nie miała.
Kiedy prokurator i obrońca uzgadniali warunki ugody, trochę nadgoniła pracę papierkową, omówiła z dwójką detektywów strategię postępowania w prowadzonym przez nich śledztwie, a kolejnemu pogratulowała zamknięcia dochodzenia.
Według niej był to całkiem udany dzień.
A teraz razem z Peabody pędziła łodzią wielkości deski surfingowej w kierunku pomarańczowego kadłuba promu tkwiącego w połowie drogi między Manhattanem a Staten Island.
– To prawdziwy odlot! – krzyknęła Peabody. Stała w pobliżu dziobu, a wiatr rozwiewał jej krótko ostrzyżone włosy.
– Dlaczego?
– Jezu, Dallas! – Zsunęła okulary przeciwsłoneczne niżej na nos i spojrzała na Eve brązowymi oczami, w których malował się zachwyt. – Płyniemy łodzią. Znajdujemy się na wodzie. Człowiek często zapomina, że Manhattan jest wyspą.
– I właśnie to mi odpowiada. A tak to człowiek zadaje sobie pytania o to, jak to się dzieje, że ta wyspa nie tonie – pod ciężarem tych wszystkich budynków, ulic, ludzi powinna pójść na dno jak kamień.
– Daj spokój – zaśmiała się Peabody i poprawiła okulary na nosie. – Statua Wolności – wskazała – to prawdziwy hit wszech czasów.
1 2 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Solidarność babska
— Anna Kańtoch

Trzy w jednym czyli prorokini (mało)szalona
— Jan Rudziński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.