Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Kathy Reichs
‹206 kości›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Tytuł206 kości
Tytuł oryginalny206 Bones
Data wydania8 czerwca 2011
Autor
PrzekładAleksandra Górska
Wydawca Sonia Draga
CyklTemperance Brennan
ISBN978-83-7508-330-9
Format408s.
Cena37,—
Gatunekkryminał / sensacja / thriller
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

206 kości

Esensja.pl
Esensja.pl
Kathy Reichs
« 1 2 3 »

Kathy Reichs

206 kości

A gdzie się teraz podziewa Ryan? Prawdopodobnie biesiaduje gdzieś z przyjaciółmi. A może grzeje się przy kominku ze swoją eks.
Zaklinał się niby, że on i Lutetia to już przeszłość. Ale czy aby na pewno?
Bez znaczenia. Już i tak po herbacie.
Naprawdę?
Oczy mnie piekły, plecy coraz bardziej dawały się we znaki. Musiałam się skoncentrować.
Mimo woli przez głowę przemknęły mi słowa piosenki.
I’ll have a blue Christmas without you…
Omiotłam oczyma salę. Żadnej skarpetki czy radosnego Świętego Mikołaja w zasięgu wzroku.
Byłam sama w prosektorium dziesięć dni przed Bożym Narodzeniem.
Będę sama w domu.
Pieprzyć to. Obiecałam sobie, że rano zadzwonię do Ryana i poproszę o zwrot ptaka. Lepsze towarzystwo papugi niż siedzenie w czterech ścianach samotnie jak palec. Może zaśpiewamy razem jakąś kolędę albo dwie.
– Cztery ćwierkające ptaszki, trzy francuskie kokoszki… – zanuciłam.
Pieprzyć lametę i ostrokrzew. Jak to mówił Dickens?
Będę obchodzić Boże Narodzenie w sercu. Dobrze. Pójdę za radą starego dobrego Charliego.
O, chwila.
Charlie i Charlie.
Wcześniej jakoś nie zauważyłam tej zbieżności.
Charlie, moja papuga. Charlie, moja stara miłość z liceum, teraz prawnik w Biurze Obrońcy Publicznego hrabstwa Mecklenburg w Charlotte.
Ledwo zaczęliśmy się spotykać, kiedy pod koniec listopada wyjechałam z Karoliny Północnej do Montrealu. Poza tym, Bogiem a prawdą, pierwsza randka nie wypadła za dobrze.
Oględnie mówiąc. Mocno popiłam, żłopiąc merlota litrami, a potem zlewałam gościa przez tydzień.
Wyobraziłam sobie, jak teraz wygląda: wysoki jak koszykarz, cynamonowa skóra, oczy koloru bożonarodzeniowej lamety.
Nie wiedzieć czemu, ta wizja nie poprawiła mi humoru.
Dlaczego tkwię w podziemiach i mozolę się nad kośćmi.
Czego mam szansę dokonać tego wieczora? Nie zdołam potwierdzić tożsamości. Hubert nie zadał sobie trudu dostarczenia dokumentacji medycznej Christelle Villejoin.
– Chujek pewnie żłopie gdzieś ajerkoniak pod jemiołą i czeka na całusa.
Teraz już użalałam się nad sobą na serio.
– Dwa żółwiowe gołębie…
Westchnąwszy, wzięłam do ręki kolejny paliczek.
Obie powierzchnie stawowe były zbite i wyświechtane, ich krawędzie otoczone falbanką narośli. Zapalenie stawów.
Ruszanie tym palcem musiało piekielnie boleć.
Przed oczyma znowu stanęła mi ta sama wizja co w lesie. Starsza kobieta stojąca boso w bieliźnie nad własnym grobem.
Obraz płynnie przeszedł w drugi. Ujrzałam twarz babci w dniu, w którym zgubiła się w centrum handlowym South Park. Wyraz paniki w jej oczach. Ulgę, gdy mnie zobaczyła.
Poczucie winy skutecznie przepędziło autoużalanie.
So this is Christmas – zanuciłam Lennona – …and what have you done?
Umieściłam paliczek we właściwym położeniu.
Wybierałam kolejny, kiedy ciszę brutalnie przerwał dźwięk mojej komórki. Podskoczyłam, paliczek wypadł mi z rąk.
Zerknęłam na zegar. Dwudziesta dziesięć.
Przeniosłam wzrok na wyświetlacz.
Ryan.
Zdejmując jedną rękawiczkę, chwyciłam aparat i odebrałam.
– Brennan.
– Gdzie jesteś?
– Gdzie ty jesteś?
– Dzwoniłem do ciebie na stacjonarny do mieszkania.
– Czyżbym słyszała irytację w jego głosie?
– Nie ma mnie tam.
Zapadło milczenie. Nasłuchiwałam, ale nie wyłowiłam z tła żadnych dźwięków.
– Jesteś jeszcze tutaj? – spytał.
– Moja odpowiedź wymagałaby znajomości twojej obecnej lokalizacji. – Podniosłam paliczek i położyłam go na stole.
– Siedzisz w kostnicy, tak?
– Formalnie rzecz biorąc, nie. Jestem w sali sekcyjnej. I nie siedzę.
Wiedziałam, że z racjonalnego punktu widzenia moje niezadowolenie nie ma nic wspólnego z Ryanem. Ale ponieważ akurat znalazł się na linii strzału, więc obrywał.
– Jest sobota wieczór – powiedział.
– Jeszcze tylko jedenaście dni, żeby obkupić się tanio przed świętami.
Puścił mimo uszu mój sarkazm.
– Ślęczysz tam od piętnastej.
– I?
– Usiłujesz ustalić tożsamość tej ofiary z Oka?
– Nie, robię staruszce sweter na drutach.
– Potrafisz być kolosalnym wrzodem na dupie, Brennan.
– Praktyka czyni mistrza.
Cisza.
– Co w tym jest takiego pilnego, że nie może poczekać jeden dzień?
– Kiedy skończę inwentaryzację szkieletu, będę mogła skonstruować profil biologiczny i zbadać uraz. Wtedy ewentualnie zabiorę tyłek na szerokość geograficzną, gdzie rtęć w termometrach nie zamarza.
– Jadłaś coś?
Pytanie tylko nakręciło moją już niemałą irytację.
– Skąd to nagłe zainteresowanie moją dietą?
– Jadłaś?
– Tak – skłamałam.
– Chcesz, żebym podrzucił cię do domu?
Chciałam.
– Nie, dzięki.
– Pada śnieg.
– Radocha dla cholernego świata – powiedziałam.
– Siedzę na górze.
– Czyli nie jestem jedyną frajerką bez prywatnego życia.
– Czego trzeba, żebyś ze mną pojechała? – spytał cierpliwie.
– Chloroformu.
– Dobre.
– Dzięki.
Minęła dłuższa chwila ciszy, zanim się znowu odezwał.
– Prowadzę teraz głównie sprawę sióstr Villejoin, więc przeglądałem akta. Mogę cię wprowadzić.
Milczałam.
– Zmęczenie sprzyja błędom – dodał.
Miał rację. A mi zależało na przełomie w śledztwie w sprawie zabójstwa staruszek.
Zerknęłam na rozłożony szkielet. Ze wszystkich dwustu sześciu kości tylko paliczki ręki nie zostały jeszcze ułożone na właściwych miejscach.
Nazajutrz była niedziela. Jeśli tylko nie dojdzie do jakiejś katastrofy, stół nie będzie używany. Pomieszczenie było zabezpieczone. Już wcześniej zdarzało mi się zostawiać szczątki na noc.
I byłam zmęczona.
– Za dziesięć minut spotkamy się na korytarzu – powiedziałam.
Była to decyzja, której potem gorzko żałowałam.
Rozdział 14
Ryan postawił na swoim, bo byłam zbyt zmęczona, by się kłócić. I zbyt głodna. Dotarło to do mnie, gdy przebierałam się w dresy, które trzymam w zakładzie.
Kiedy spytał mnie, na co mam ochotę, powiedziałam, co pierwsze przyszło mi na myśl:
– Ryby.
Ryan zaproponował Molivos. Przystałam. Knajpę dzielił od mojego mieszkania krótki spacerek.
Kwadrans po tym, jak się rozłączyliśmy, sunęliśmy Avenue de Lorimier w kierunku tunelu Ville Marie. Wycieraczki niczym wahadło metronomu przesuwały się w tę i we w tę po przedniej szybie. Nie była to jeszcze śnieżyca, ale sypało całkiem porządnie.
Ryan prowadził, a ja sprawdziłam maile na swoim BlackBerrym.
Amazon chciał sprzedać mi książki. Abe’s of Maine chciał sprzedać mi sprzęt elektroniczny. Boston Proper chciał mi sprzedać ubranie. Usuń. Usuń. Usuń.
Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami prosiło o wsparcie. Zgoda. Zachowaj.
Jakiś kolega chciał, żebym wystąpiła na konferencji w Turcji. Zachowaj z myślą o grzecznej odmowie.
Katy donosiła, że Pete i Summer wyjechali na tydzień na wyspy Turks i Caicos. Pytała, kiedy wrócę do Charlotte.
Odpowiedziałam, że na pewno zjawię się na czas na naszą wyprawę do Belize dwudziestego pierwszego.
Otrzymałam także dwie oferty produktów mających ze stuprocentową pewnością zadowolić moje genitalia i trzy propozycje zarobienia milionów dzięki afrykańskim bankom.
Kiedy wreszcie wsunęłam aparat do etui, Ryan wyjeżdżał z tunelu na Atwater. Na rue Sainte-Catherine skręcił w prawo, potem w lewo w Guy. Nieliczni przechodnie przemykali szybko ze zgarbionymi plecami i pochylonymi głowami. Chodniki, parapety i schody były już przykryte kołderką śniegu, a na dachach samochodów i znakach drogowych tkwiły białe puszyste czapy.
« 1 2 3 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.