Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 10 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

C.S. Friedman
‹Uczta dusz›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułUczta dusz
Tytuł oryginalnyFeast of Souls
Data wydania19 kwietnia 2012
Autor
PrzekładGrażyna Grygiel, Piotr Staniewski
Wydawca Prószyński i S-ka
CyklMagister
ISBN978-83-7839-116-6
Format608s. 125×195mm
Cena42,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Uczta dusz

Esensja.pl
Esensja.pl
C.S. Friedman
1 2 »
Przedstawiamy fragment powieści C.S. Friedman „Uczta dusz” będącej pierwszym tomem „Trylogii Magistrów”. Objęta patronatem Esensji książka ukaże się nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka.

C.S. Friedman

Uczta dusz

Przedstawiamy fragment powieści C.S. Friedman „Uczta dusz” będącej pierwszym tomem „Trylogii Magistrów”. Objęta patronatem Esensji książka ukaże się nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka.

C.S. Friedman
‹Uczta dusz›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułUczta dusz
Tytuł oryginalnyFeast of Souls
Data wydania19 kwietnia 2012
Autor
PrzekładGrażyna Grygiel, Piotr Staniewski
Wydawca Prószyński i S-ka
CyklMagister
ISBN978-83-7839-116-6
Format608s. 125×195mm
Cena42,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Prolog
Gdy Imnea się obudziła, wiedziała już, że Pan Śmierć na nią czeka.
Od pewnego czasu obserwowała oznaki jego obecności – uporczywy, chłodny powiew z kątów pokoju, spływające z okien cienie, które nie znikały nawet w pełnym świetle, lodowaty dotyk na skórze, gdy leczyła córeczkę Hardingów… Zawsze jeszcze wiele godzin później Imnea dygotała na całym ciele.
Jej lustrzane odbicie nie zdradzało wiele. I nic dziwnego. Czarownicy starzeli się i umierali inaczej niż zwykli ludzie. Ich wewnętrzne paliwo zużywało się w błyskawicznym tempie, jakby do kominka wrzucono naraz cały zapas drew na zimę. Buchnie wtedy imponujący płomień, który jednak szybko się wypali, zasypany własnym popiołem.
Kiedy właściwie to się zaczęło? Czy już w młodości, gdy odkryła, że potrafi robić dziwne rzeczy – małe cuda, w zasadzie bez wartości – czy dopiero niedawno? Czy Śmierć zauważył ją, gdy była małą dziewczynką i niczego nieświadoma, z wypiekami na twarzy tworzyła na parapecie małe tańczące ogniki (och, jakże ukarała ją wtedy matka!), czy też dopiero wówczas, gdy świadomie dotarła w głąb swojej duszy, by dla własnych celów czerpać z niej siłę – z tego centralnego zasobnika duchowej mocy, nazywanej przez mistyków athrą? Kiedy i gdzie zawarła kontrakt ze Śmiercią? Jakim czynem go przypieczętowała? Wyleczeniem syna Atkinsów? Wywołaniem deszczu po wielkiej suszy w roku dziewięćdziesiątym drugim? A może stało się to w dniu, w którym skutecznie oczyściła z gangreny nogę Diruma, sprawiając, że uniknął amputacji?
Miała trzydzieści pięć lat. Wyglądała znacznie starzej. Czuła się jak osiemdziesięciolatka.
Już niedługo, między spadającymi płatkami śniegu brzmiał szept Śmierci. Już niedługo…
Westchnęła, dołożyła drewna do pieca i wzruszyła przygasające węgielki, by rozgorzały na nowo. Minął rok, odkąd ostatni raz użyła swych mocy. Miała nadzieję, że kiedy się z tego wycofa, część siły powróci. Ta wewnętrzna energia, która kreowała athrę, podobno mogła się regenerować, gdy nie była wykorzystywana do czarów. Ale nawet jeśli to prawda, to ile życia zdążyło z niej już ujść? Za każdym razem, gdy używała magii – by uleczyć chore dziecko, wypędzić demona czy pobłogosławić pole, chroniąc je przed atakiem szarańczy – czerpała moc z własnych zasobów życiowych. A nie były one przecież niespożyte. Wszyscy czarownicy to wiedzieli. Tak jak z upływem lat zużywa się ciało – podobnie karleje ogień ducha, tli się, a wreszcie gaśnie. Jeśli używa się paliwa nie tylko do podtrzymania życia, ogień wypala się wielokrotnie szybciej.
Skąd czerpać moc, by leczyć, równocześnie nie zużywając jej? Jak można patrzeć na siniejące dziecko i nie oczyścić jego płuc, nie tchnąć w nie na nowo życia, nawet jeśli przypłaci się to kilkoma cennymi minutami własnego?
Kiedyś te minuty nie miały żadnego znaczenia. Cóż wie na temat czasu młody człowiek, w którego żyłach buzuje moc, domagając się ujścia. Dopiero z wiekiem przychodzi świadomość, że minuty składają się na godziny, godziny – na dni, dni – na lata… A wtedy do drzwi puka Śmierć.
Koniec z czarami, obiecała sobie rok temu. Cały czas, jaki jeszcze jej został, poświęci sobie. Zawiadomiła mieszkańców wsi, że już nie będzie mogła ich leczyć. Jeśli chcą, mogą ją za to znienawidzić. Byłaby to wprawdzie niegodziwość po tym wszystkim, co przez lata dla nich zrobiła, ale czy to dziwne? Już taka jest natura ludzka − dobroczyńcy nie powinni oczekiwać wdzięczności.
I zaczęło się. Dochodziły ją coraz to nowe plotki. Dziecko umarło na ospę – to jej wina, bo nic nie zrobiła. Ktoś inny zmarł wskutek odniesionych ran – to jej wina, bo była bezduszna. Nieważne, że choroby i urazy to część życia i tylko kosztowne cuda mogą je uleczyć. Nieważne, że przez dwadzieścia lat zużywała swoją własną energię, dokonując tych cudów. Nieważne, że przez to na własnym karku czuje już oddech Śmierci. Tego roku porzuciła mieszkańców i tylko to się teraz dla nich liczyło.
Natura ludzka.
Imnea pochyliła się nad ogniem i próbowała przegnać pytanie, które prędzej czy później zadaje sobie każdy czarownik: Czy było warto? Próba odpowiedzi była zawsze ryzykowna. Odpowiedz „nie”, a sam wypełnisz swoje ostatnie dni goryczą. Odpowiedz „tak”, a umieranie będzie twoją własną cholerną winą.
Z zadumy wyrwało ją pukanie do drzwi. Któż ją odwiedza w tych ostatnich dniach? Przecież całe miasto traktuje ją jak pariasa.
Podeszła do ciężkich, dębowych drzwi i otworzyła je. W nikłym świetle zimowego zmierzchu ujrzała dwie osoby. Nie musiała pytać, po co przyszły. Jedna z nich trzymała w ramionach zawiniątko – dziecko, ciasno okutane w kocyk. Poczucie winy i złość połączyły się w bolesne ukłucie w sercu Imnei.
Przecież zapowiedziałam, że się wycofuję. Czy nie wystarczy, że odmawiam wam na rynku, w świątyni, na ulicach? Musicie przynosić mi chore dzieci pod same drzwi, żebym was wygoniła?
Przez chwilę miała ochotę zatrzasnąć drzwi, ale pielęgnowana przez długie lata gościnność okazała się silniejsza. Burcząc, Imnea odsunęła się na bok, zapraszając przybyszy do środka. W przyćmionej poświacie pieca widziała już wyraźniej: wysoka wychudzona chłopka, a obok niej młoda dziewczyna w równie złym stanie. Takie osoby leczysz i odsyłasz do domu, lecz wiesz, że następnego roku Śmierć i tak się o nie upomni – umrą z głodu, wycieńczenia lub z tysiąca innych przyczyn, na które nie pomogą żadne czary. Dziewczyna wyglądała na twardą, jakby niejeden raz miała do czynienia ze zgnilizną tego świata i zdążyła się już przyzwyczaić do fetoru. To zatrważające u tak młodej osoby. Kobieta natomiast była naprawdę zrozpaczona.
– Matko, wybacz, że cię niepokoję… – zaczęła z szacunkiem.
– Nie zajmuję się już leczeniem – przerwała jej Imnea. – Jeśli chcecie kubek herbaty, żeby się ogrzać przed dalszą drogą, to zapraszam. Znajdzie się też może kawałek chleba. Ale to wszystko.
Oczekiwała, że kobieta zechce ją przekonywać, i już się na to przygotowała. Bogowie mogą zaświadczyć, że setki razy przez to przechodziła. Ale kobieta nic nie powiedziała, tylko uchyliła na chwilę rąbek kocyka. Imnea zobaczyła połyskliwe zielone krosty na rozpalonej twarzyczce dziecka. To jej wystarczyło.
Zielona zaraza. Widziała to tylko raz, lata temu, gdy ta choroba zabrała pół miasta. Czarownicy się wtedy zjednoczyli – co było niemal tak niespotykane jak świecący wówczas Czerwony Księżyc – i próbowali wytrzebić infekcję nie tylko z ludzkich ciał, ale z samej wioski. Mówiono, że gdy dawno temu zielona zaraza szła przez kraj, zabijała dwie osoby na trzy. Tym razem było inaczej. Może bogowie − widząc, jak wielu czarowników poświęca lata swojego życia, żeby uleczyć innych − zdobyli się na pojedynczy akt łaski? A może po prostu Śmierć był zbyt zajęty zbieraniem nowych kontraktów, które tamtej nocy oferowali mu czarownicy?
Imnea nie musiała dotykać skóry dziecka, by wiedzieć, że ma gorączkę. Nie musiała też zgadywać jego najbliższej przyszłości – wiedziała, jakie cierpienia czekają je, jeśli choroba się rozwinie. To była potworna, okrutna śmierć.
– Nie zajmuję się już leczeniem – powtórzyła, ale w jej głosie brakowało przekonania, choć bardzo się starała. Cholerni ludzie. Dlaczego przynieśli chłopca do jej domu?
– Ma pani moc. Mówią, że potrafiła pani uleczyć z tej choroby.
– Ale już tego nie robię. Przykro mi. – Każde słowo haratało krtań Imnei rozpalonym ostrzem. Czy ta kobieta nie rozumie, jaką cenę musi płacić za każde uzdrowienie?
Jakim prawem domagasz się mojego życia?
Wiedziała, co będzie dalej. Wkrótce nastąpi atak choroby, przeraźliwym krzykiem dziecko będzie domagało się wody, ale zwymiotuje wszystko, co dadzą mu do picia. Będzie się tak męczyło wiele dni, jeśli rodzina nie ukróci jego cierpień. A oni nic konkretnego nie zrobią. Mogą tylko odprawiać modły, składać dary i błagać bogów, by dali chłopcu siłę do pokonania zarazy. Dziecko będzie więc cierpieć nieskończone męczarnie, aż zostanie z niego tylko wysuszona łupina, z której dawno już uleciała dusza ludzka. Będzie bezgłośnie błagać o ostatnie miłosierdzie.
Potem to samo spotka innych. Wcześniej czy później choroba pochłonie całe miasto. Może nawet sam Gansang, jeśli epidemia aż tak się rozszerzy. Kiedy już zielona zaraza pojawia się w jakimś miejscu, niewiele potrafi ją powstrzymać.
Imnea spojrzała na chłopca. Miał wczesne objawy choroby. Gdyby wyleczyła go teraz – i jeśli nikt więcej nie został zarażony – miasto może być uratowane.
Odwróciła się, by poruszyć palenisko. Nowe polano nie złapało ognia. Węgielki przygasały.
– Proszę… – szepnęła matka dziecka.
1 2 »

Komentarze

06 VII 2012   20:04:50

Akcja "Uczty dusz" nie wydała mi się zaskakującym pomysłem na powieść. Fabuła tego dzieła fantastycznego przypomina trochę "Grę o tron" George R. R. Martin. Postacie żyją, knują i giną, a wszystko ciągnie się w niemiłosiernie ślamazarnym tempie. Za to tym, co w książce mi się spodobało był styl autorki. Nie mogę go porównać z jej poprzednimi książkami, bo mimo tego, że prześlizgiwały mi się pod palcami, nie miałam z nimi do czynienia. Celia S. Friedman pisze płynnie i jej tekst bardzo szybko się czyta. Opisywane przez nią sceny, postacie, stworzenia szybko przemawiają do wyobraźni czytelnika i chwała im za to.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Gdzieś w połowie drogi
— Beatrycze Nowicka

Tegoż twórcy

Dominium
— C.S. Friedman

Cierp, Łowco, cierp
— Beatrycze Nowicka

Sztuka wyobraźni
— Beatrycze Nowicka

Nietypowe fantasy typowe
— Beatrycze Nowicka

Paleni i mrożeni
— Eryk Remiezowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.