Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

C.S. Friedman
‹Uczta dusz›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułUczta dusz
Tytuł oryginalnyFeast of Souls
Data wydania19 kwietnia 2012
Autor
PrzekładGrażyna Grygiel, Piotr Staniewski
Wydawca Prószyński i S-ka
CyklMagister
ISBN978-83-7839-116-6
Format608s. 125×195mm
Cena42,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Uczta dusz

Esensja.pl
Esensja.pl
C.S. Friedman
« 1 2

C.S. Friedman

Uczta dusz

Przekupstwo. Groźby. Obietnice. Imnea była przygotowana, by dać temu odpór. Ale prosta, płynąca z głębi serca prośba pochodziła z zupełnie innego arsenału. Poczucie winy dźgnęło ją rozpalonym sztyletem prosto w serce.
Powinnam dać jej nóż i powiedzieć, żeby to zakończyła. Dla dobra dziecka – pomyślała. Jeśli podczas zabójstwa matka nie zetknęłaby się z płynami fizjologicznymi, istniała szansa, że infekcja się nie rozniesie.
Imnea westchnęła i spojrzała na kobiety. Skoro pozbawia je nadziei, zasługiwały chociaż na to, by patrzyła im prosto w oczy. Tym razem napotkała wzrok dziewczyny. Wzrok zaskakująco jasny, biorąc pod uwagę, że z oczu przypominających ciemne księżyce wyzierały głód i ciężar życiowego doświadczenia. Złote plamki tańczyły niczym zaczarowane ogniki w zielonych oczach. Jednak to nie barwa oczu, nie ich przejrzystość, ale to nieokreślone coś, kontrastujące z mrocznym otoczeniem niczym jaśniejąca gwiazda, przykuwało uwagę.
Jakaż głębia była w tym wzroku! Niespotykana u osoby tak młodej. Przez chwilę Imnea zastanawiała się, czy dziewczyna posiada moc. Ale tylko przez krótką chwilę. Nie miała teraz czasu na zajmowanie się sprawami mocy, a już na pewno na ocenę potencjału jakiejś młodziutkiej czarownicy, która prawdopodobnie umrze z głodu i zimna gdzieś w rynsztoku Gansangu, zanim znajdzie odpowiedniego nauczyciela.
Może to właśnie ta myśl poruszyła struny jej serca. A może wspomnienie osób, które szkoliła, dzieci, które urodziła, i wszystkich, którzy przez trzydzieści pięć lat jej życia zwracali się do niej o uleczenie albo o radę, albo o zwykłą pociechę. Może dzięki swej mocy słyszała teraz ich głosy, błagające ją o pomoc dla kobiety. A może to Śmierć znowu z nią igrał, popędzał ją, niecierpliwie oczekując spotkania z kolejną czarownicą ze swojej listy.
Niech cię piekło pochłonie, pomyślała. Bierz moje życie, ale życia tego chłopca ci nie oddam. Jeszcze nie teraz. Zresztą i tak nie chciałaby przeżywać kolejnego roku zarazy. Jeden taki horror wystarczyłby każdemu.
– Daj mi go – powiedziała szorstkim, lodowatym głosem.
Kobieta bez słowa przekazała Imnei zawiniątko. Było lekkie, lżejsze, niż powinno być dziecko w takim wieku, a przecież część tej wagi stanowiły kocyki. Chłopiec nie należał do dużych, a choroba, choć we wczesnym stadium, zdążyła już pozbawić go tych niewielu mięśni. Gdy Imnea wzięła zawiniątko w ramiona, poczuła nagły ból w kościach.
Biedactwo, jeśli uda ci się przeżyć, będziesz mógł kiedyś opiekować się innymi chorymi. Przynajmniej taka w tym pociecha.
Na chwilę zamknęła oczy. Odpoczywała, nabierała sił, by duchowo się przygotować. Na dalszy plan odsunęła dolegliwości i bóle swego przedwcześnie postarzałego ciała, skupiając całą uwagę na swojej racjonalności. Tego jeszcze bogowie jej nie odebrali.

Zaczęła cicho mruczeć, koncentrując się na swoich czarach. Czuła, jak obie kobiety z fascynacją obserwują jej przygotowania. Gdyby tylko mogła pokazać im, jak to jest. Gdyby tylko mogła podzielić się z kimś – z kimkolwiek – bólem i radością, obawą i euforią takiego aktu! Oddałaby wszystko, żeby tylko ktoś zrozumiał, czym jest ta moc i jak wiele kosztuje jej używanie. Może wówczas całe to poświęcenie zostałoby zrozumiane. Może kochano by ją za to, co ofiarowała, zamiast nienawidzić za to, że kilka razy zawiodła.
Gdy w końcu muzyka była gotowa, gdy gotowa była komnata oraz dziecko i jego matka, i czas, i noc za oknami, gdy cały świat był gotowy, Imnea sięgnęła do głębi swojej duszy, gdzie znajdowało się centrum jej mocy, to olśniewające źródło, które odkryła w swojej młodości. Obecnie dusza ta była jednak znacznie starsza i coraz słabsza, już niemal na wyczerpaniu.
Źródło mocy nie przetrwałoby kolejnego roku, powiedziała sobie. A byłby to zimny i samotny rok w otoczeniu nienawidzących ją wieśniaków.
Jesteś tego pewna, Imneo? – szepnął jej do ucha Śmierć. Zupełnie pewna? Tym razem nie będzie odwrotu.
– Niech cię piekło! – syknęła cicho.
Ciepło jej żyjącej duszy wypełniło jej ciało, przeganiając chłód zimowej nocy. Po chwili przepłynęło do ciała chłopca. Czysty, prawdziwie uzdrawiający dar. Imnea zamknęła oczy, ufając, że inne zmysły dostrzegą, jak jej duch wzmacnia zanikającego ducha chłopca, jak zasila jego athrę, kondensuje ją. Ogień zapłonął w żyłach dziecka i chłopiec krzyknął, ale matka i dziewczynka ani drgnęły.
Choroba zdążyła rozprzestrzenić się po całym ciele, zagnieździć w każdym zakamarku. Imnea wypaliła ją zewsząd, pobierała paliwo ze swojej athry, a z duszy chłopca czerpała kondensację. Niektórzy czarownicy twierdzili, że choroba jest jak żywa istota – stawia opór, gdy próbujesz ją zniszczyć. Sama Imnea była święcie przekonana, że to nie jedna, ale tysiąc, a nawet dziesiątki tysięcy żywych istot, które potrafią walczyć, ukrywać się, wręcz zagrzebywać głęboko w ciele, by uniknąć ataku. Trzeba znaleźć je wszystkie, bo inaczej choroba wróci z nową energią. Ileż sił życiowych straciła we wczesnych latach, zanim się tego nauczyła!
Polano w piecu nie zajęło się i ogień wygasał. Do domku wkradał się zimowy chłód. Imnea nie miała jednak dość wewnętrznej siły, by ogrzewać swoje ciało i równocześnie leczyć chłopca. Żadna sensowna czarownica nie traciłaby zresztą mocy na ogrzewanie siebie – była zbyt cenna, by tracić ją do tak banalnych celów. Gdyby tylko zdawała sobie z tego sprawę we wczesnych latach swej czarodziejskiej działalności! Po jej policzku pociekła łza – Imnea przypomniała sobie setki drobnych czarów, bez których mogłaby się obejść, sztuczek wykonywanych dla przyjemności, na pokaz czy dla zwykłej wygody. Gdyby mogła je cofnąć, ile czasu by zyskała? Tydzień, miesiąc, rok życia?
Już za późno, szepnął Śmierć.
Umierała. Tak właśnie wyglądało zbliżanie się do nieuchronnego końca, gdy żar duszy wygasał. Czuła w sobie ostatnie migoczące iskierki athry. Tak mało mocy… Ile jeszcze czasu zostało? Zaledwie minuty, a może cała godzina na to, by zastanowić się, czy postąpiła słusznie?
– Zrobione – powiedziała cicho.
Matka pochyliła się, by odebrać chłopca, ale widząc jego buzię, zawahała się.
– Wygląda tak samo…
– Jego dusza jest już czysta. Krosty znikną ze skóry za dzień czy dwa. Potem dziecko będzie bezpieczne.
A ty, jeśli się zaraziłaś, niestety nie będziesz miała do kogo zwrócić się o pomoc. Bardzo mi przykro…
Imnea usiłowała wstać, by odprowadzić gości do drzwi, ale nogi odmówiły jej posłuszeństwa, a serce… serce biło w piersi mozolnie, dziwnym, nieregularnym rytmem – tak jakby dobosz, który przez trzydzieści pięć lat konsekwentnie pilnował tempa, nagle przerwał grę i pozwolił, by dźwięki kuśtykały nieporadnie.
Było jej zimno, tak bardzo zimno.
– Matko…?
Widziała skupiony na sobie wzrok dziewczyny. Głębokie, wygłodniałe, zdeterminowane oczy chłonęły wiedzę, jakby była paliwem niezbędnym do funkcjonowania duszy.
Patrz, dziecko, co potrafi zrobić moc. Patrz, co się z tobą dzieje, gdy jej używasz.
W oczach dziewczyny nie było jednak strachu ani nawet zdziwienia. Był w nich tylko głód.
Kieruj się zawsze tą nauką, moje dziecko. Pamiętaj o tym, gdy moc cię wabi. Pamiętaj, jaka jest za to cena.
– Chodź, mała. – To głos matki dziecka. Taki cichy, prawie niesłyszalny. Słuch Imnei słabł, świat wokół tracił materialną postać, same pomruki, szum wiatru, cienie. – Idziemy stąd.
Jesteś gotowa? – szepnął Śmierć.
Imnea jeszcze przez chwilę kurczowo trzymała się życia. W tej jednej, krótkiej chwili smakowała marzenia, które ją prowadziły, i opłakiwała te, które pozostały niespełnione.
A potem…
Tak, szepnęła bezgłośnie. Tak, jestem gotowa.
Ostatnie węgielki w piecu zaskwierczały cicho i zgasły.
Pokój pogrążył się w ciemności.
koniec
« 1 2
29 marca 2012

Komentarze

06 VII 2012   20:04:50

Akcja "Uczty dusz" nie wydała mi się zaskakującym pomysłem na powieść. Fabuła tego dzieła fantastycznego przypomina trochę "Grę o tron" George R. R. Martin. Postacie żyją, knują i giną, a wszystko ciągnie się w niemiłosiernie ślamazarnym tempie. Za to tym, co w książce mi się spodobało był styl autorki. Nie mogę go porównać z jej poprzednimi książkami, bo mimo tego, że prześlizgiwały mi się pod palcami, nie miałam z nimi do czynienia. Celia S. Friedman pisze płynnie i jej tekst bardzo szybko się czyta. Opisywane przez nią sceny, postacie, stworzenia szybko przemawiają do wyobraźni czytelnika i chwała im za to.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Gdzieś w połowie drogi
— Beatrycze Nowicka

Tegoż twórcy

Dominium
— C.S. Friedman

Cierp, Łowco, cierp
— Beatrycze Nowicka

Sztuka wyobraźni
— Beatrycze Nowicka

Nietypowe fantasy typowe
— Beatrycze Nowicka

Paleni i mrożeni
— Eryk Remiezowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.