Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jess Walter
‹Krajobraz finansów poety›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKrajobraz finansów poety
Tytuł oryginalnyThe Financial Lives of the Poets
Data wydania15 czerwca 2011
Autor
PrzekładUrszula Gardner
Wydawca Sonia Draga
ISBN978-83-7508-344-6
Format292s.
Cena34,90
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Krajobraz finansów poety

Esensja.pl
Esensja.pl
Jess Walter
« 1 2 3 »

Jess Walter

Krajobraz finansów poety

– Nic ci nie jest?
– Nie. Po prostu lecę z nóg. Niewiele ostatnio spałem… Właściwie: w ogóle nie spałem.
Ike zerka na zegarek.
– Cholera, muszę spadać. – Podnosi się ociężale. – Ale wiesz co, Matt? Zazdroszczę ci. Jesteś obecnie jedynym znanym mi człowiekiem, który potrafi mówić o czymś innym niż tylko cięcia w budżecie, zwolnienia i powolne umieranie gazet.
Wychodząc, Ike kiwa głową barmance-striptizerce, a ona stawia kropkę nad i, ostentacyjnie go ignorując. Ike zagląda jeszcze do kuchni, gdzie Marty lepi babeczki i kanapki na popołudniową zmianę. Słyszę zgrzytliwy głos Marty’ego, rodem ze Wschodniego Wybrzeża:
– Cześć, pismaku. Co w prasie piszczy?
– Wierzyciele – odpowiada Ike i już go nie ma.
Też powinienem się zbierać, ale czuję się tak, jakby coś utkwiło mi w gardle (czemu tak się przejmuję jednym głupim ziewnięciem?), zakręcam resztką swojej latte, pociągam łyk i…
– Możemy się dosiąść?
Zadzieram głowę. Nad stolikiem wiszą dwaj wysocy faceci, oświetleni od góry jaskrawymi sufitowymi lampami. Muszę zmrużyć oczy, żeby widzieć ich wyraźnie. Jeden jest w moim wieku, łysiejący, brylaty, w sztruksowej marynarce i koszuli bez krawata. Drugi wydaje się młodszy, ma przylizane brązowe włosy z przedziałkiem pośrodku i lotniczą kurtkę narzuconą na sweter.
– Proszę bardzo, właśnie wychodzę. Będziecie mieli cały stolik dla siebie. – Zaczynam zbierać swoje rzeczy.
– Nie chcielibyśmy pana odstraszyć – mówi ten młodszy i uśmiecha się. – Czemu nie posiedzi pan z nami chwilkę, Matthew?
O kurwa. Kurwa, kurwa. Gliniarze. Każdy, kto choć krótko pracował jako reporter, potrafi ich wyczuć nosem. Zwłaszcza jeśli są we dwóch; parami emitują z lekka kafkowskie wibracje.
Nie, ganię się w myślach, nie popadaj w paranoję. To nie gliniarze. Dopadła cię paranoja, to wszystko. Nie ma powodu brać ich za gliniarzy.
Siadają, a ja lepiej im się przyglądam. Ten starszy – z błyszczącą czaszką, półuśmiechem i w okularkach, najgroźniejszy księgowy w całej firmie – przesuwa po blacie wizytówkę. Na wizytówce widnieje tarcza.
O-ho. A więc jednak gliniarze.
Kurwa kurwa kurwa.
Uśmiechają się do mnie.
Przeczyszczam gardło. Podnoszę wizytówkę. Greg Reese. Porucznik. Policja stanowa. Koordynator, Regionalny Zespół ds. Narkotyków. Kurwa kurwa kurwa kurwa.
Ten młodszy szczerzy się jak głupi do sera. Podnosi serwetkę, którą odłożyłem. Pokazuje ją starszemu koledze.
– Dziesięć funtów? Ciekawe czego?
– Betonu – odpowiadam, czując, że się czerwienię. – Na podjazd przed domem.
– Co pan powie. – Porucznik Reese kręci głową. – Chce pan wylać podjazd dziesięcioma funtami betonu?
– Załatać dziury.
Nonszalanckim gestem sięgam po aktówkę stojącą na krześle obok i opuszczam ją bliżej swoich pocących się, podskakujących nerwowo stóp. W tej aktówce, za pustym kalendarzem, którego nie zdążyłem zapisać, nim mnie wyrzucono z pracy, tkwi plastikowy woreczek z trzema uncjami, z jakimi wiązałem wielkie nadzieje – miały one stanowić zaczyn mojego przyszłego bogactwa, mój ratunek; owe trzy uncje dopiero co zebranej pierwszorzędnej gandzi rodem z Kolumbii Brytyjskiej. Powolutku odsuwam aktówkę od siebie.
– Dobrze się pan czuje? – pyta mnie ten łysy, porucznik Reese.
Musi być świetnym policjantem.
– Doskonale.
No dobra, główkuj. (A) Potrzebny im nakaz albo coś, przynajmniej niezły powód, żeby mnie zaaresztować? (B) Poza tym skąd niby mieliby wiedzieć? (C) Chyba nie mogą ot tak poddać kogoś rewizji? (A może mogą?) (D) Tylko bez paniki. (E–I) Wszystkiemu zaprzeczaj, zaprzeczaj, zaprzeczaj, zaprzeczaj, zaprzeczaj. (J) Tak, nie ma się czym przejmować. (K) Przypadkiem nie pozwól im zajrzeć do aktówki. (L) Tylko bez paniki. (M) Przestań wreszcie panikować.
– Idę zamówić kawę – ogłasza ten młodszy, wciąż się szczerząc.
– Zamówić też dla pana, Matthew?
– Nie. Dziękuję. – Tętno wali mi w skroniach. – Muszę już iść.
Większość podejrzanych popełnia jakiś błąd w ciągu pierwszych pięciu minut. Bądź zamknięty w sobie. Siedź cicho. Zachowuj dystans. Chwila, czy ja właśnie pomyślałem o sobie: „podejrzany”? Kurwa, kurwa…
– Nie pamięta mnie pan, prawda? – pyta Młody Gliniarz.
(N) Nie odzywaj się bez potrzeby, tylko winni gadają bez opamiętania.
Potrząsam przecząco głową.
– Pan pracuje w gazecie, zgadza się? – Poruszając wargami, odsłania rewelacyjnie białe zęby. – Ja byłem rzecznikiem prasowym oddziału SWAT. Przed paroma laty rozpracowaliśmy wytwórnię metamfetaminy i gang włamywaczy. Pan przeprowadził ze mną wtedy wywiad. Chyba miał pan weekendowy dyżur czy coś. Opisał pan wszystko w niedzielnym wydaniu. Moja mama wycięła ten artykuł z gazety, oprawiła w ramki i powiesiła sobie na ścianie, dlatego utkwił mi w pamięci. Nawet teraz mam przed oczami pański podpis: Matthew Prior.
– A… tak… oczywiście – bąkam, mimo iż niczego takiego sobie nie przypominam.
Ale zalewa mnie fala ulgi. Dlatego zwrócił się do mnie po imieniu. Tak kiedyś podpisywałem swoje kawałki. (Później stało się modne dodawanie inicjału z przodu, wzorem „New York Timesa”, tak więc odtąd byłem D. Matthew Prior). No jasne! Ci dwaj wcale nie chcą mnie aresztować – skąd niby mieliby wiedzieć, co mam w aktówce? To po prostu dwaj gliniarze, którzy wpadli na kawę i pączka. I poznali mnie z dawnych czasów. Uśmiecham się do nich.
A jednak przeżyty strach, otarcie się o katastrofę czegoś mnie uczy. Tym właśnie było moje ziewnięcie – delikatną przestrogą. Zatem to koniec. Moja kariera w branży narkotykowej dobiegła finiszu. Za dużo stresu. Biorę głęboki wdech. Szczerzę się zupełnie jak młodszy z policjantów.
– No więc… jak pana zdaniem sobie poradziłem?
– O, wyśmienicie – odpowiada. – Nie pominął pan żadnego szczegółu. Wciąż pan pisze dla tej gazety?
Powoli się rozluźniam.
– Nie, skasowałem odprawę.
– Czytałem o zwolnieniach. To szaleństwo, co się dzieje w naszej prasie. – Młody policjant kręci głową i zwraca się do starszego kolegi: – Wyobrażasz sobie świat bez gazet?
– Bez trudu – odpowiada tamten.
Potem młody śmieszek mówi znowu do mnie:
– Czym zatem pan się teraz zajmuje…
– Poza handlowaniem narkotykami? – dokańcza za niego ten starszy, łysy, grubiański porucznik Reese. Ton głosu ma obojętny, ale i tak zmroził mi krew w żyłach. I jeszcze się na mnie gapi. Nie… on się gapi przeze mnie.
– S… słucham?
Porucznik Reese nachyla się w moją stronę.
– Może powinniśmy zajrzeć do tej teczki, którą tak od siebie odsuwasz… Matthew?
Żuchwa zaczyna mi drżeć.
– Na pewno nie chce pan kawy? – pyta mnie ten młody.
A ja myślę: oni naprawdę zgrywają dobrego i złego glinę.
Młody policjant przynosi mi kawę. Muszę bardzo się starać, żeby nie zwymiotować, słuchając szorstkiego starszego policjanta stanowego, porucznika Reese’a, i szczerzącego się młodszego, z policji miejskiej, który jak się okazuje, nazywa się Randy Martinez. Obaj na zmianę mi wyjaśniają, że: (A) Od czterech lat współpracują ze sobą w ramach finansowanego ze środków federalnych zespołu, którego zadaniem jest infiltracja i rozbicie grup przestępczych przerzucających na masową skalę kolumbijską marihuanę na zachód Stanów. (B) W ostatnim okresie tej owocnej współpracy przymknęli podejrzanego, który chcąc uniknąć oskarżenia, zgodził się zostać TW – tajnym współpracownikiem – i wyśpiewał wszystko o pewnym ciekawym rolniczym miasteczku, gdzie pewien lokalny geniusz farmerstwa i jego wredny adwokat wspólnymi siłami zdołali uszczknąć solidny kawałek narkotykowego tortu, hodując i wypuszczając na rynek podróbki. (C) I choć nie należy do ich obowiązków zamykanie takich pączkujących prywatnych inicjatyw – normalnie tylko by przekazali informację miejscowym stróżom prawa – wielkość tego konkretnego przedsięwzięcia zwróciła ich uwagę.
– Już się przymierzaliśmy do zamknięcia tej sprawy – informuje mnie młody Randy – gdy kto się napatoczył?
Domyślam się, że chodzi o mnie, ale siła mojego głosu nie pozwala na wzięcie udziału w rozmowie; w dodatku wciąż się boję, że się porzygam, jak tylko otworzę usta. Dłoń, którą oplatam przyniesioną przez Randy’ego filiżankę, skacze jak szalona. Kręcę więc tylko głową.
« 1 2 3 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.