Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 11 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Stepan Chapman
‹Trojka›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułTrojka
Tytuł oryginalnyThe Troika
Data wydania8 kwietnia 2011
Autor
PrzekładWojciech Szypuła
Wydawca MAG
SeriaUczta Wyobraźni
ISBN978-83-7480-204-8
Format240s. 135×202mm; oprawa twarda
Cena35,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Trojka

Esensja.pl
Esensja.pl
Stepan Chapman
« 1 2

Stepan Chapman

Trojka

Mogliby posuwać się szybciej, gdyby Eva zgodziła się jechać dżipem albo dosiadać brontozaura, ona jednak wolała iść pieszo, bo całodzienna jazda wprawiała ją w otępienie, po którym źle spała i nie śniła. A kiedy nie śniła, burza była nieunikniona. W dodatku burze stawały się coraz gorsze. Sama świadomość, że gdzieś tam na nią czyhają, przyprawiała Evę o myśli samobójcze. Gdzie jednak krył się oprawca, który je na nich popychał?
Co uniemożliwiało ich śmierć? Kto cofał każdą śmiercionośną decyzję? Kto wetował samobójstwa? Podczas drogi przez pustynię Eva umierała już więcej razy, niż umiałaby zliczyć. Raz rzuciła się w przepaść. Przy innej okazji Alex przetrącił jej kark. Jeszcze kiedy indziej Naomi położyła się na niej, przygniotła ją i udusiła. Nie miało to żadnego znaczenia: przychodziła tylko kolejna burza, po której Eva budziła się do życia jak nowa. Jakby ją ktoś naprawił. Ale kto? Kto pociągał za sznurki, które wyrywały ją z jej mózgu? Kto zmuszał ją do gry w komórki do wynajęcia w poszukiwaniu ciała, w którym mogłaby zamieszkać? Często się nad tym zastanawiała.
Wzeszły pierwsze gwiazdy. Wiatr się wzmógł.
Naomi uniosła łeb i zobaczyła całkiem niedaleko kamienisty żleb, werżnięty głęboko w skałę, schodzący do ziemi i osłonięty przed wiatrem. Chyba nadawałby się na spędzenie nocy. Naomi zwinie się w kłębek, powyciąga zębami kamienie spomiędzy palców, nasika do destylatora Aleksa i nakarmi Evę na wpół przetrawionym pokarmem. A potem wszyscy spróbują zasnąć. Może, zanim nastanie dzień, burza minie.
Alex mamrotał pod nosem; ściszył głośnik do minimum, ale pozostała dwójka i tak słyszała go doskonale:
To do niej podobne: żeby mi mówić, jak mam prowadzić! Już ja ją nauczę szacunku. Brudna zdzira! Cuchnący mały cipoliz! Obrzydliwa pizdojebka!
Co on tam, konia wali? – zainteresowała się Naomi.
Pewnie próbuje, odparła Eva. Nie zwracaj na niego uwagi.
Ojciec ma nierówno pod sufitem, prawda, matko?
Tak, drogie dziecko. Nie inaczej.
Naprawdę musimy tak iść i iść?
Dziś już nie, powiedziała Eva. Jutro ruszymy dalej.
A dojdziemy kiedyś do końca?
Nie wiem.
Powiesz mi, kiedy dojdziemy?
Tak, Naomi, powiem ci.
Wiatr zawodził głucho. Eva usiadła, wyplątała okulary z włosów i przyjrzała się im. Miedziany drut lśnił rdzawo. Złożyła okulary i schowała do kieszeni. Wsunęła dłonie pod pachy, czując wilgoć i ciepło swojego ciała. Zacisnęła pięści.
Gdybym była brontozaurem, jak Naomi, zmiażdżyłabym Aleksa jak metalowego robala, powiedziała sobie w duchu.
Tylko że przecież była już brontozaurem, nie dalej niż przed tygodniem. Jedną burzę temu. Albo dwie. Naprawdę była brontozaurem. Trzeba go było zgnieść, kiedy miała ku temu okazję.
Jedną albo dwie burze temu… A może to cały czas jest jedna i ta sama burza, która po prostu chodzi za nimi krok w krok? Przez jaki teren przechodzili przed tygodniem? Wysiliła pamięć. Połacie wyschniętego, spękanego błota. Całe mile pylistego błota pociętego zębatymi pęknięciami; skoślawione plastry miodu z miliona stopionych uli.
Dzisiaj znajdowała się w kobiecie, w której zaczynała. Nagle uświadomiła sobie, że Naomi też przyjęła pierwotną postać. Dziś każdy był na swoim miejscu. Dopiero teraz to zauważyła.
Wciśnięte między dwie kamienne ściany dno żlebu było piaszczyste. Wiatr świszczał w górze. Zwiesiwszy głowę, Eva wpatrywała się w piasek pomiędzy swoimi udami. Podrapała się po szyi. Nikt nic nie mówił.
Naomi wystawiła głowę na wiatr i skubnęła porost. Jej długi, szorstki jęzor wyskrobywał zielsko wprost ze skalnych rozpadlin.
Eva obeszła żleb, zdzierając scyzorykiem uschnięte porosty z kamieni. Zgarnęła brunatne strzępki na kupkę i wykopała w piasku dołek na rozpalenie ognia.
Alex zaparkował na otwartym terenie, tuż za granicą żlebu. Gwiazdy świeciły jasno. Niebo było bezchmurne.
Nagle wszyscy poczuli, że nadciąga burza.
– Ożeż w mordę! – zawołał Alex.
Zrobili to samo co zawsze. Pochylili się i zetknęli głowami. Nie znali innego sposobu na zmniejszenie uciążliwości burzy.
Eva wygramoliła się ze żlebu i podbiegła do dżipa. Rozłożywszy się na płask na masce wozu, przytknęła policzek do przedniej szyby. Na wietrze zimny kombinezon nieprzyjemnie kleił się jej do ciała, za to stal, którą teraz pod sobą czuła, była sucha i ciepła. Chwyciła się wlotu powietrza. Ręce jej się trzęsły. Poczuła, jak Naomi układa obok niej swój łeb, owionął ją jej wilgotny oddech. Olbrzymi szary brontozaur udrapował się wokół dżipa, zawinął ogon i położył go na piasku, cichy jak wał chmur. Masywne cielsko chroniło przed wiatrem.
Czemu nie krzyczysz? – zasyczał Alex na Evę. Nie boisz się? Wiem, że się boisz! Umierasz ze strachu! Myślisz, że nas to obchodzi?
Zamknijże się! – jęknęła Naomi. Najlepiej oboje się zamknijcie.
Mam nadzieję, że ta burza wywieje cię na księżyc i wprasuje w kamień, buczał monotonnie Alex. Wtedy będziesz się mogła drzeć do woli i nikt nie będzie musiał cię słuchać.
Naomi zamknęła oczy. Błony mrużne prześliznęły się po szklistych zielonych kulach wielkości arbuzów, które po chwili zniknęły w fałdach pomarszczonej skóry. Troje wędrowców wyczekiwało pierwszego uderzenia burzy. Im ciaśniej się skupią, tym mniejszy będzie ból. Gdyby nie to, dawno już rozbiegliby się w trzy różne strony, wrzeszcząc wniebogłosy. To burze trzymały ich razem.
Wiatr zaszumiał całkiem blisko, ani cichszy, ani głośniejszy niż wcześniej. Zalało ich gwałtowne wrażenie zbliżającego się tłumu. Naomi wybałuszyła ślepia, wykręciła szyję i dziko potoczyła wzrokiem. Zobaczyła burzowe chmury, w sinych wnętrznościach których poruszały się jakieś postaci – promieniste sylwetki unoszące się na białych skrzydłach, z głowami okolonymi aureolami wyładowań elektrycznych.
– Anioły! – wykrzyknęła. – Widzę anioły wśród chmur!
– Uspokój się! – zawołała Eva.
Burza zassała ich w skowyczący czarny lej.
Ich dusze stały się trzema kolczastymi rozgwiazdami skrobiącymi w spojenia jednej czaszki. Płakali, zawodzili, rwali włosy z głowy, błagali o ratunek, krwawili, wyżerali sobie serca, tracili rozum. Zabrakło im łez, tchu i krwi, ale guz w głowie Naomi i tak krwawił, a ona nie mogła go zgryźć, nie mogła wyciągnąć go zębami.
Wirowali i koziołkowali w powietrzu: pazury, ręce, koła, przewody, skóra, ciało, Eva, Alex, Naomi – wyrwani z korzeniami ze swoich ciał, ciśnięci w jakimś niepojętym kierunku, w końcu porzuceni w spadku swobodnym. Spadali bez szczęk, bez osi, bez dłoni, czepiając się powietrza.
Naomi rozchyliła jedno oko. Znajdowało się z boku jej głowy, na wysokości nozdrzy. Znów była brontozaurem.
Eva otworzyła oczy: jedno, dwoje, czworo. Jej akumulatory się wyczerpały. Zgasiła reflektory.
Alex obudził się w ciele starej Meksykanki, zdyszany i roztrzęsiony. Czuł się tak, jakby zamiast głowy miał zmiażdżoną tykwę. Ukrył twarz w dłoniach.
– Ja już dłużej nie wytrzymam – poskarżył się.
Nie miał jednak wielkiego wyboru.
Wszystkie gwiazdy pogasły. Nie były to gwiazdy ziemskie – na to były zbyt liczne i zbyt jasne. Metalowe nadwozie dżipa stygło w chłodnym wieczornym powietrzu, z rzadka mącąc ciszę cichym ping albo ponk.
Naomi się przeciągnęła, wyginając grzbiet jak kotka. Wróciła do wylotu żlebu, recytując pod nosem sutry. Alex zgramolił się z maski samochodu i klęknął na białym kamieniu. Wiatr zwiewał mu długie siwe włosy na twarz. Zaczął płakać.
Eva naładowała iskrowniki i zakręciła rozrusznikiem. Noc była miła, w sam raz na przejażdżkę, ale zabrakło prądu w akumulatorach. Nie pozostało jej nic innego jak pójść spać.
Spanie, pomyślał Alex. Co za obrzydliwy nawyk.
Ja nie śpię, pomyślała Naomi.
To idź spać, odparła Eva.
Nie mogę. Ojciec jest wredny i niemiły, nie chce opowiedzieć bajki.
Opowiedz jej jakąś historię, poleciła w myślach Eva. Pomóż nam zasnąć.
Nie znam żadnych historii.
To coś wymyśl, wtrąciła Naomi. Opowiedz nam o fabryce.
Nigdy nie pracowałem w fabryce.
Ależ pracowałeś, pracowałeś. Stale o tym śnisz. Nie bądź taki złośliwy, opowiedz nam coś.
I Alex to zrobił. Naomi słuchała go, a potem zasnęła i nie była już pewna, czy Alex opowiada o czymś, co mu się przydarzyło, czy o czymś, co wyśnił. A może śnił i jednocześnie mówił przez sen? Albo to ona, Naomi, wyśniła to wszystko od początku do końca?
koniec
« 1 2
8 kwietnia 2011
1) Przeł. R. Stiller.

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

W tym szaleństwie nie ma metody
— Jędrzej Burszta

Esensja czyta: Czerwiec 2011
— Miłosz Cybowski, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.