Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Denis Avey, Rob Broomby
‹Człowiek, który wkradł się do Auschwitz›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułCzłowiek, który wkradł się do Auschwitz
Tytuł oryginalnyThe Man who Broke into Auschwitz
Data wydania21 września 2011
Autorzy
PrzekładRoman Palewicz
Wydawca Insignis
ISBN978-83-61428-44-2
Format376s. 140×210mm
Cena39,99
Gatunekhistoryczna, non‑fiction
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Człowiek, który wkradł się do Auschwitz

Esensja.pl
Esensja.pl
Denis Avey, Rob Broomby
1 2 3 4 »
Prezentujemy fragment powieści Denisa Aveya i Roba Broomby „Człowiek, który wkradł się do Auschwitz”. Książka ukaże się nakładem wydawnictwa Insignis.

Denis Avey, Rob Broomby

Człowiek, który wkradł się do Auschwitz

Prezentujemy fragment powieści Denisa Aveya i Roba Broomby „Człowiek, który wkradł się do Auschwitz”. Książka ukaże się nakładem wydawnictwa Insignis.

Denis Avey, Rob Broomby
‹Człowiek, który wkradł się do Auschwitz›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułCzłowiek, który wkradł się do Auschwitz
Tytuł oryginalnyThe Man who Broke into Auschwitz
Data wydania21 września 2011
Autorzy
PrzekładRoman Palewicz
Wydawca Insignis
ISBN978-83-61428-44-2
Format376s. 140×210mm
Cena39,99
Gatunekhistoryczna, non‑fiction
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Prolog
22 stycznia 2010
Ledwie wysiadłem z taksówki przy pilnie strzeżonej bramie Downing Street, a już przed moimi ustami pojawił się mikrofon. Cóż mogłem powiedzieć? Znalazłem się tam z powodu moich dokonań w czasie wojny. I nie chodziło ani o moją walkę w Afryce Północnej, ani że zostałem schwytany przez Niemców, ale o to, co zdarzyło się w Auschwitz.
W 1945 roku nikt nie chciał słuchać, więc przestałem o tym mówić na niemal sześćdziesiąt lat. W najgorszej sytuacji była moja pierwsza żona. Budziłem się zlany potem, w przemoczonej pościeli, nękany przez ten sam sen. Do dziś widzę tego biednego chłopaka, jak spływając krwią, stoi na baczność i znosi zadawane w głowę razy. Przeżywam to każdego dnia, nawet teraz, po niemal siedemdziesięciu latach. Kiedy poznałem moją drugą żonę, Audrey zorientowała się, że coś jest nie tak i że wiąże się to z Auschwitz, ale nie potrafiłem z nią na ten temat rozmawiać przez całe dziesięciolecia. Teraz nie mogę przestać o tym mówić. A Audrey myśli, że przeszłość mnie pochłonęła; uważa, że powinienem się od niej uwolnić i iść dalej, iść do przodu. W moim wieku to nie takie proste.
Błyszczące drzwi budynku przy Downing Street 10, które tak często widywałem w wiadomościach poświęconych władzom państwowym, otworzyły się i wszedłem do środka. W holu oddałem płaszcz. Skierowano mnie na górę, schodami, wzdłuż których rozwieszono oprawione w ramy portrety byłych premierów. Przystanąłem przed podobizną Churchilla. Pomyślałem sobie, że fotografia jest zaskakująco mała, jak na tak wielkiego przywódcę. Musiałem zaczerpnąć tchu, oparłem się na mojej metalowej lasce, po czym ruszyłem dalej, mijając powojennych premierów – najwyżej znaleźli się Thatcher, Major i Blair.
Na górze opadłem na krzesło. Miałem dziewięćdziesiąt jeden lat, potrzebowałem trochę czasu, żeby dojść do siebie po takiej wspinaczce. Spojrzałem z podziwem na wspaniałą Salę Terakotową, na jej wysoki sufit i żyrandole. Wiedziałem, że tego ranka premier Gordon Brown ogłosił, iż będzie zeznawał w sprawie wojny w Iraku, zbliżały się wybory, zastanawiałem się więc, czy znajdzie czas, by mnie przyjąć.
Panująca w pokoju atmosfera zmieniła się błyskawicznie, kiedy wszedł premier. Od razu skierował się w moją stronę i uścisnął mi dłoń. Mówił bardzo cicho, prawie szeptem. Salę wypełniali ludzie, lecz mimo to wydawało mi się, że spotkanie jest prywatne.
– Jesteśmy z pana dumni, bardzo dumni. To zaszczyt móc pana tutaj gościć – powiedział. Poruszyły mnie te słowa.
Jego żona, Sarah, także podeszła i przedstawiła się. Nie wiedziałem, co robić, więc pocałowałem ją w rękę i powiedziałem, że jest piękniejsza niż w telewizji. To była prawda, ale chyba nie powinienem tego mówić. Na szczęście dziewięćdziesięciolatkowi można wybaczyć taki nietakt. Szybko zmieniłem temat na bezpieczniejszy:
– Podobało mi się pani niedawne przemówienie.
Uśmiechnęła się i podziękowała.
Ekipy telewizyjne i fotografowie prasowi chcieli uwiecznić nas obu. Premier przeżywał w tym czasie polityczne trudne chwile. Powiedziałem mu więc, że nie podoba mi się, jak koledzy wbijają mu nóż w plecy i gdyby potrzebował ochroniarza, to jestem do dyspozycji. Słysząc te słowa, uśmiechnął się i obiecał, że będzie o tym pamiętał.
– Nie chciałbym pańskiej posady za żadne skarby świata – dodałem. Choć na niego nie głosowałem, wiedziałem, że jest porządnym człowiekiem, i podziwiałem jego szczerość.
Gordon Brown poświęcił mi całą uwagę i przez chwilę miałem wrażenie, że nie interesują go inni obecni. Jedno moje oko jest szklane – to kolejna spuścizna po Auschwitz – starałem się zatem patrzeć na niego tym prawdziwym. Premier też widzi tylko na jedno oko. Rozmawiając, siedzieliśmy tak blisko, że prawie dotykaliśmy się czołami.
Premier mówił o „odwadze” i „męstwie”, a ja zacząłem mu opowiadać o Auschwitz, IG Farben, SS, o wszystkich tych rzeczach, podając dość chaotycznie różne szczegóły. W pewnym momencie nie mogłem znaleźć odpowiedniego określenia i posłużyłem się niemieckim słowem Häftling, oznaczającym więźnia.
– Mnie też się to zdarza, kiedy wspominam tamte dni – powiedział jeden z obecnych, który przeżył obóz koncentracyjny.
Wkrótce potem uhonorowano mnie jako jednego z dwudziestu siedmiu brytyjskich „bohaterów Holokaustu”, co nauczyło mnie pokory, gdyż większość odznaczono pośmiertnie. Żyło jeszcze tylko dwóch; tym drugim był Sir Nicholas Winton, który na terenie okupowanej Czechosłowacji uratował ponad sześćset dzieci. Otrzymałem medal z litego srebra, z wyrytymi słowami: „W służbie ludzkości”. Po drodze wyznałem jakiemuś dziennikarzowi, że teraz umrę jako szczęśliwy człowiek. Musiało minąć niemal siedemdziesiąt lat, żebym mógł to powiedzieć.
Potrafię już mówić o tych strasznych czasach, czuję, że przygniatający mnie ciężar powoli staje się lżejszy. Sięgam pamięcią do sedna tych wydarzeń, do momentu wymiany.

Połowa roku 1944
Wiedziałem, że musimy się śpieszyć. Czekałem, ukryty w małej szopie. Nie mogłem mieć pewności, czy przyjdzie. A jednak się zjawił. Wsunął się do środka, a ja zdjąłem bluzę. Zamknął drzwi, odcinając nas od jazgotu panującego na tym przerażającym placu budowy. Wyśliznął się ze swojego brudnego pasiaka i rzucił go w moją stronę. Założyłem szmaty bez wahania. Patrzyłem, jak ubiera mój mundur polowy, spoglądając przez ramię na drzwi.
Był holenderskim Żydem i wiedziałem o nim tylko tyle, że ma na imię Hans. Ta, wydawałoby się, prosta wymiana sprawiła, że oddałem innemu człowiekowi ochronę, którą zapewniała mi konwencja genewska. Pozbyłem się munduru, ostatniej deski ratunku, szansy na przetrwanie w tym potwornym miejscu. Od tej pory, nosząc jego ubranie, miałem być traktowany tak, jak traktowano jego. Gdyby mnie złapano, jako oszust zostałbym natychmiast zastrzelony. Nie miałem co do tego żadnych złudzeń.
Do Auschwitz III wszedłem z własnej i nieprzymuszonej woli w połowie 1944 roku.
• • •
Rozdział 16
Prowadzono nas kawałek wzdłuż płotu otaczającego budowę IG Farben, w dotkliwym chłodzie i mroku. Wtedy pożegnałem się z diabolicznymi wieżami i kominami, stalowymi bramami, zbiornikami gazu i kilometrami rur. Skręciliśmy na południowy zachód, omijając miasto Oświęcim i zostawiając za sobą kopce zamarzniętej ziemi oraz niedolę, do której nigdy nie mieliśmy powrócić.
Nikt nam nie powiedział, dokąd idziemy. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek przechodził przez tę okolicę, w której mieszkało tak wielu członków cywilnego personelu. Myślałem o żydowskich więźniach, których poznałem, o Ernście, którego siostra w Anglii odważyła się liczyć na to, że może jej brat przeżyje, i o Hansie, o którym nadal niewiele wiedziałem. Myślałem jeszcze o wielu innych, ale to były twarze bez imion.
Nie uszliśmy daleko, kiedy na drodze dostrzegłem kłąb łachmanów, na których zbierał się śnieg. Kiedy podeszliśmy bliżej, rozpoznałem pasiastą tkaninę, przyprószoną teraz bielą i zesztywniałą od mrozu. Dalej leżał następny, i jeszcze następny. Nie można ich było z niczym pomylić. Omijaliśmy zamarznięte zwłoki i szliśmy dalej. Jednych zabito strzałem w twarz i zepchnięto do rowu, inni zostali na drodze tam, gdzie się potknęli i gdzie ich zastrzelono. Uszła z nich ta odrobina ciepła, którą jeszcze utrzymywali w swoich słabowitych ciałach. Dziury po kulach opowiadały tylko połowę historii.
Powinienem był zdać sobie sprawę z tego, że to nie skończy się tak szybko, że będzie więcej spraw wymagających świadków. W tym momencie zabrakło mi pewności, kto przetrwa; kto opowie o tym światu. Wiele tygodni strawiłem, usiłując przewidzieć, jaki będzie koniec. Teraz go poznałem. Niemcy wyprowadzili więźniów żydowskich, licząc na to, że zdołają z nich wycisnąć jeszcze trochę pracy. Lecz gdy niewolnicy słabli, to był ich koniec. Nie wyglądało na to, żeby wielu ocalało.
Więźniów zostawiano tam, gdzie padli, pozwalając im zastygnąć w śniegu. Rozpoczęli ten marsz wygłodniali i wyczerpani, więc wielu od razu zmarło na skutek przemęczenia i głodu. Niektórzy po prostu upadli i więcej nie wstali.
„Śmierć zaczyna się od butów”, napisał później Primo Levi, odnosząc się do czasu, który spędził w obozie Monowitz. Tak właśnie było w obozie koncentracyjnym, gdzie ordynarne drewniaki ocierały stopy, powodując obrzęki i ropienie, spowalniając ludzi, pogarszając ich stan i stając się przyczyną bicia i śmierci. Tak samo było też tam, na śniegu.
Później dowiedziałem się, że Primo Levi należał do tych, którzy byli zbyt chorzy, żeby wyjść z Auschwitz III, dzięki czemu uniknął marszu śmierci i przeżył.
1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.